Piotr może żyć! Tylko do czwartku mamy czas na ratunek!

protonoterapia w Proton Therapy Center w Czechach, leczenie, dieta, opieka
Zakończenie: 17 Stycznia 2018
Rezultat zbiórki
Dziś o wschodzie słońca w objęciach swojej rodziny odszedł Piotr.
Mój ukochany, najpiękniejszy człowiek, jakiego poznałam ❤️
Piotr w pełni przeżył swoje życie i zawsze był obecny w tym, co robił, doceniał kruchość i był wdzięczny za każdy dzień, nauczył nas wielkiej miłości i spokoju.
Na zawsze będzie miłością...
- taką łamiącą serce wiadomość przeczytaliśmy 26 czerwca na profilu Pauliny, żony Piotra.
Odszedł wspaniały człowiek, artysta, tata i mąż... Pozostawił po sobie wspaniałe wspomnienia i dwóch synów, w których będzie żyć wiecznie...
Paulinie, Jeremiemu i Stefankowi życzymy dużo siły w tym trudnym czasie.
[*]
Opis zbiórki
Mój syn miał tylko kilka tygodni, gdy zdiagnozowano u mnie złośliwego guza mózgu. Walczyłem wtedy i myślałem, że wygrałem. Minęło sześć lat. Teraz, gdy na świat ma przyjść moja córeczka, padło znów to słowo, tak znajome, tak znienawidzone. Wznowa. Helenka ma się urodzić w czerwcu, a ja mam tylko kilka dni, by uzbierać środki na leczenie, które jest moją ostatnią deską ratunku. Muszę to zrobić, by w ogóle ją poznać, bym mógł dalej żyć, być dla niej tatą!
Mam na imię Piotr, mam 37 lat. Kocham życie, kocham moją wspaniałą partnerkę Paulę, mojego cudownego synka Jeremiego. Moją historię można by opisać, używając dat… Data poznania Pauli. Data narodzin Jeremiego. Data diagnozy. Daty kolejnych operacji. Data, w której chirurdzy powiedzieli mi, że nie zrobią nic już więcej, że w mojej głowie wciąż tkwią resztki guza. Glejak, złośliwy nowotwór mózgu, wciąż jest częścią mnie. Z każdym dniem rośnie na sile, dlatego muszę działać teraz, zaraz, natychmiast. Bez natychmiastowego leczenia nie mam żadnych szans na przeżycie.
Zaczęło się od napadów, epizodów, podczas których traciłem kontrolę nad ciałem – nie mogłem mówić, nie mogłem się ruszyć. Trwały może kilkanaście sekund. Myślałem, że to z przemęczenia. Właśnie urodził się Jeremi - jak każdy młody tata byłem przeszczęśliwy i niewyspany, do tego praca, stres… Obiecałem sobie, że zwolnię. Tak zrobiłem, ale napady nie ustawały, wcześniej były raz na miesiąc, potem już co drugi dzień. Poszedłem do neurologa. Rezonans. Diagnoza. Teraz już wiem, że to, co brałem za przemęczenie, było objawami glejaka, złośliwego nowotworu mózgu. W mojej głowie tkwił zabójczy guz, który powiększał się z każdym dniem!
O czym myślisz, gdy dowiadujesz się, że masz guza mózgu? To nokaut - najpierw jest szok, zaprzeczenie. Potem paraliżujący lek. A potem myślisz już tylko o tych, których kochasz. O tym, jak bardzo nie chcesz ich zostawić, nie możesz. Ja myślałem o Pauli i Jeremim, który miał wtedy tylko kilka tygodni. Miałbym umrzeć zanim zobaczę jego pierwszy krok, usłyszę pierwsze słowo, zanim nauczę go wszystkiego, co sam umiem, pokażę świat?! Gdy jest się zdrowym, myślisz wciąż o tym, czego jeszcze nie masz. Gdy pojawia się choroba, nagle uświadamiasz sobie, ile już masz. Ja miałem ukochaną kobietę, wspaniałego synka i wiedziałem, że zrobię wszystko, by ich nie stracić, nigdy.
Od tego momentu zaczęła się moja walka o życie.
