Rak na płucach, grzyb w powietrzu i miłość w sercu

zakup pieca grzewczego, podłączenie ogrzewania
Zakończenie: 2 Grudnia 2015
Rezultat zbiórki
Dzięki Państwa pomocy i pomocy wielu ludzi udało się zebrać całą sumę i spełnić marzenie Pana Andrzeja i jego rodziny. Został zakupiony piec do centralnego, bojler na wodę i grzejniki. Firma złożyła centralne ogrzewanie, teraz w całym domu jest cieplutko, można się wykąpać w ciepłej wodzie i może tej zimy nie będzie już pleśni w domu. Cała rodzina jest szczęśliwa, dzieciaki mają uśmiechnięte i radosne buzie. Jest to najwspanialszy prezent na święta jaki mogli sobie wymarzyć-ciepło i przytulnie w całym domu. Pan Andrzej jest bardzo wzruszony, że tyle ludzi mu pomogło, dziękuje za życzenia i modlitwę.
Opis zbiórki
Pan Andrzej ma raka. Dziwaka wędrującego z nerki do płuc, miednicy i opłucnej. Lekarze nie chcą operować. I choć boli, że słów brakuje, to nie znajduje czasu na rozczulanie się nad sobą. Ma dla kogo żyć. Żony Agnieszki i gromadki dzieci. Śmierci patrzy prosto w oczy i się nie boi, bo jak sam mówi, nic to nie zmieni. Skąd czerpie taką nadludzką siłę? Trzeba kochać i być kochanym. Od śmierci jest gorsza tylko samotność. To umieranie za życia.
Nowotwór
Guz nerki, której nie można było uratować. I bonusy w postaci przerzutów na płuco, opłucną i nadnercze. Nie potrafiłem uwierzyć, że tak bardzo jestem chory. Nowotwór to brak sił, aby wstać z łóżka, szpital i walka z czasem, którego człowiek praktycznie już nie ma. Ja czułem się zdumiewająco dobrze. Za pojawiające się nagłe zmęczenie winiłem pogodę. Nie, żebym od razu myślał o najgorszym.
Walka
Pierwszy dłuższy pobyt w szpitalu. Wycięcie nerki, kompleksowa diagnostyka. Pierwsze rozstanie na dłużej z żoną i dziećmiw maju 2014 roku. 6-letnia Łucja najmłodsza córeczka wtuliła się tuż obok mnie na łóżku, mocno objęła za szyję i nie chciała puścić. Łzy córki, szloch żony i strach – wtedy po raz pierwszy go poczułem. Może gdybym był na świecie sam, nie walczyłbym tak zawzięcie. Wiedziałam, że nie mogę się poddać. Dla Nich podjąłem walkę.
Chemia
Trucizna, która pozwoli mi dalej żyć. Chemia w tabletkach. Bo tej z kroplówki mój organizm by nie przetrwał. Leczenie miało zmniejszyć rozmiary guzów, wtedy byłaby szansa na chirurgiczne ich usunięcie. Niestety, zamiast tego, w czerwcu 2015 roku podczas kontroli dowiedziałem się o kolejnym przerzucie, na drugie płuco. Żaden lekarz nie podejmie się operacji. Nie mogę się poddać i bezczynnie czekać na śmierć…
Rodzina
Mieszkamy w niewielkim domku, który otrzymaliśmy w spadku po rodzicach. Żyjemy bardzo skromnie, ale szczęśliwie. Najgorsza w tej chwili jest dla nas zbliżająca się zima. Domowe ciepło naszych serc miesza się z duszącym zapachem wilgoci i pleśni. W domu nie ma centralnego ogrzewania, jedynie trociak, którym dogrzewamy jedno pomieszczenie. W nim spędzamy całą zimę. Zawilgocone pokoje i wszechobecny grzyb to nie miejsce, w którym powinny spędzać czas dzieci: 18-miesięczny Kacperek, 4-letni Konrad, 6-letnia Łucja, Sylwia, Kuba i najstarsza 14-letnia Karolinka oraz chory na raka Pan Andrzej z żoną.
Praca
Na ostatniej kontroli lekarz poinformował mnie, że mogę skorzystać z zapomogi w postaci renty. Przeraziłem się. Nie wiedziałem jak zareagować. Czy to oznacza, że nic zrobić się nie da? A w domu mam oczekiwać na oczach rodziny, na śmierć? Chemia w tabletkach na dzień nie pozwalała mi funkcjonować. Jakby wyciągała ze mnie całą energię. Kładłem się do łóżka, nie miałem siły nawet chwycić szklanki do ręki. Dzieci zaczęły rozumieć sytuację. Z płaczem pytały: „Tatusiu, co będzie…?”. Na co dzień silny jestem facet, ale wtedy ledwo powstrzymałem łzy, aby ich nie zobaczyły. Teraz chemię w tabletkach przyjmuję na noc. Wtedy złe samopoczucie staram się przespać, by rano wstać i iść to pracy. Tak. Tak. Nadal chodzę do pracy. Kiedy rak uprzykrza mi życie i czuję się naprawdę źle, zdarza się, że muszę wrócić do domu, bo choroba przejmuję nade mną kontrole. Otrzymuje ogromne wsparcie z pracy. Dzięki temu nadal mogę pracować, aby utrzymać rodzinę. Taki jest obowiązek każdego mężczyzny, ale nie mam z czego zapewnić ciepłej zimy dla moich dzieci - to moja największa porażka...
Jak to możliwe, że Pan Andrzej nadal się uśmiecha? Z miłości czerpie siły do tego, by walczyć z rakiem i pozostać na tym świecie jak najdłużej, dla tych, których kocha nad życie. Domowe ciepło w ich sercach nie wystarczy, by przetrwa zbliżającą się zimę bez ogrzewania. Ta rodzina potrzebuje naszej pomocy, by dalej trwać…