Wypadek roztrzaskał życie Grzegorza. Pomóż nam walczyć o jego zdrowie!

roczny turnus rehabilitacyjny
Zakończenie: 30 Stycznia 2024
Opis zbiórki
To miał być ostatni zjazd tego dnia. Okazał się być ostatnim w życiu. Kiepskie warunki, oblodzony stok i samochód z obsługi w miejscu, gdzie nie powinno go być. Siła uderzenia była ogromna. Żeby wydostać Grzegorza spod pojazdu trzeba było ręcznie przesuwać auto. Wypadek zniszczył zdrowie męża, złamał nasze dotychczasowe życie. Dzisiaj jedyną szansą na odzyskanie utraconej sprawności jest intensywna rehabilitacja, która kosztuje 35 tysięcy złotych miesięcznie...
5 marca 2018r. - data, którą chcielibyśmy wykreślić z kalendarza. Jedna chwila, jeden moment… Mąż pojechał z najstarszym synem Szymonem na narty, żeby wykorzystać ostatnie podrygi zimy. W tamtej godzinie zadecydowali, że pojadą dwiema osobnymi trasami. Kiedy Szymek ukończył swój zjazd, Grzegorz leżał już pod samochodem, widać było tylko głowę. Nie ulegało żadnej wątpliwości, że wypadek jest bardzo poważny.
Mąż doznał rozległego urazu czaszkowo - mózgowego, od razu zabrano go do szpitala. Niestety, widziałam na własne oczy, że podczas transportu nie został prawidłowo zabezpieczony odcinek szyjny kręgosłupa i drogi oddechowe. Okropny widok, którego już nigdy nie wyrzucę z pamięci. Trwała rozpaczliwa walka o życie Grześka, doszło do niedotlenienia i obrzęku mózgu, a ja mogłam tylko bezczynnie czekać na wieści z frontu...
Pierwsze 3 miesiące spędził na OIOM-ie. Mój ukochany mąż, ojciec naszych dzieci, z którym dopiero co rozmawiałam, przytulałam się… Leżał na szpitalnym łóżku, a zamiast mnie otulała go plątanina przewodów. Zamiast słuchać popołudniowego raportu ze szkoły naszych dzieciaków, pozostawał dźwięk aparatury pilnującej każdego oddechu i każdego uderzenia serca. W międzyczasie pojawiło się wodogłowie, zapalenie płuc, sepsa...
Minęło już ponad pół roku. Nic od tamtego momentu nie jest już takie samo. Dzieci tęsknią za tatą. Szymek wciąż ma przed oczami tamten makabryczny obraz ze stoku i nie potrafi sobie tego wspólnego wyjazdu wybaczyć… Młodsze córki Ola i Zuzia straciły beztroskę dzieciństwa. To wciąż jest świeże, wciąż tak bardzo boli.
Stan męża cały czas jest bardzo ciężki. Pojawiają się, co prawda, tzw. okna świadomości, kiedy Grzesiek potrafi odpowiedzieć na zadane pytania mrugnięciem oka, ale przez większość czasu nie ma z nim kontaktu. Wierzę, że on tam cały czas, ukryty gdzieś głęboko pod płaszczem bardzo uszkodzonego ciała i wkrótce go odzyskamy. Do tego jednak potrzebna jest cierpliwość i intensywna rehabilitacja.
15 października przenosimy się do specjalistycznego ośrodka w Krakowie, gdzie będzie miał zapewnioną opiekę terapeutyczną na najwyższym poziomie. Pobyt tam, niestety, jest kosmicznie drogi - niemal 35 tysięcy złotych miesięcznie!!! Niebotyczna suma, ale musimy spróbować zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby zapewnić mężowi tą opiekę. Udało nam się sfinansować pierwszy miesiąc, ale co z kolejnymi…? Dlatego prosimy o pomoc i wsparcie.
Grzesiek uwielbiał jeździć autem, majsterkować, zawsze był pierwszy, żeby wyciągać pomocną dłoń do drugiego człowieka. Dzisiaj to on potrzebuje tych dłoni, wielu dłoni ludzi o dobrych sercach. Ślubowałam mu wsparcie w zdrowiu i w chorobie, dlatego dziś robię wszystko, żeby dotrzymać obietnicy. Bądźcie z nami w tej nierównej walce, bo to bardzo trudne wyzwanie, a ze względu na dzieci nie mogę pozwolić, żeby ze zdrowiem męża odeszła od naszej rodziny również nadzieja...
Katarzyna - żona Grześka