Opłaćmy rachunek za życie Angeliki

Zakończenie: 19 Stycznia 2015
Rezultat zbiórki
Witajcie, jesteśmy już w Polsce. Trochę się nie odzywaliśmy, ale tyle było spraw do załatwienia po tak długiej nieobecności. Przede wszystkim najważniejsza dla Angeliki - odpoczynek od pobytu w szpitalu i powrót do szkoły. Oby lekarze nam pozwolili. Wyniki na razie nas uspokajają, ale nie można było do tej pory robić badań szczegółowych, ponieważ mogły pokazać przekłamania. Na początku grudnia 2015 roku ma być pierwsza tura bardziej dokładnych badań zleconych przez klinikę z Włoch - staramy się myśleć optymistycznie.
Cały czas, nieustająco jesteśmy Wam wdzięczni za wsparcie, zaangażowanie i ciepłe słowo. Bardzo nam tego potrzeba, aby znowu uwierzyć, że wszystko może być normalnie, spokojnie. Tak bardzo czekamy na happy end i informację od lekarzy – jest świetnie, nie ma żadnych ognisk choroby ale i tak bardzo cieszymy się z tego co mamy teraz. Jesteśmy w domu i to jest teraz najważniejsze. Za każde wsparcie jesteśmy ogromnie wdzięczni.
Rodzice - Ania i Witek
Opis zbiórki
W sierpniu 2011 roku 5-letnia Angelika pojechała na wakacje... To były jej ostatnie bestroskie chwile, na które pozwolił nowotwór. Przed wyjazdem Angelikę zaczął boleć kręgosłup. - Może trochę potańczyłyście? - spytała Pani doktor. - Może i tak. - odpowiedziały. - Niech Pani da ibuprom i będzie dobrze. Tak też zrobiła mama Angeli.
Ibuprom na raka nie działa. A ten właśnie szykował się do pokazania światu swojej siły. Angelika przyjechała znad morza z ogromnym bólem kręgosłupa. - Dlaczego nic nie mówiłaś? - pytała ją mama. - Nie chciałam Was martwić. Ciebie, taty ani cioci. - odpowiedziała. Przez cały wyjazd Angela znosiła ból, który zadawał jej nowotwór. W domu nowotwór nie miał już żadnych oporów - i tak długo czekał, żeby zaatakować ze wszystkich sił. Piątek - Angelika wróciła z wakacji. Sobota - zaczęła gorączkować. Niedziela - przestała chodzić...
- Jest tam jakaś struktura - powiedział lekarz pod czas USG jamy brzusznej. Angelikę bolało całe ciało. Bała się, chciała się przytulić do mamy, ale tak ją bolało, że nie dała rady. Karetką została przewieziona do innego szpitala na bardziej szczegółowe badania. Tam została już na 2 lata. Nowotwór, jeden z najgroźniejszych nowotworów dziecięcych i wciąż najmniej znanych - neuroblastoma, najwyższy stopień zaawansowania. Zajęty szpik, kości. Guz wyszedł na prawej żyle nerkowej, 6x6 cm, bardzo złośliwy.
Lekarze powiedzieli, że z tym nowotworem dziecko się rodzi. Powstaje w połowie trwania ciąży, ale atakuje dopiero, gdy dziecko ma kilka lat. W mniejszych stopniach zaawansowania jest łatwiejszy do leczenia. Gdy jest wykryty w najpóźniejszym stadium, leczenie jest bardzo trudne. Po pierwszym cyklu chemii guz się obkurczył. Można było operować. Po wycięciu guza Angelika miała autoprzeszczep, następnie radioterapię. Coś zostało, lekarze nie wiedzieli, co, dlatego powtórzyli radioterapię. Operację też trzeba było powtórzyć. Był sierpień 2012 roku.
Po kolejnych miesiącach leczenia organizm Angeliki był tak słaby, że sam z siebie nie wytworzył komórek do przeszczepu. Leczenie w Polsce zostało zakończone, ale wciąż było duże ryzyko nawrotu choroby. Szukając pomocy za granicą, rodzice Angeliki trafili na mur - w Austrii nie chcieli przyjąć dziewczynki. A organizm był coraz słabszy. Być może dlatego rodzice się nie poddali, szukali dalej. Gdy Angela zakwalifikowała sie do Włoch na leczenie przeciwciałami anty-GD, trzeba było zebrać 40 tysięcy euro. Terapia działa na gen, który wytwarza złośliwe komórki. Gdy zostaną zniszczone, do kilkudziesięciu procent zwiększają się szanse na to, że rak nie uderzy ponownie. W Polsce terapia nie jest przeprowadzana. I nie jest refundowana przez NFZ.
Gdyby w każdej chwili Angelika mogła pojechać na leczenie, być może rodzice zbieraliby pieniądze do dziś. Jednak żeby rozpocząć leczenie, organizm musi być gotowy, mieć odpowiednie parametry. Gdy Angelika była gotowa, udało się zebrać zaledwie 1/3 część opłaty za leczenie. Na szczęście starczyło na pierwszą ratę. Po tygodniu Angelika z mamą stawiły się we włoskiej klinice na badaniach. Był luty 2014 roku.
Najpierw Angelika przyjmowała 2 leki skojarzeniowe. 5 dni zastrzyków z interleukiny, potem dołączono przeciwciała. Organizm reagował gorączką, nudnościami, wymiotami. Ból jest tak duży, że niektóre dzieci wyrywały podłączoną aparaturę. Nikt nie mówił, że pokonanie raka będzie łatwe, bezbolesne. Jest przeraźliwie trudne fizycznie i psychicznie. - Żyję nadzieją, że Angelika nie umrze. Lekarze robią wszystko, żeby przeciwciała zadziałały - mówi mama Angeliki. Leczenie Angeliki kończy się za miesiąc i trzeba je opłacić. Dlatego prosimy o pomoc wszystkich ludzi o dobrych sercach, żeby pozwolili Angelice wrócić do domu.
Człowiek wszystko zniesie, byle tylko nie stracić ukochanego dziecka. Jednak nikt nie jest Panem Bogiem, nawet lekarze są tylko Jego asystentami. Nowotwór w najcięższych chwilach sprawia, że burzowe niebo przygniata, napawając strachem, że wciągnie dziecko na zawsze. Dziś rodzice Angeliki patrzą w niebo z nadzieją, że zacznie się dla nich nowy rozdział w życiu, ten bez Raka w tytule. Pomóżmy im zostawić za sobą wszystkie ciężkie chwile choroby i wrócić do Polski, do domu.