"Jestem mamą, nie mogę umrzeć..." Pomóżmy Agnieszce wygrać z nowotworem!

protonoterapia w Czechach i podanie leku Avastin
Zakończenie: 5 Lipca 2018
Opis zbiórki
Jestem Agnieszka, mam 36 lat, dwoje cudownych dzieci i paskudnego raka… Walczę z nowotworem już od 12 lat. Przeszłam niezliczoną ilość wyniszczających chemii, siedem operacji mózgu, radioterapię i protonoterapię. Wszystko na nic… Kilka dni temu usłyszałam to okropne, znienawidzone słowo - wznowa. Tym razem jest jeszcze trudniej, nowotwór jest jeszcze bardziej niebezpieczny. Moją jedyną szansą są terapia protonami i lek Avastin. Bez tego nie mam szans, moje dzieci zostaną sierotami… Proszę o pomoc, by Maksio i Marysia nie wychowywaly się bez mamy...
Idę odebrać z przedszkola córeczkę, po drodze zabieram synka ze szkoły. Myślę wtedy - ile jeszcze takich wypraw przede mną? Jak długo starczy mi sił? Kiedy rak postanowi, że to już koniec…? Przypominam sobie o początku tej drogi przez nowotworową mękę i że mija już 12 lat, odkąd na nią weszłam. Zaczęło się, gdy byłam w ciąży, a właściwie gdy poroniłam. Rozpacz po straconym dziecku, a potem jeszcze to - diagnoza. Parę dni po poronieniu doznałam paraliżu prawej strony ciała. Gdy zaczęli szukać jego przyczyny, znaleźli w moim mózgu guz. Wtedy jeszcze powiedzieli, że jest łagodny, ale wrażliwy na wszystkie zmiany hormonalne. Został wycięty, a mi powiedziano mi, że nie będę mogła już zajść w ciążę, bo to mnie zabije…
A przecież z mężem tak marzyliśmy o dziecku! Podjęliśmy decyzję, by stać się rodzicami dla maluszka, który bardzo potrzebował rodziców. Adoptowaliśmy Maksia i pokochaliśmy najbardziej na świecie. Miało być już dobrze, jak w bajce… Ale rzeczywistość ponownie pokazała, że nie jest kolorowa.
Trzy lata po pierwszej diagnozie doznałam szoku - łagodny guz zmienił się w nowotwór złośliwy. Kolejne lata to była prawdziwa wojna - wielokrotne operacje na otwartym mózgu, balansowanie na granicy życia i śmierci, a w tym wszystkim szczęście w nieszczęściu - mimo tych wszystkich niebezpiecznych operacji, nadal jestem sobą! Nadal żyję, wszystko pamiętam, jestem...
Mój mąż był dla mnie prawdziwym wsparciem, nie dawał mi się poddać. Miałam dla kogo żyć - był już przecież z nami Maks, który bardzo potrzebował miłości obojga rodziców! I wtedy, gdy spodziewaliśmy się tego jak mniej, jak grom z jasnego nieba spadła na nas informacja - byłam w ciąży! Ogromna nadzieja przyniosła jeszcze większy strach. Lekarze odradzali, mówili, że możemy umrzeć: i ja, i dziecko. Musiałam wybierać, musiałam zdecydować. Widziałam tylko jedną właściwą drogę - zrobię co w mojej mocy, by moje dziecko przeżyło! Ciąża była bardzo ciężka - pojawiły się problemy z mową, z pamięcią. Burza hormonów sprawiła to, czego wszyscy się spodziewali. Rak powrócił. Z córeczką pod sercem trafiłam na stół operacyjny, na kolejną operację mózgu. Udało się, przeżyłyśmy! W 2013 roku urodziłam cudowną Marysię, a zaraz potem znów pod nóż chirurga…
Jednak to nie był happy end. Rak wrócił kolejny raz, dwa lata temu. Nowe ogniska, dramatyczna decyzja o kolejnej operacji i terapii… Jednak tym razem wróg zyskał nowe oblicze. Zapis badania histopatologicznego uległ zmianie – guz wcześniej rozpoznany jako glejak, tym razem przyjął nazwę oponiak w IV stopniu złośliwości… Moją szansą była tylko protonoterapia, na którą dzięki Wam udało mi się zdążyć. Potem przyszła cudowna wiadomość - wyzdrowiałam! Ale szczęście naszej czwórki trwało tylko dwa lata…
W Boże Ciało, 30 maja tego roku, na badaniu kontrolnym dowiedziałam się o wznowie. To był szok! Nikt się nie spodziewał, czułam się przecież coraz lepiej… A tu nagle cztery nowe ogniska, które powiększają się z każdym dniem. Moje życie znowu zależy od drogiego leczenia…
Mimo wszystko nie daję chorobie za wygraną. Za miesiąc (16 lipca) idę do szpitala. Przede mną kolejna, ósma już operacja, na którą czekam ze strachem ale i z wielką nadzieją. Niestety, to nie wszystko. Konieczna jest także radioterapia protonowa, mające olbrzymie znaczenie w przypadku leczenia guzów wewnątrzczaszkowych. W Polsce jednak niedostępna dla chorych z guzami mózgu...
Najbliższym zagranicznym ośrodkiem przeprowadzającym taką terapię jest Proton Therapy Center Czech w Pradze, a koszt takiego leczenia jest ogromny - to ponad 230 tysięcy złotych. Nie mogę liczyć na NFZ, sama zaś nie dysponuję tak ogromną sumą, którą na dodatek powinnam zebrać w ciągu kilku tygodni! Terapia musi rozpocząć się 3 tygodnie po operacji. Mój czas ucieka...
Poza tym, ponieważ w moim przypadku byłoby to już trzecie naświetlanie, istnieje podwyższone ryzyko popromiennej martwicy mózgu, dlatego leczenie powinno dodatkowo uwzględniać podanie leku o nazwie Avastin, co wiąże się z kolejnymi, wysokimi, kosztami.
To leczenie jest moją ostatnią nadzieją. Dziękuję za każdy dzień, który dla mnie i mojej rodziny jest ogromnym darem. Kocham mojego męża, kocham moje dzieci… Nie marzę o niczym innym, tylko po prostu być z nimi, jak najdłużej… Zastanawiam się, czy w końcu wygram tę walkę? Czy pisane mi jest zwycięstwo? Przecież wielu lekarzy dziwi się, że ja nadal żyję! Ale przy życiu trzyma mnie miłość do rodziny i nadzieja, a to jest silniejsze niż śmierć… Proszę, pomóżcie mi… Dzięki Wam jeszcze może być dobrze!
Agnieszka