Province

  • All Poland
  • dolnośląskie
  • kujawsko-pomorskie
  • lubelskie
  • lubuskie
  • łódzkie
  • małopolskie
  • mazowieckie
  • opolskie
  • podkarpackie
  • podlaskie
  • pomorskie
  • śląskie
  • świętokrzyskie
  • warmińsko-mazurskie
  • wielkopolskie
  • zachodniopomorskie
Brajan Latkowski
Brajan Latkowski , 18 years old

Przyszłość, zdrowie, bezpieczeństwo - od tej terapii zależy wszystko!

Historia leczenia Brajana to niekończąca się opowieść, bo choć prowadzona terapia daje efekty to jednak wciąż wymaga mnóstwa pracy i zaangażowania specjalistów, które generują ogromne koszty.  Jeszcze kilka lat temu Brajan brał ogromne dawki silnych leków. Skutki uboczne były coraz bardziej przerażające. Miałam wrażenie, że syn znajduje się na krawędzi. Poświęciłam mnóstwo czasu poszukując odpowiedniej terapii. Wysłałam kilkadziesiąt zapytań do szpitali, ośrodków zdrowia, specjalistów. Każdy z nich rozkładał ręce, kiedy słyszał o tego typu zaburzeniach. Jedyne, co mogli nam zaproponować to standardowe leczenie. Przez lata miałam wrażenie, że Brajan stał się obiektem testowym. Każda dawka nowego specyfiku była dla mnie momentem niezwykle stresującym. To jak bomba z opóźnionym zapłonem - nie wiadomo było, jakie będą konsekwencje i co właściwie się stanie. Kiedy, w wyniku prowadzonej terapii, odstawiliśmy leki byłam pełna obaw. Nie wiedziałam, co myśleć. Nadzieja walczyła ze strachem, bo wciąż miałam przed oczami to, do czego zdolny jest mój syn w momencie, kiedy choroba daje o sobie znać…  Teraz mam wrażenie, że to jedna z najlepszych decyzji podjętych podczas naszej terapii. Bo choć bywają gorsze i lepsze dni to jednak zmieniło się wiele. W końcu, po wielu latach, odzyskałam kontakt z moim synem! Mogę z nim porozmawiać, możemy się razem uczyć, spędzać czas zupełnie inaczej niż do tej pory.  Ostatnie spotkanie ze specjalistą zostało odwołane, koronawirus odcisnął piętno na leczeniu Brajana. Marcowa przerwa powoli zaczyna dawać nam się we znaki, ale robię co mogę, by zapewnić Brajanowi najlepszą opiekę. Staram się wspierać terapię syna wykorzystując podobne techniki, które mogłam obserwować podczas wyjazdów, jednak to niewystarczające. Wiem, że nadchodzącego terminu nie możemy odwołać, nie możemy przełożyć! Zbyt długa przerwa może doprowadzić do utraty tego, co udało nam się wypracować. Wyjazd zaplanowano na 29 czerwca, do tego dnia musimy uzbierać niezbędne środki. Znów muszę prosić o pomoc, bo od tego zależy nasza wspólna przyszłość. Szczęście powodowane małymi sukcesami przesłania strach przed kolejnym dniem. Boję się cieszyć zbyt szybko, bo wiem, że zapaść może nastąpić w każdej chwili. Choroba Brajana nauczyła mnie, że niczego nie można być pewnym. Jestem silna - dla niego, dla nas, ale jeśli jego stan się pogorszy nie zniosę tego… Nie będę mogła spojrzeć mu w twarz, jeśli zawiodę i znajdę dla niego ratunku. Właśnie dlatego potrzebuję ciebie i twojej pomocy. Mam nadzieję, że wyczerpaliśmy już limit nieszczęścia, proszę, wyciągnij do nas pomocną dłoń!

6 083,00 zł ( 30.99% )
Still needed: 13 545,00 zł
Jarosław Załęcki
Jarosław Załęcki , 53 years old

Jarek niemal zginął pod samym domem... Podziel się sercem i pomóż mu wrócić do zdrowia!

