Rak zabija mi syna, a ja jestem bezradny... Ratujemy życie Dawidka!

Immunoterapia anty-GD2 w Krakowie
Zakończenie: 30 Sierpnia 2018
Rezultat zbiórki
Od czerwca 2018 roku etap szpitalnego leczenia mamy w końcu za sobą... Dawid przyjął wszystkie pięć cykli przeciwciał, leczenie zniósł bardzo dobrze. Czy to coś da? Nikt z lekarzy nie daje gwarancji, a wznowy choroby u kolegów i koleżanek ze szpitalnej sali grożą nam palcem... Jednak jesteśmy - musimy być - dobrej myśli.
Znaleźliśmy lekarza, który obiecał nam odbudować odporność Dawida i wszystko to, co zostało zniszczone przez dwa lata szprycowania chemioterapiami, antybiotykami, jest tego długa lista...
Obecnie przebywamy i leczymy się w domu ze stanu, w jakim pozostawiła nas onkologia. Ile to potrwa? Nikt nie wie - może pół roku, może rok, oby do celu. Terapia jest kosztowna, ale możemy liczyć na pomoc.
Dawidek z powodu braku kompletu szczepień ochronnych i braku odporności musi kontynuować w tym roku szkolnym naukę w domu. Nie poddajemy się!
W imieniu całej rodziny dziękuję za wsparcie dla mojego synka. Ze świadomością, że nie jesteśmy sami w tej walce, jest nam o wiele łatwiej!
Daniel, tata Dawida
Opis zbiórki
Gdy zachorował nasz syn, zaczęła się dramatyczna walka o życie, ale też walka z systemem… Czasami brak sił, gdy, zamiast skupiać się na leczeniu ciężko chorego synka, musimy błagać o każde badanie, o diagnozę, która na koniec okazuje się śmiertelna. A dzisiaj błagamy o pomoc, bo musimy sami zapłacić za leczenie ostatniej szansy. Ale ta kwota nas przeraża… Dawidek ma nowotwór, jeden z najgorszych. Czas się kończy, prosimy, pomóżcie nam zdążyć z ratunkiem!
Wiosna dwa lata temu. Pamiętamy ją dokładnie, bo właśnie wtedy wszystko się zaczęło, a może lepiej powiedzieć - skończyło. Koniec szczęśliwego, normalnego rodzinnego życia. Dawidek właśnie skończył 5 lat, zaczęły go bardzo boleć nóżki. Gdy pytaliśmy, gdzie boli, nie umiał wskazać konkretnego miejsca. Chodziliśmy od lekarza od lekarza, a każda kolejna diagnoza była bardziej bzdurna niż poprzednia… Nic nie pomagało, Dawidek - choć jeszcze był w stanie samodzielnie stać - miał już ogromne problemy z chodzeniem. Byłem już na poważnie wystraszony - mój syn gasł z godziny na godzinę, a nikt nie był w stanie powiedzieć, co mu dolega! Nikt nawet nie szukał przyczyny! Złość i rozpacz rozsadzały mnie od środka, pojechaliśmy do szpitala.
Tam kolejne schody - pół dnia spędziliśmy na korytarzu, Dawidek płakał z bólu. W końcu przyjął nas reumatolog i po badaniu USG stwierdził zapalenie bioder. Po tygodniu spędzonym w szpitalu na środkach przeciwbólowych wypisano nas do domu. Na wypisie diagnoza: było zapalenie bioder, którego nie stwierdzono. Byliśmy w szoku, a niedowierzanie mieszało się z rozpaczą. Po dwóch dniach syn przestał chodzić, nogi po prostu odmówiły mu posłuszeństwa. Kolejny raz interweniowałem w szpitalu, właściwie wymusiłem na lekarzach kolejne badania, w tym USG brzucha. I wtedy wszystko stało się jasne - ukazał się guz o średnicy 7 cm. Był dokładnie 1 czerwca, Dzień Dziecka. W “prezencie” mój syn dostał diagnozę najgorszą z możliwych - nowotwór…
Nie mogliśmy w to uwierzyć… Staliśmy na równi pochyłej, nieustannie kierując się w dół. Dalej było już tylko gorzej. Dawid trafił na stół operacyjny, ale lekarzom nie udało się wyciąć całego guza. Okazało się, że nasz wróg to nauroblastoma IV, najgorszego stopnia! Z powodu zaawansowania choroby przeniesiono nas do szpitala specjalistycznego w Krakowie. Zaczęło się leczenie chemią. Często wydaje się, że chemioterapia to tylko wypadanie włosków i blada skóra. Tak naprawdę to prawdziwy horror, który przeżywa się wśród szpitalnych ścian. To bitwa z rakiem na wyniszczenie, bo nigdy do końca nie wiadomo, kogo pierwszego zniszczy chemia… Dawidek miał zatrucia jelit i żołądka. Nie mógł jeść, cały czas wymiotował.
Leczenie nie przynosiło spodziewanych efektów, dlatego lekarze zdecydowali o kolejnych pięciu chemiach i megachemii promieniotwórczym jodem. Dawidka mogła zabić każda najmniejsza infekcja… Mój syn wytrzymał, mógł mieć przeszczep komórek macierzystych, potem znowu megachemię zabijającą szpik i kolejny przeszczep komórek… Mi, ojcu trzech synów, dorosłemu mężczyźnie, po polikach leciały łzy, gdy widziałem Dawidka sponiewieranego przez chorobę i leczenie…
W wojnie z rakiem przyszedł czas na użycie kolejnej broni - radioterapii. Wreszcie przyszedł czas na ostatni element leczenia - przeciwciałami anty-GD2. I wtedy dostaliśmy kolejny cios od losu - odmówiono nam refundacji leczenia, które ma uratować życie Dawida! Powiedziano nam, że z powodu zbyt długiego okresu leczenia… Nie załapaliśmy się też na testowanie leku, bo firma farmaceutyczna zakończyła badania. Gdy ci mówią, że twoje dziecko można uratować, że jest szansa i terapia pozwalająca przeżyć, ale musisz sam za to zapłacić, pojawia się cień nadziei. Jednak gdy dodają, że leczenie kosztuje fortunę, bezradność zabiera wszystko, pozostawiając tylko pustkę…
Przy pomocy fundacji udało nam się opłacić dwa pierwsze cykle leczenia z planowanych pięciu. Dwa ostatnie mamy szansę dostać z pomocą NFZ. Wydaje się więc, że jesteśmy w dosyć dobrej sytuacji, bo sami musimy zapłacić za jeden cykl immunoterapii. Ale koszt zwala z nóg - to ponad 170 tysięcy złotych! Życie mojego syna ma swoją cenę, a ja - ojciec - muszę zrobić wszystko, by te pieniądze zebrać. Dzisiaj nie zostało mi nic innego, wszystkie możliwości zostały wyczerpane… Proszę o pomoc dla mojego syna, bo nie wyobrażam sobie, że mógłby umrzeć...
Daniel, tata Dawida