"Kochanie, czas wstawać". Pomóżmy Bartkowi wrócić do dawnego życia

Roczna rehabilitacja Bartosza
Zakończenie: 6 Września 2018
Opis zbiórki
To był jeden z tych telefonów, którego każdy z nas boi się najbardziej. Późno w nocy, dzwoni ktoś z bliskiej rodziny. Tysiące myśli, na pewno wydarzyło się coś złego... Kilka słów od kuzyna, z którym mąż pracował w Niemczech: “Gośka… Bartek miał wypadek. Nie wiadomo, jak to się stało, ale wypadł przez balkon. Zabrali go do szpitala. Jest w stanie krytycznym”. Po dwóch godzinach odchodzenia od zmysłów i braku jakiejkolwiek informacji - kolejny telefon, tym razem od polskiej lekarki: “Proszę przyjeżdżać jak najszybciej, jeśli chce pani pożegnać się z mężem”. Miał umrzeć w ciągu dwóch dni. Minęło 1,5 roku, a Bartek wciąż jest z nami i jeszcze długo będzie potrzebował intensywnej opieki.
Bartek, co tam się na tym balkonie stało? Ale jak to możliwe? Czy będziesz żył? Co mogę dla Ciebie zrobić? Jak mogę Ci pomóc? Co z naszymi planami na przyszłość - bliższą i dalszą? Dziesiątki pytań przelatywały chaotycznie przez moją głowę z prędkością światła. I nikt nie mógł mi na nie odpowiedzieć, bo jedyna właściwa osoba, wraz z armią lekarzy, toczyła właśnie najważniejszą bitwę w swoim życiu. O życie. Swoje.
Tamta feralna noc z 26 na 27 stycznia 2017r. była najdłuższą w moim życiu i chociaż słońce w końcu pojawiło się na horyzoncie, ja wciąż miałam przed oczami jedną, wielką, czarną pustkę. Niemal natychmiast ruszyliśmy autem do Niemiec. Trzynaście godzin w trasie, prawie półtora tysiąca kilometrów na liczniku. Tamtej mieszanki strachu, adrenaliny, przerażenia nie da się opisać komuś, kto nigdy tego nie przeżył. Gdy zajechaliśmy na miejsce, Bartek był już po operacji. Urazy wielonarządowe, usunięta część czaszki i mąż większy niż zwykle, mocno opuchnięty. Zupełnie inny, niż mój ukochany, którego jeszcze kilka dni wcześniej przytulałam przed wyjazdem.
Lekarze nie dawali żadnych szans na przeżycie, a on im zrobił psikusa... Bartek spędził miesiąc na intensywnej terapii, później przeniesiono go do kliniki rehabilitacji neurologicznej. Przez pierwsze kilka tygodni mąż robił postępy, które, niestety, nagle się cofnęły. Na początku czerwca usłyszeliśmy w klinice, że skoro nie ma z nim progresu, to powinniśmy znaleźć sobie inne miejsce. W styczniu tego roku wróciliśmy do Polski i przyjęto nas w ośrodku w Częstochowie. Nie wiem, czy to polskie powietrze, czy może język ojczysty słyszany na każdym kroku sprawiły, że stan Bartka zaczął znowu się poprawiać.
Opuszczaliśmy Niemcy w stanie określanym przez tamtejszych lekarzy jako wegetatywny. Dzisiaj ocenia się go jako minimalną świadomość. Dzięki godzinom intensywnej rehabilitacji potrafi już wykonywać ruchy rękami, dotknąć kolana na polecenie, czy samodzielnie przeżuwać pokarm. Układa usta, jakby chciał coś powiedzieć. I choć wciąż jeszcze nie słyszę jego głosu, cieszę się z każdej rozszyfrowanej sylaby. Dla postronnego obserwatora to może być niewiele, ale ja żyję nadzieją, że odzyskam męża. To jest powietrze, którym od miesięcy oddycham.
W maju obchodziliśmy 3. rocznicę ślubu, parą jesteśmy już 11 lat. Przeżyłam z tym fantastycznym gościem ⅓ swojego życia, a cała reszta wciąż przed nami. Przysięgałam mu przecież przed Bogiem, że go nie opuszczę aż do śmierci. On też mi to ślubował i wierzę z całego serca, że dotrzymał słowa. Że cały czas jest ze mną. Zamknięty, ukryty gdzieś głęboko w swoim mocno poobijanym ciele. Zasypany obrażeniami, niczym górnik pod zawalonym węglem. I czeka tam na mnie. Na ratunek z tej okrutnej pułapki. A ratunkiem jest nasza miłość i mozolna, długotrwała rehabilitacja. Ta pierwsza - potężniejsza niż śmierć. Gorąca jak ogień, którego żadne wody nie zdołają ugasić. Ta druga, bardziej przyziemna i, niestety, bardzo kosztowna. Dlatego proszę o pomoc.
Niemal każdego dnia rano wsiadam do pociągu, jadę 130km do Częstochowy, żeby być cały dzień przy nim. Wieczorem wracam do domu. Czasami odruchowo wołam go na kolację, albo żeby naprawił kran. Wierzę, że jeszcze kiedyś mi odpowie z drugiego pokoju - Gośka, zjem po filmie. Wierzę, że ćwiczenia i opieka najwyższej klasy specjalistów przyniosą dobre efekty. Wierzę, że z Państwa pomocą uda mi się odzyskać męża! "Kochanie, czas wstawać - już wystarczająco się należałeś".
Małgorzata - żona