3 marca tego roku to miał być dzień, jak każdy inny i niczym szczególnym miał się nie wyróżniać. Stało się jednak inaczej, a to, co go tak bardzo zmieniło to wypadek Jarka... 20 metrów od domu, idąc chodnikiem, został potrącony przez samochód. Było po godzinie 23, a Jarek właściwie wchodził już na podwórko. Ja już spałam, a przez to, że sypialnia znajduje się po drugiej stronie, nie zdawałam sobie sprawy, że tuż obok mąż rozpaczliwie walczy o życie. O wszystkim dopiero poinformowali mnie ludzie z miasta kilka godzin później. Kiedy rozpędzone, ważące kilkaset kilogramów auto wjeżdża w człowieka, jego szanse na przeżycie są niewielkie. Jarek z ciężkimi obrażeniami trafił na oddział intensywnej terapii, gdzie został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Lekarze każdego dnia toczyli bitwę o jego życie i jakimś cudem udało się tę walkę wygrać. Nie wiem, co byśmy zrobili, gdyby go nagle z dnia na dzień zabrakło.  Jarek zawsze kochał piłkę nożną, przez długie lata był zawodnikiem w klubie, a ponad połowę swojego życia pełnił służbę, jako strażak. Jest wspaniałym mężem i ojcem dwóch dorastających córek. Zawsze gotowy do pomocy, zawsze nastawiony na drugiego człowieka dziś sam potrzebuje tej pomocy. Wypadek spowodował ogromne obrażenia wewnętrzne. Połamane żebra, krwiak w głowie. Dopiero na początku czerwca mąż zaczął mówić pierwsze słowa, porusza się jedynie za pomocą balkoniku. Jestem bardzo wdzięczna, że wciąż jest z nami (lekarze mówią wręcz o cudzie), ale żeby mógł wrócić do dawnej formy, będzie mu potrzebna intensywna i kosztowna rehabilitacja. Nie ma innej drogi. Utracone umiejętności trzeba nabywać od nowa. Każda godzina pracy ze specjalistami będzie na wagę złota. Jarek na pewno się nie podda. Przecież ma dla kogo żyć i wracać do zdrowia. Wiemy, jaki jest i za to go kochamy, dlatego musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby mu w tym pomóc. Kwestii finansowych nie jesteśmy jednak w stanie przeskoczyć, co przybija najbardziej. Zwracamy się więc do Państwa o pomoc i wsparcie. To smutne i przykre, ale same nie damy rady… Emilia - żona Jarka

15 263,00 zł ( 16.83% )
Still needed: 75 375,00 zł
Ola Woch
Urgent!
Ola Woch , 4 years old

Ratujemy rączkę Oli! Pomóż!

