Jedna chwila, splot nieszczęśliwych wypadków przekreślił wszystkie plany, nadzieje, zamiary. Sprawił, że wszystko, co było dla mnie ważne stało się bez znaczenia. Istotą mojego życia stała się walka. Najpierw o życie, a chwilę później… o powrót do sprawności, która jeszcze niedawno była czymś zupełnie naturalnym.
Gdybym mogła cofnąć czas, wejść w zakręt inaczej, zapanować nad autem, przewidzieć drogę hamowania… Gdybym miała możliwość przewidzenia konsekwencji… Teraz pozostaje mi tylko gdybanie. Tego, co się wydarzyło nie da się cofnąć. Muszę żyć tu i teraz, a konsekwencje tych kilku sekund, będę ponosić przez resztę życia.
Od wypadku minęło już trochę czasu, ale wciąż na samą myśl w oczach pojawiają się łzy… Samego momentu wydarzenia nie pamiętam, szybko straciłam przytomność, obudziłam się w szpitalu, w zupełnie nowej rzeczywistości, bez czucia w nogach...Poturbowana, pokaleczona, załamana. Zdawało się, że znalazłam się w sytuacji bez wyjścia, że ten stan jest wyrokiem już na zawsze.

Lekarze początkowo nie chcieli dawać zbędnych nadziei, mówili niewiele. Byłam załamana. W wieku 24 lat straciłam szansę na wszystko. Samodzielne poruszanie stało się wyłącznie marzeniem. Zapadałam się w rozpacz, dzień po dniu coraz bardziej. Straciłam chęci do wszystkiego, nie wierzyłam, że czeka mnie przyszłość. W tym momencie, kiedy byłam na granicy rezygnacji, uratowała mnie rodzina. To oni wyciągnęli mnie z przepaści i dali nadzieję, stali się motywacją do działania i walki.
Po krótkiej chwili zawahania postanowiłam działać. Rehabilitacja jest procesem żmudnym, trudnym i bolesnym. Wierzyłam, że jeśli zaangażuję się w nią na 100%, doczekam się efektów. I przyszły! Długo wyczekiwane, okupione cierpieniem i łzami. Moje ciało zaczyna pracować, pojawiają się pierwsze symptomy wskazujące na poprawę. Lekarze nieśmiało mówią o tym, że dalsza rehabilitacja może sprawić, że stanę na nogi. Nadzieja znów zagościła w moim sercu! Czuję energię i motywację do działania.
Niestety, na drodze piętrzą się kolejne przeszkody. Przez to, że nie wróciłam do pełnej sprawności, nie mogę pracować. Jestem pedagogiem, a moja zajęcie to praca z małymi dziećmi. Nie jestem w stanie nadążyć za małymi wulkanami energii. W moim stanie, realizowanie się w zawodzie jest niemożliwe. Marzę o powrocie do pracy, możliwości doświadczania dziecięcej radości powodowanej poznawaniem świata. Dla mnie ta praca to pasja.
Do dnia wypadku byłam bardzo aktywna. Żyłam w ciągłym ruchu. Biegałam, pływałam, uwielbiałam sporty zimowe. Z dnia na dzień możliwość ruchu została mi brutalnie zabrana, a ja musiałam nauczyć się to akceptować. To trudne, ale obecne życie stawia przede mną wystarczająco dużo wyzwań. Największym jest zgromadzenie środków niezbędnych na rehabilitację. Ta pochłonęła już oszczędności moje i mojej rodziny. Na więcej pomocy nie mogę liczyć, rehabilitacja zapewniana bez NFZ nie daje mi szans na to, by iść dalej z postępami. Potrzebuję pomocy!
Moja przyszłość jest w Waszych rękach. Brzmi górnolotnie? Niestety, nie mam już szans na inną pomoc, muszę zaufać temu, że pomożecie mi stanąć na nogi. Że moje marzenia będą w zasięgu ręki, a wypadek już na zawsze nie przekreśli moich planów na życie.