Lekarze zadecydowali o natychmiastowej operacji, by jak najszybciej pozbyć się tego, co chciało odebrać mi życie. Guz był zlokalizowany w ośrodku mowy. Operacja wiązała się z ogromnym ryzykiem, była jednak jedynym wyjściem. Powiodła się. Bardziej od leczenia bolało mnie to, że jestem tak daleko od Pauli, od synka. Gdy dowiedziałem się, że guza udało się wyciąć w całości, że mogę wrócić do nich wrócić, że jestem zdrowy, wtedy zalała mnie ulga. Pojawiła się nadzieja, że to już koniec walki, że będę żył. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że to dopiero początek.
Powiedziano mi, że guz może odrosnąć. Glejak to niebezpieczny nowotwór, śmiertelny, właśnie z tego powodu – wraca. Minęły dwa lata. Badałam się, cieszyłem każdy dniem. Piękne dni mijały między datami kolejnych prześwietleń i rezonansów. Jeremi rósł. Potem okazało się, że rósł także guz w mojej głowie. Glejak powrócił. Schemat się powtórzył - rezonans, natychmiastowe leczenie, operacja. Udało się. Byłem szczęściarzem, bo operacje mózgu nie zostawiły wtedy żadnych skutków ubocznych. Wróciłem do pracy, miałem przy sobie Paulę i synka, byłem zdrowy.
We wrześniu ubiegłego roku nagle „odleciałem” na kilkanaście sekund. Znów to samo. Paraliż, niemożność wypowiedzenia słów, omamy czuciowe. Już wiedziałem. Dwa tygodnie później okazało się, że Paula jest w ciąży, że na świat przyjdzie nasza córeczka. To była najpiękniejsza wiadomość, ale też najtrudniejsza. Mam zostać tatą po raz drugi, a mam drugą wznowę. Jedyne, o czym wtedy myślałem, o czym wciąż myślę, to to, czy zdążę poznać swoją córeczkę? Czy ona zdąży poznać mnie? Ile czasu nam zostało? Gdyby to zależało ode mnie, dałbym jej cały czas świata, całą wieczność… To nowe życie dało mi siły do walki o własne. Lekarze uprzedzili mnie, że tym razem będzie bardzo ciężko. Glejak odrósł w innym miejscu, bardzo trudnym do zoperowania. Nie udało się usunąć go w całości.
Gdy obudziłem się po operacji, nie mogłem się ruszyć. Byłem sparaliżowany. Nie mogłem mówić, zamiast imion, słów z moich usta wydobywała się tylko cisza. Wciąż mam problem z mową. Mam niedowład prawej strony ciała, ręka jest zupełnie bezwładna. Nie wrócę już do pracy, a byłem grafikiem, nie wezmę na ręce moich dzieci… Mogę jednak być przy nich, mogę żyć! Guz wciąż jest w mojej głowie i w zastraszającym tempie rośnie. Co gorsze, zmienił stopień złośliwości z drugiego na trzeci, tak jakby upewniał się, że tym razem jest silniejszy, że nie pokonam…
Muszę natychmiast rozpocząć leczenie onkologiczne. W Polsce jedynym wyborem jest dla mnie radioterapia, która jednak nie działa na sam guz, ale na cały obszar – u mnie guz jest bardzo blisko oka, jest więc ogromne ryzyko, że całkowicie oślepnę. Straciłem już władzę w ręce, mam problem z mową, a teraz mam także nigdy nie zobaczyć twarzy Pauli, mojego syna, córki? Szansa dla mnie jest jedna, to protonoterapia w Pradze, nowoczesna metoda usuwania komórek nowotworowych, znacznie skuteczniejsza, a przy tym zmniejszająca ryzyko powikłań. Wiązka protonów precyzyjnie uderza w sam guz, nigdzie indziej… Będę widział i, co ważniejsze, będę żył.
11 stycznia byłem na badaniach w Pradze, kazali mi się spieszyć. Termin leczenia wyznaczono na najbliższy czwartek… Powiedzieć, że mam bardzo mało czasu, to nic, ja nie mam go wcale! Jeśli spóźnię się choć jeden dzień, możliwe, że będzie już za późno. W walce o życie liczą się nawet nie dni, ale godziny, minuty...
Tak bardzo chcę zobaczyć moje drugie dziecko, chcę być z Paulą, pracować. Nie poddaję się i dlatego proszę o pomoc, bo jedyne, czego pragnę, to pokonać nowotwór, chcę po prostu żyć…