Pewien grudniowy dzień 2019 roku miał być jednym z najszczęśliwszych w naszym życiu, ponieważ tego właśnie dnia mieliśmy powitać na świecie nasze ukochane, wyczekane maleństwo – Oleńkę… Nie przypuszczaliśmy jednak, że możliwym jest być najszczęśliwszą osobą na ziemi i zarazem najbardziej przerażonym rodzicem na świecie w tym samym czasie...  9 grudnia był dniem pierwszego dotyku, pierwszego przytulenia i pierwszych buziaczków w najcudowniejszą dla Nas buźkę… Ten sam dzień był również początkiem strachu, przerażenia oraz bólu… Strachu, który do tej pory mogliśmy sobie jedynie wyobrazić, gdy słyszeliśmy o śmiertelnie chorych dzieciach i ich rodzicach. Bólu, który przychodzi czuć najbardziej bezbronnej istotce – dziecku, a który każdy kochający rodzic bez zastanowienia chciałby wziąć na siebie, gdyby tylko była taka możliwość. Przerażeniu, które towarzyszy nam tak naprawdę w każdej chwili. Bo cóż innego można czuć, gdy pomyślimy o tym, jak ciężko chora jest nasza córeczka? Że może przyjść dzień, w którym okaże się, że nie zdążyliśmy jej pomóc, że można było zrobić coś szybciej, inaczej?  Jako rodzice wiemy, że nie mamy dnia, ani nawet minuty do stracenia w walce o Oleńkę! Nasze maleństwo niedawno skończyło zaledwie pół roczku, a patrząc na nią, zadajemy sobie cały czas pytanie, dlaczego musi tak cierpieć... Wada serca, z którą przyszła na świat jest dla niej śmiertelnie niebezpieczna. Mezokardia, podwójna droga odpływu prawej komory, przełożenie wielkich pni tętniczych I-TGA, ciężkie pod- i zastawkowe zwężenia prawego ujścia tętniczego, napływowy okołobłoniasty ubytek międzykomorowy, śladowy drożny przewód tętniczy - nazwy, które kiedyś nic nam nie mówiły, dziś na stałe weszły do naszego codziennego języka. Jakby tych wszystkich strasznych chorób było mało - dodatkowo Oleńka ma wrodzoną wadę prawej rączki. Priorytetem jest jednak jej serduszko, bo tylko ze zdrowym sercem będzie w stanie żyć i przeżyć kolejne zabiegi i operacje, które na nią czekają. Serduszko, od którego tak naprawdę trzeba zacząć bardzo długą i kosztowną drogę o zdrowie, ale przede wszystkim życie. Chore serduszko trzeba zoperować jak najszybciej, ale nasi lekarze boją się podjąć tego wyzwania z uwagi na zbyt wysokie ciśnienie płucne. Z tego względu zdecydowaliśmy się powierzyć życie naszej córeczki prof. Edwardowi Malcowi, który zajmuję się operowaniem najtrudniejszych przypadków i podczas konsultacji 13 czerwca zdecydował się nam pomóc. Operacja powinna odbyć się maksymalnie w ciągu 3 miesięcy od tej konsultacji! To jednak wiąże się z ogromnym wydatkiem, bo operacja w Niemczech kosztuje ok. 35 tys. euro. Stąd ta zbiórka i nasza prośba o pomoc!Jeśli spojrzeć tylko na zdjęcia naszego dziecko, to trudno dostrzec w jak bardzo śmiertelnym niebezpieczeństwie się znajduje. Jej serduszko to tykająca bomba, która w każdej chwili może doprowadzić do tragedii. Wierzymy, że z Waszym wsparciem uda nam się ją rozbroić. Tylko o tym teraz marzymy…Rodzice Oleńki Bądź na bieżąco poprzez profil na FACEBOOKU Możesz pomóc poprzez LICYTACJE Artykuły: https://gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl/gorzow-uratujemy-razem-serduszko-malutkiej-oli/ar/c14-7762687  https://gorzow.tvp.pl/48691314/pomoc-dla-malej-oli-dziecko-potrzebuje-kosztownej-operacji-serca

113 175,00 zł ( 22.55% )
Still needed: 388 642,00 zł
Lidia Janczak
Lidia Janczak , 16 years old

Życie z pasją w cieniu cukrzycy - bądź wsparciem dla Lidii!

Patrząc na zdjęcie powyżej, aż trudno uwierzyć, że Lidia tak ciężko choruje. Od pierwszego roku życia towarzyszy jej cukrzyca typu 1, niedawno doszła również celiakia. Lidia to bardzo dzielna dziewczynka, która ma ogromną pasję - akrobatykę. Jest radosna, bardzo ambitna. Każdego dnia walczy z chorobą, jednak dziś potrzebuje Twojej pomocy.  Podejście do choroby mojej córki jest godne podziwu! Cukrzyca nie zniechęca, a wręcz motywuje, by przełamywać kolejne bariery. Od 3 lat trenuje akrobatykę na drążku pionowym, a od pół roku aerial hoop oraz aerial silk. Poza tym uprawia wszechstronnie pojętą akrobatykę naziemną i powietrzną, również artystyczną.  Córka bierze udział w zawodach ogólnopolskich i międzynarodowych, rywalizuje ze zdrowymi dziećmi, a mimo to odnosi duże sukcesy. Nigdy nie informowaliśmy sędziów o chorobie, Lidka by tego nie chciała. Jestem z niej taka dumna i jak najbardziej chciałabym ułatwić życie z chorobą! Cukrzyca to takie gorzkie przekleństwo, które powoduje dużo utrudnień. Trzeba cały czas się pilnować i uważać, bo konsekwencje lekceważenia choroby bywają tragiczne.  Dlatego tak marzę, by Lidia miała pompę insulinową, która może sprawić, że jej codzienność będzie łatwiejsza. Dzięki pompie będzie mniej igieł, kłucia i tej obawy, że coś może się stać… Proszę, pomóż mojej dzielnej córce. Za wszystko bardzo dziękujemy! Mama

5 180,00 zł ( 40.92% )
Still needed: 7 478,00 zł
Julia Kaszkowiak
Julia Kaszkowiak , 19 years old

Pomóż zanim nieznana choroba odbierze Julce wszystko. Pomocy!

