Trwa wyścig z rakiem, 12 marca Agnieszka dostanie ostatnią szansę na życie!

Protonoterapia w Rinecker Proton Therapy Center - jedyna szansa
Zakończenie: 2 Marca 2018
Opis zbiórki
Jeśli myślisz, że brakuje Ci czasu – przeczytaj. Agnieszka nie ma go wcale! Mijają godziny, a w każdej z nich nowotwór rośnie w siłę. Na naszych oczach trwa dramatyczna walka o życie. Jej wynik zależy od nas, bo są tylko dwa wyjścia – leczenie albo śmierć. Prosimy o pomoc w imieniu Agnieszki i jej zrozpaczonych bliskich – Irka, Kuby, Klaudii, którzy nie wyobrażają sobie, że ich żona i mama mogłaby odejść!
"Mam na imię Agnieszka, mam 47 lat, jestem mamą, żoną… I pacjentką oddziału onkologii, która dostała ostatnią szansę na życie. Piszę ten rozpaczliwy apel o pomoc, bo w mojej głowie tkwi guz i, jeśli pomoc nie nadejdzie, czeka mnie rychła śmierć… 12 marca – jeśli do tego czasu uda mi się uzbierać środki na leczenie, które jest moją ostatnią deską ratunku, być może wciąż będę żyć! Błagam, usłysz mój krzyk o pomoc i uratuj mnie…
Jeszcze kilka tygodni temu nie sądziłam, że będę musiała prosić o pomoc w zebraniu środków na leczenie, na życie. Nie przypuszczałam nawet, że jestem śmiertelnie chora. Że w mojej głowie jest nowotwór, który z każda chwilą rośnie w siłę… Prowadziłam normalne życie, piękne w swojej zwyczajności. Mam fajnego męża Irka, dwójkę wspaniałych dzieci – Kubę i Klaudię, a ponad rok temu w moim życiu pojawiła się kolejna istotka, którą pokochałam całym sercem – maleńka Hania, moja wnuczka. Planowałam, jak to będzie – co jej pokażę, czego ją nauczę, jak będę o nią dbać, patrzyć, jak dorasta… Nie chciałam i nie chcę od życia niczego więcej niż chwil spędzonych z bliskimi. Teraz, gdy rak i śmierć próbują mi to zabrać, wiem, że tylko to jest w życiu ważne, nic więcej.
Dowiedziałam się kilka tygodni temu. Glejak. Nowotwór mózgu. IV stopnia, czyli w najwyższym stadium złośliwości. Z dzikim typem mutacji IDH… Wciąż jestem w szoku. Rak - to słowo, słowo, które dla mnie moich bliskich oznacza tylko śmierć, rozpacz i strach, wciąż brzmi mi w uszach…
To było kilka miesięcy temu. Wrzesień 2017 roku. Byłam w sklepie. Zwykłe sprawunki… W jednej chwili patrzyłam na sklepowe półki. W drugiej nagle były wokół mnie puste ściany, stojak z kroplówką i ludzie w białych kitlach. Obudziłam się w szpitalu. Dowiedziałam się, że przewróciłam się w sklepie, straciłam przytomność. To był atak padaczki. Ledwo docierało do mnie to, co mówią lekarze, tak strasznie bolała mnie głowa. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się coś takiego.
W szpitalu zrobili mi wszystkie badania. Strasznie się bałam, że to nowotwór. Być może już wtedy czułam…? Nie zliczę, ile razy wypytywałam lekarzy, czy to na pewno nie to. Uspokajali mnie. Wykluczyli raka. Cieszyłam się. Wierzyłam.
Gdy poczułam się dobrze, wypuszczono mnie i polecono zrobić badania kontrolne po 3 miesiącach. Nie spodziewałam się niczego złego. To miała być formalność. Przecież powtarzano mi, że to nie nowotwór... Przecież wszystko było dobrze... Okazało się, że guz tkwił w mojej głowie już od dawna. Ktoś po prostu czegoś nie dopilnował, coś przeoczył. Gdyby nie to, być może dziś nie byłoby IV stopnia złośliwości. Być może byłabym już po chemii, po leczeniu, czekałoby mnie długie, szczęśliwe życie!
Tymczasem wciąż nie mogę się otrząsnąć. Patrzę na moje dzieci, na mojego męża i ogarnia mnie miłość, ale i przeraźliwa rozpacz. Myślę o tym, że w każdej chwili mogę umrzeć i już nigdy więcej ich nie zobaczyć. Muszę walczyć o życie! Jestem po operacji usunięcia guza, która odbyła się 2 lutego. Niestety, nie udało się go wyciąć w całości. W mózgu są 3 zmiany, w tym jedna koło oka… Protonoterapia, leczenie, w którym wiązkę protonów kieruje się bezpośrednio na guz, to moja szansa. Jedyna szansa. I ostatnia! Jeśli zadziała i zmiany się zmniejszą, lekarze podejmą się dalszego leczenia… Będę żyć! Trzeba jednak działać natychmiast, bo nowotwór rośnie w siłę! Jedna zmiana stale się powiększa…
Glejak to straszny nowotwór, bardzo niebezpieczny, bardzo śmiertelny. Co więcej, większość możliwości leczenia jest już dla mnie zamknięta. W Czechach ani w Krakowie nie leczy się już glejaków IV stopnia. Robią to tylko w Monachium. Jestem w klinice, kazali mi przyjechać na badania. Po ich zrobieniu wyznaczyli termin leczenia – niemalże natychmiast… 12 marca powinnam rozpocząć protonoterapię. Jeśli nie uzbieram tych środków, nie wiem, co zrobię… A właściwie to wiem – umrę.
Boję się. Boję się, gdy zamykam oczy, że już ich nie otworzę. Boję się każdego ranka, że ten dzień będzie moim ostatnim. Patrzę na twarze moich bliskich, szukając w nich siły i się rozklejam. Boję się, że już nigdy ich nie zobaczę. Boję się, zostało kilkanaście dni, a do uzbierania jest ogromna kwota. Jedyne, co mi zostało to nadzieja, że uznasz moje życie za na tyle cenne, by mogło trwać..."