Rak nie będzie czekał... Ostatnia szansa na uratowanie Marcina!

Leczenie immunoterapią w Niemczech i suplementacja w trakcie chemioterapii
Zakończenie: 17 Kwietnia 2019
Opis zbiórki
Od 8 lat żyjemy w cieniu choroby Marcina. Nic już nie jest takie same jak wcześniej. Mąż ma w głowie tykającą bombę. Wiele razy do tej pory udawało się ją rozbroić, zatrzymać zegar, bezlitośnie odliczający czas. Niestety, złośliwy guz mózgu nie daje za wygraną i wytoczył w ostatnich tygodniach najcięższe działa. Obcy urósł i nie można go już wyciąć. Marcin przyjął maksymalną dawkę radioterapii i na tą chwilę w Polsce pozostaje jedynie chemia, ale to jak wybieranie wody z tonącej łodzi za pomocą łyżeczki Chcemy go ratować, chcemy, żeby był jak najdłużej z nami. By był mężem i ojcem dla naszej trójki dzieci. Dlatego proszę o pomoc w sfinansowaniu leczenia ostatniej szansy - kosmicznie drogiej immunoterapii w Niemczech...
Pamiętam to jak dziś. 14 maja 2010 r. - na naszą rodzinę spada bomba atomowa. Marcin wychodzi rano zdrowy i energiczny do pracy. O godzinie 11 zabiera go karetka. Traci logiczne myślenie, w szpitalu ogromny atak padaczki. Jeszcze tego samego dnia lekarka pytana na korytarzu, co z Marcinem, rzuca obojętnym tonem, jak gdyby chodziło o rozbitą szklankę: przecież ma guza mózgu… W głowie mojego męża wyrósł potwór wielkości grejpfruta. Glejak II stopnia.
Przeprowadzono operację z neuronawigacją, w trakcie której Marcin dostał kolejnego dużego ataku i musieli go wprowadzić w śpiączkę. Sześć długich dni pod respiratorem. Lekarze milczeli... Byliśmy na krawędzi. Strach, przerażenie… Czy się obudzi? Czy wróci do nas? Przecież czekamy tu na niego - ja, dzieci… Śmierć już stała w drzwiach, już czuliśmy jej zapach. Na szczęście się rozmyśliła. Marcin się wybudził, szybko wracał do zdrowia.
Wznowa - słowo, które wtłacza w ziemię. Panicznie boi się go każdy, kto miał kiedykolwiek do czynienia z rakiem. Usłyszeliśmy je po roku. Guz zrobił się jeszcze paskudniejszy i przybrał III stopień złośliwości. Wszystko zaczęło się od nowa. Operacja, naświetlania, zakażenie kości czaszki. Kolejna bitwa i kolejne zwycięstwo, okupione bólem, permanentnym strachem, który spada na całą rodzinę. Tak wyniszczająca przeprawa nie może pozostać bez wpływu na to, co przed nami...
Przyszłość? Kiedy inni planują wakacje, ja nie wiem jak będzie wyglądał następny tydzień. Ciągłe bóle głowy, zawroty, splątanie, rezygnacja z kolejnych aktywności. Marcin musiał oddać potworowi samochód, narty, rower, ale nigdy nie narzekał, dalej pracował. Pozostał pogodny, dla nas, dla dzieci. W 2013 roku podpisaliśmy rozejm z chorobą, mając nadzieję, że będzie trwały.
W 2016 r. w naszej rodzinie pojawia się maleństwo. Michaś - drugi syn, trzecie dziecko. Ogromna radość, sielanka trwa 5 miesięcy. Przerywa ją kolejna wznowa, rezonans oszalał. Lekarze bezradnie rozkładają ręce - niewiele da się już zrobić. Czuliśmy się jak na Titanicu. Woda wdzierała się na kolejne pokłady, a nam pozostała jedynie modlitwa... Zmiany najpierw urosły, ale później, ku zdziwieniu medycyny, zmalały, a część się zatrzymała. Zyskaliśmy kolejne 2 lata…
Grudzień 2018 r. Lawina znowu ruszyła. Guzy urosły, jest ich zbyt wiele, żeby usuwać. Lekarze nie chcą nawet zrobić biopsji z doświadczenia zakładając, że choroba przyjęła najagresywniejszą z możliwych postać – IV stopień złośliwości. Na radioterapię nie mamy już szans. Gammaknife, cyberknife - też nie… W Polsce została już tylko chemia, ale to jak wybieranie wody z tonącej łodzi za pomocą łyżeczki. Nie możemy się poddać. Nie możemy czekać z założonymi rękami aż przyjdzie śmierć. Ona tym razem już się nie rozmyśli. Dlatego chcemy się wspomagać suplementami, a po skończonej chemioterapii ratować Marcina immunoterapią w niemieckiej klinice w Kolonii. To najprawdopodobniej nasza ostatnia szansa. Niestety, piekielnie droga… Prosimy więc o pomoc!
Ta walka trwa 9. rok, mimo, że lekarze wielokrotnie nie dawali Marcinowi większych nadziei na przeżycie. Tego, co przeszliśmy, nie da się opisać w kilku zdaniach… Chwil, kiedy z bezradności pozostawały już jedynie łzy rozpaczy. Tygodni przy szpitalnym łóżku. Pytań od dzieci: czy tata wyzdrowieje? Najmłodszy - Michaś ma dopiero 3 latka… Czy ma pamiętać tatę jedynie ze wspólnych zdjęć? Nawet jeśli z jakiegoś powodu nie damy rady, to chcemy, by nasze dzieci wiedziały, że walczyliśmy do końca!
Życie Marcina zostało wycenione na setki tysięcy złotych… Tak wielka kwota przeraża, ale nie wolno nam się poddać. Nie po tych wszystkich bitwach, które stoczyliśmy. Bądźcie z nami, proszę… Póki nie jest za późno i wciąż jeszcze możemy uratować Marcina...
Arletta - żona Marcina