Nie znamy naszego przeciwnika, nie wiemy z czym walczymy. To, co niszczy zdrowie Julki rośnie w siłę, a my błądzimy po omacku... Nie możemy dłużej czekać, musimy działać!  Historia choroby Julki wydaje się być niekończącą się opowieścią. Jedno jest pewne, dolegliwości i poszukiwanie jednoznacznej diagnozy zdominowały nasze życie. Wszystko skupione jest na poszukiwaniach. Koronawirus wstrzymał nasze działania, zatrzymał możliwość odwiedzania specjalistów, sprawił, że leczenie stanęło w miejscu. To, co dzieje się obecnie na świecie, powoduje, że nasza sytuacja bardzo się komplikuje. Rehabilitacja została odwołana, podobnie jak zaplanowane wizyty u specjalistów. Każdego dnia całą rodziną powtarzamy sobie, że wszystko będzie dobrze, ale kiedy dzień się kończy w mojej głowie pojawia się myśl “co dalej?!” Badania wykonane w ostatnich miesiącach nie dały jednoznacznej odpowiedzi, z jakim przeciwnikiem mamy do czynienia. Wciąż nie wiemy, jaki rodzaj leczenia będzie dla Julki najskuteczniejszy. We współpracy z najlepszymi specjalistami szukamy odpowiedzi i prowadzimy nierówny wyścig z czasem. W cieniu walki i poszukiwań nastąpiły niewielkie postępy w rehabilitacji. Julka stała się sprawniejsza, co ułatwia nam funkcjonowanie. To jednak kropla w morzu potrzeb, bo jeśli zajęcia pod okiem specjalistów nie będą kontynuowane, wszystkie postępy znikną, być może już bezpowrotnie.  Moja córka jest niezwykle silna, dzielnie znosi badania, pobyty w szpital, rehabilitację. A jednak wiem, jakie to dla niej wyzwanie, stres. Bo powinna mieć teraz zupełnie inne sprawy na głowie, kwestie, którymi zaprzątają sobie głowę nastolatki, a nie szpitalne korytarze, rozmowy ograniczające się do przekazania najważniejszych informacji, samotność w szpitalnej sali.  Siła Julki daje nam moc do dalszej walki. Brak dotychczasowych rezultatów w poszukiwaniu diagnozy nie może powstrzymać nas przed tym, by dowiedzieć się, co się dzieje z córką. Kolejne badania i kosztorys na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Mogłabym załamać ręce, ale muszę zrobić coś co będzie w stanie pomóc Julce. Muszę prosić o pomoc! Dajcie nam szansę znaleźć powód pogarszającego się stanu zdrowia. To dla Julki jedyna szansa na prawidłowe, skuteczne leczenie. Na to, że jej życie nie będzie już zawsze wyglądało tak, jak dziś.  Niebawem minie rok, od kiedy choroba zaatakowała. Od tego momentu nic nie jest takie samo… Marzymy o normalności, o możliwości leczenia. Najpierw jednak musimy poznać przeciwnika. Proszę, pomóż nam odkryć, co chce odebrać Julce siły...

32 356,00 zł ( 81.39% )
Still needed: 7 396,00 zł
Kubuś Żelechowski
Kubuś Żelechowski , 6 years old

Powiedziano mi, że mózg mojego synka umiera... Dla Kubusia jednak jest szansa!

