Poświęciła swoje życie, by urodzić synka. Pomóż Agnieszce wrócić do rodziny...

Półroczny, specjalistyczny turnus rehabilitacyjny
Zakończenie: 30 Maja 2018
Rezultat zbiórki
Dzięki Wam Agnieszka może kontynuować rehabilitację, by walczyć o zdrowie!
Od kilku lat staram się z mężem i całą rodziną zapewnić Agnieszce jak najlepszą rehabilitację i godne warunki życiowe. Nie jest to ani łatwe, ani tanie. Zbieramy na ten cel corocznie pieniądze z 1% podatku i z lokalnych zbiórek w naszej miejscowości. Wystarcza to na podstawowe potrzeby pielęgnacyjne, życiowe i rehabilitacyjne Agnieszki.
Zebrane pieniądze w zbiórce na „Siepomaga.pl” pozwolą spokojnie zaplanować i zrealizować tak potrzebną Agnieszce rehabilitację. Okazana nam dobroć ludzi, częto anonimowych dodaje nam sił i energii do dalszej walki o zdrowie Agnieszki.
Agnieszka właśnie wróciła z turnusu w Krakowie, dzięki Wam mamy jeszcze środki na kolejne turnusy! Córka wszystko rozumie, niedługo będziemy próbować porozumiewać się z nią za pomocą Cyber-Oka. Wierzymy, że w końcu będziemy mogli "rozmawiać" z Agnieszką!
Jeszcze raz bardzo serdecznie z całego serca dziękuję i pozdrawiam.
Weronika Krzyk, mama Agnieszki Magnes
Opis zbiórki
Pierwszy dzień na świecie Teodorka okazał się ostatnim dniem życia jego jego mamy… Zła diagnoza, tragedia, która wydarzyła się w karetce i rozpacz nie do opisania - to nie tak miało być! Moja córka miała dopiero 27 lat, była o krok od śmierci, ale jej dawne życie przepadło. Zapadła w śpiączkę… Nie zdążyła nawet poznać swojego synka… Dzisiaj mija już ponad 5 lat od tamtego dnia, a my cały czas walczymy, by Agnieszka do nas wróciła. By mogła być mamą dla Teosia… Proszę, pomóż mojej córeczce. Ona nie zasłużyła na taki los…
Teoś sam chciał napisać prośbę o pomoc. Usiadł mi na kolanach i powiedział: “Babciu, poproś żeby moja mamusia do nas wróciła, napisz tak:...”. Więc piszę jego słowami:
Mam na imię Teodor, bo tak mi dała na imię moja mama. Mam 5 lat, a właściwie 5 i pół i tyle samo czasu moja mama śpi. Bardzo bym chciał pójść z tatą i mamą na spacer, ale bez wózka. Kiedyś mój tatuś chodził z dwoma wózkami! W jednym byłem ja, a w drugim mamusia. Teraz to ja popycham wózek z mamusią, bo tata już z nami nie mieszka… Więcej napisze moja babcia, bo babcia wszystko robi najlepiej: i mamie pomaga jak umie, i bawi się ze mną. Ale chciałbym, żeby mamusia też się ze mną bawiła…
Jestem babcią Teosia i mamą Agnieszki. W ich imieniu bardzo Cię proszę o pomoc… Aga była młoda, piękna i szczęśliwa. Po trzech latach małżeństwa postanowili z mężem postarać się o dziecko. Gdy dowiedziałam się, że wkrótce będę babcią, oszalałam ze szczęścia! Córka pracowała jako księgowa, miesiąc po porodzie miała bronić swoją pracę magisterską. Do dzisiaj ta praca leży w szufladzie…
W trzecim miesiącu ciąży dostała drgawek. Zaniepokojony neurolog skierował córkę na dodatkowe badania, gdzie stwierdzili padaczkę. Uznali, że skoro w rodzinie występowała ta choroba, dotknęła też pewnie Agnieszkę. Gdybym tylko wiedziała, że lekarze postawili złą diagnozę… Ale czasu nie cofnę, mogę tylko mieć żal, który przecież nie wyleczy Agi. W ósmym miesiącu ciąży córkę rozbolał brzuch. Wszyscy sądzili, że to pewnie niestrawność, ale było coraz gorzej. Tragedia rozegrała się dokładnie 26 kwietnia 2012 roku. Tego dnia na świat przyszedł Teoś, tego dnia Aga straciła przytomność. Już jej nie odzyskała…
W końcu po córkę przyjechała karetka na sygnale. W drodze do szpitala dla mojej córki skończyło się dotychczasowe, szczęśliwe życie. Lekarze walczyli także o Teosia - podjęli decyzję o cesarskim cięciu i chociaż po porodzie nie oddychał, udało się go uratować, za co do dziś dziękuję Bogu. Aga nie zdążyła zobaczyć synka, na którego tak czekała. Okazało się, że na skutek błędnej diagnozy i braku odpowiedniego leczenia Aga doznała dwóch rozległych wylewów, które zniszczyły jej mózg. Ich przyczyną była rzucawka ciążowa, błędnie zdiagnozowana jako padaczka.
Aga, zamiast wrócić do domu z synkiem w ramionach, pojechała do Domu Pomocy Społecznej. Tam przez pierwszy okres po operacji miała fachową opiekę, a ja na nowo uczyłam się opieki nad noworodkiem i przygotowywałam do opieki nad Agą w domu. Kolejne siedem miesięcy były dla naszej rodziny największym koszmarem… Przecież mieliśmy cieszyć się z nowego członka rodziny, a tymczasem umieraliśmy ze strachu o Agnieszkę.
Przez te wszystkie lata walczymy o choćby najdrobniejszą poprawę. Dziś Agusia poznaje znajome osoby, śmieje się, porusza prawą stopą, samodzielnie stabilizuje głowę. Wymaga nieustannej rehabilitacji, a ta niestety jest bardzo kosztowna. Jesteśmy z mężem już emerytami, a renta Agnieszki jest bardzo skromna. Dzisiaj właściwie walczymy już sami… Mąż Agnieszki i tata Teosia nie poradził sobie z trudną rzeczywistością, nie dorósł do bycia ojcem. Nie wspiera nas w żaden sposób finansowo, nie pomaga w wychowaniu czy utrzymaniu swojego synka. A ja… przecież jestem mamą i babcią! Nigdy się nie poddam, choć coraz częściej brakuje sił. Nie ma co ukrywać - nie jestem już młoda.
Dlatego postanowiliśmy poprosić o pomoc, bo ponad 5 latach walki nie dajemy już sami rady… Bardzo prosimy o pomoc wszystkich ludzi o wielkich sercach i jednocześnie bardzo dziękujemy choćby za zainteresowanie naszą historią. Wierzymy, że stan Agnieszki kiedyś na tyle się poprawi, że weźmie swojego synka za rączkę i wyruszą razem na wymarzony spacer...