Dowiedziałam się, że mózg mojego synka będzie stopniowo umierał, gdy tuliłam go w ramionach niedługo po jego narodzinach. To był szok, jakby ktoś mi wyrwał serce… Patrzyłam na Kubusia i nie mogłam uwierzyć, jak straszna przyszłość go czeka, choć nikt nie umiał powiedzieć, co będzie dalej. Wszyscy jednak wiedzieli, że będzie coraz gorzej… Dzięki wsparciu setek osób o wielkich sercach po latach rozpaczy pojawiła się nadzieja - wyjechaliśmy z synkiem do Bangkoku na przeszczep komórek macierzystych. To była szansa, na którą czekaliśmy. Już widać pierwsze efekty terapii - poprawił się wzrok, zmniejszyło napięcie, Kubuś jest bardziej komunikatywny. Radość trudna do opisania! Właśnie dlatego tak bardzo pragnę, by mój synek mógł ponownie wrócić do Bangkoku na kolejne podania, które pozwolą mu osiągnąć jeszcze więcej! Jednak znowu pojawia się bariera finansowa, dlatego z całego serca proszę - poznaj historię Kubusia i jeśli tylko możesz - pomoż.  Rozmiękanie istoty białej mózgu i niedokrwienie mózgu — diagnoza, która usłyszałam po urodzeniu Kubusia, wywróciła świat do góry nogami. Przecież miałam go w ramionach, wyglądał tak pięknie, zdrowo! Jednak nie oszukam rzeczywistości. Ciężkie niedotlenienie i choroba, która jest tego skutkiem, już na zawsze będzie z nami... W pierwszych chwilach życia lekarze postawili Kubusiowi straszną diagnozę. Kiedy patrzyłam na mojego malutkiego synka, nic nie wskazywało, że coś jest nie tak... Słowa lekarzy nie były jednak pomyłką, choć bardzo się o to modliłam. Wiedziałam, że nie mogę się załamać, że muszę walczyć o moje dziecko. Nic innego mi nie pozostało… Kubuś skończył dwa latka. Widać, że różni się od innych dzieci, że choroba postępuje. W 8 miesiącu życia pojawiła się epilepsja, a ostateczna diagnoza lekarzy brzmi: Mózgowe Porażenie Dziecięce — zespół dyskinetyczny. Walczymy intensywną rehabilitacją, która dotąd była jedynym sposobem. Teraz pojawiła się kolejna, którą tak bardzo chcemy wykorzystać! Żaden lekarz nie jest w stanie powiedzieć, jakie będą konsekwencje tej strasznej diagnozy. Od początku walczę o to, by Kubuś miał szansę na samodzielność w przyszłości. Długa, intensywna i systematyczna rehabilitacja jest niezbędna. Głównie prywatna, bo ta refundowana to zdecydowanie za mało…  Gdy wydawało się, że nie ma ratunku, na nasze drodze pojawiła się nowa nadzieja — terapia komórkami macierzystymi w Bangkoku! Dzięki Wam się udało, pojechaliśmy tam pierwszy raz, a Kubuś zrobił ogromne postępy! Celem mojego życia jest to, by synek był szczęśliwy i jak najbardziej sprawny. To jednak kosztuje fortunę… Pewne jest jedno — musimy robić wszystko, by stale pobudzać jego mózg do pracy. Tutaj zbawienne okazały się komórki macierzyste, które są w stanie odbudować struktury mózgu, zatrzymać chorobę lub nawet cofnąć niektóre jej skutki, o czym już się przekonaliśmy! Terapia w Bangkoku różni się od tej w Polsce — podawane tam komórki nie są zamrożone, są natomiast aplikowane w o wiele większych dawkach i mniejszych odstępach czasowych. Do tego intensywna rehabilitacja, która utrwala efekty. Dzieciństwo Kubusia różni się od tego, które mają zdrowe dzieci. Ciężkie, często bolesne ćwiczenia, czasem łzy i ciągła niepewność przyszłości… Mimo tych wszystkich kłopotów Kubuś jest uśmiechniętym, pogodnym i ślicznym dzieckiem. Gdy ktoś na niego zerknie przez chwilę, nawet nie zauważy, że jest tak bardzo źle. Może los okaże się dla nas łaskawy i Kubuś w przyszłości choć troszkę samodzielny… Gdy na początku zrozpaczona pytałam lekarki, co mam teraz zrobić, odpowiedziała: wszystko, co jest możliwe. Dlatego staram się, jak mogę, by Kubuś wykorzystał wszystkie dostępne możliwości, by zatrzymać chorobę. Sama jednak wiele nie zdziałam, bo wszystko kosztuje. Dziś proszę Cię o pomoc dla mojego synka, wierząc, że w przyszłości sam będzie umiał za wszystko podziękować.  Sandra, mama Kubusia ________________➡️ Licytując, możesz pomóc Kubusiowi: Licytacje dla Kubusia Żelusia

86 913,00 zł ( 46.96% )
Still needed: 98 137,00 zł
Ewa Janeczek
Ewa Janeczek , 50 years old

Mój ból jest większy niż twój... Pomóż!

Choroba odebrała mi możliwość normalnego życia, zdrowego życia, które daje tak wiele szczęścia i spełnienia. Mam 47 lat, a od 15 choruję na słoniowaciznę. Pewnego razu zaczęły nagle mi puchnąć nogi. Lekarze nie wiedzieli, co mi dolega i dopiero pani doktor, która leczy mnie do dzisiaj, rozpoznała właściwą chorobę. Tak naprawdę nie musiałabym za dużo mówić, wystarczy spojrzeć na zdjęcia. Jednak nie wygląd jest moim największym zmartwieniem, a ogromna rana, która od 16 miesięcy nie chce się zagoić. Ból… Odmieniam to słowo przez wszystkie przypadki i jestem już na skraju wyczerpania. Połykam garściami tabletki przeciwbólowe, bo tylko one pozwalają mi przetrwać. Trudno to nawet komuś opisać. To tak jakby nieustannie polewać tę nogę wrzątkiem, gorącą wodą. Rana nie chce się zagoić, a próbowałam już wszystkiego. Nic nie pomaga. Mogę tylko zmieniać co 3 dni opatrunki, co wiąże się też z bardzo dużymi wydatkami. Moje życie stało się koszmarem. Gdyby nie pomoc brata i syna, pewnie już by mnie na tym świecie nie było. Otwarcie tej zbiórki to ostatnia deska ratunku. Rozpaczliwe wołanie o pomoc. Miesięczny koszt opatrunków to około 3 tysięcy złotych. Z powodu mojego zdrowia nie mogę pracować, otrzymuję jedynie niewielkiej wysokości zasiłek stały. Tak się dłużej nie da… Wcale nie chcę Wam pokazywać moich nóg i tej okropnej rany. Wiem, że taki widok nie jest niczym przyjemnym. Wiem to doskonale, bo muszę się z nim mierzyć codziennie. Czasami wracam pamięcią do tych chwil, kiedy wyglądałam normalnie. Kiedy mijając na ulicy, pewnie nie zwróciłbyś na mnie większej uwagi. A dzisiaj… Dzisiaj proszę o wsparcie. Tak będzie mi choć odrobinę lepiej...

44 000 zł
Filip Oleksiak
Filip Oleksiak , 12 years old

Let's help Filip

Because of the hypertrophy of the pharyngeal tonsil which impaired the permeability of the Eustachian tubes, Filip suffered a bilateral hearing loss. Finding out about a child’s illness is always difficult for a parent to acknowledge and to understand. Many questions arise but no one can answer them. Filip restored his hearing thanks to the treatments that he had undergone but my son still suffers the consequences of the hearing loss, such as speech loss or communication issues. Unfortunately, these are not the only problems that Filip faces as autism spectrum disorder, hyperactivity, sensory processing disorder and movement disorder occur as well.Filip turned 8 this February and I know that all the most difficult things in life are still ahead of him. Growing up, establishing relationships with peers, a necessity of developing independence to the highest possible extent. How to cope with all of these when you do not understand the world around you and the world does not always understand you… When I look at my child, I admire him for being such a cheerful boy who, despite everything he is going through, welcomes every day with a smile on his face. There is nothing else I wish but to make his life, which is a challenge in itself, easier however I lack the money required to meet his rehabilitation needs. Due to pervasive developmental disorders a complex therapy adapted to his individual needs is indispensable. It is required for Filip to attend to professional therapeutic activities: physiotherapy with elements of Sensory Integration (SI) therapy, speech and psychopedagogical therapy, social, communication and co-operative skills training classes, classes stimulating the child's emotional and cognitive development, classes stimulating development of the manual dexterity and graphomotor skills, psychoeducation. All of the abovementioned entails sky-high expenses that I am unable to cover myself and that is why I am asking for your support. Every penny counts… Mother, Anna

11 187,00 zł ( 15.49% )
Still needed: 61 015,00 zł
Nataniel Słomski
Nataniel Słomski , 22 years old

❗️Nowotwór powrócił, ogromna cena za życie. Pomóż Natanielowi!

Kiedy w marcu zeszłego roku kończyliśmy leczenie onkologiczne i Nataniel mógł wrócić do kolegów, wydawało nam się, że najgorsze już za nami. Niestety, podczas kontroli w styczniu br. okazało się, że w płucu jest wznowa. Śmiertelnie niebezpieczny wróg powrócił i trzeba z nim podjąć kolejną walkę. Żeby syn mógł ją wygrać, konieczne jest nierefundowane leczenie... Już raz, w zeszłym roku, prosiliśmy Was o wsparcie, dzięki czemu udało się kupić pierwszą dawkę leku. Teraz musimy Was prosić ponownie, bo takich dawek Nataniel będzie potrzebował dwanaście... Oto jego historia: Żółty domestos, czerwony domestos - tak mówimy na chemię, w zależności od tego jaki kolor ma podawana wlewka. Cel jest jeden, pozbyć się raka. Pozbyć się choroby, która od czerwca 2018 r. niszczy życie syna. Nataniel powinien we wrześniu rozpocząć naukę w Technikum Energetycznym, a sen z powiek miały spędzać jedynie niezapowiedziane kartkówki. Rzeczywistość okazała się dużo brutalniejsza. Rozpoczyna się bólami nóg. Myśleliśmy, że to z powodu treningów taekwondo. Kiedy jednak spuchła mu noga na wysokości uda, lekarze przeprowadzają badanie USG. Wynik nie pozostawia zbyt wielu wątpliwości. Prawdopodobnie mięsak - trzeba zrobić dodatkowe badania. Niestety, wkrótce diagnoza się potwierdza. Mięsak osteosarcoma z obustronnymi przerzutami do płuc. Wysyłają nas do Warszawy i po kilku dniach startujemy z chemią. Takich wakacji nikt się nie spodziewał… We wrześniu wycinają synowi paskudztwo z nogi, wraz z 30 cm fragmentem kości. Trzeba wstawić endoprotezę. Z głowy wypadają włosy - klasyczny obrazek z oddziału onkologii. Taka jest cena za walkę. Za codzienne bliskie spotkania ze śmiercią, która na ten oddział zagląda wyjątkowo często. Wszyscy się wspierają, wszyscy grają do jednej i tej samej bramki. Czasami jednak przychodzi dzień, że trzeba się pożegnać. Oddać hołd towarzyszowi broni. Patrzeć przez chwilę na puste łóżko, które lada moment znowu zostanie zajęte. W grudniu 2018 r. Nataniel przechodzi zabieg torakotomii - usunięcia komórek nowotworowych z lewego płuca. To samo czeka go z drugim płucem. Później kolejne dawki chemioterapii i wreszcie w marcu 2019 r. upragniony koniec leczenia. Wyniki są dobre, humor również. Teraz można spróbować wrócić do normalnego życia, przeplatanego jedynie obowiązkowymi kontrolami PET. Niestety, jedna z takich kontroli w styczniu 2020 r. przynosi złe wieści. Wznowa - słowo, które boją się wszyscy, którzy mieli jakąkolwiek nieprzyjemność z nowotworem. Znowu szpitalny oddział, kolejne litry domestosu do żył, które pozwalają zmniejszyć rozmiar zmiany nowotworowej i 16 marca syn przechodzi torakotomię, czyli wycięcie nowotworu z płuca. To jednak nie koniec. Trzeba kontynuować chemię w połączeniu z kosmicznie drogim lekiem, który kosztuje bagatela 16 tys. zł za miesiąc. Pierwsze podanie możemy opłacić z zeszłorocznej zbiórki. Na kolejne nie mamy już jednak funduszy. Dlatego prosimy o pomoc! Mało kto planuje zostać superbohaterem. Tak samo jest w przypadku dzieciaków z onkologii. Najdzielniejsi ludzie pod słońcem walczący o swoje życie. Wymaga się od nich nadludzkiej siły, ale czasami to nie wystarcza. Czasami potrzebne są ogromne, niewyobrażalne wręcz pieniądze podarowane od obcych, dorosłych osób. Takich ja Ty… Ja, matka, prosto z oddziału onkologii, proszę Cię o wsparcie i ratunek dla mojego ciężko chorego syna. Nie pozwól, żeby jego walka toczyła się nadaremno... Magda - mama Nataniela

172 083,00 zł ( 84.24% )
Still needed: 32 173,00 zł

Follow important fundraisers