Złośliwy nowotwór wydał na mnie wyrok❗️Pomóż mi... Ja chcę żyć...

Nierefundowane leczenie onkologiczne
Zakończenie: 1 Stycznia 2024
Opis zbiórki
“Zostało tylko leczenie paliatywne” – tej informacji boi się chyba każdy walczący z nowotworem. Po latach walki i ja ją usłyszałam… Guzy rosną, nic ich nie powstrzymuje. Została mi jeszcze nadzieja – leczenie komórkami dendrytycznymi w Niemczech. Leczenie nierefundowane, bardzo kosztowne. Mam na imię Ewa, mam dopiero 32 lata. Nie chcę jeszcze umierać… Proszę, pomóż mi zawalczyć o życie…
Miałam 25 lat, gdy usłyszałam diagnozę – nowotwór złośliwy jelita grubego. Szok. Ale nie było najgorszej, to nie koniec świata. To było dosyć wczesne stadium, raka w polipie udało się usunąć w całości. Lekarz powiedział, żeby wróciła do normalnego życia i żyła – po prostu. Tak też zrobiłam, pełna nadziei, że ten chwilowy przystanek na mojej życiowej drodze już się nie powtórzy, a oddział onkologii zostanie tylko we wspomnieniach.
Rozpoczęłam staż, potem znalazłam pracę. Żyłam normalnie, spokojnie, szczęśliwie. 2 lata. Kolejne z rzędu badanie kontrolne znów zatrzymało mój świat. Usłyszałam, że w płucu mam guzy. Przerzuty…
Przeszłam kolejną ciężką operację oraz leczenie uzupełniające w postaci chemioterapii. Tym razem było ciężej – chemia co 2 tygodnie przez 48 godzin ciągiem lała mi się do żył. Jak tylko doszłam do siebie, jechałam na kolejne podanie. Nie byłam w stanie pracować ani normalnie żyć. Mimo wszystko mało kto wiedział o mojej chorobie. Na zewnątrz się nie zmieniłam za bardzo. Nawet włosy nie wypadły mi po chemii. Znów odżyła we mnie nadzieja, że tym razem musi się udać i będę zdrowa! Dostałam jednak tylko kolejne 2 lata…
W 2021 roku dalszy rozsiew i uogólnienie choroby. Najpierw przerzuty do węzłów chłonnych, potem do wątroby… Nastąpił najgorszy etap walki z nowotworem – stopniowe tracenie nadziei… Po setkach godzin na szpitalnym oddziale i kilkunastu cyklach chemii paliatywnej moja wiara, że może tę walkę wygrać, stopniowo gaśnie…
W kwietniu tego roku kolejna progresja choroby. Lekarze proponują ostatnią linię leczenia chemią. Nic więcej nie zostało. Postanowiłam jeszcze poszukać nadziei za granicą. Bardzo chcę żyć! I tu pojawia się światełko w tunelu!
Szansą dla mnie może być terapia komórkami dendrytycznymi w niemieckiej Klinice w Duderstadt. Rozpoczęłam również terapię wspomagającą w niemieckiej Klinice Medycyny Integratywnej i Hipertemii pod okiem Doktora Janusza Vorreitera.
Połączenie obu terapii jest dla mnie szansą na zatrzymanie choroby. Niestety nie są one w żaden sposób refundowane, a ich łączny koszt to kilkadziesiąt tysięcy euro, biorąc pod uwagę roczne leczenie.
Otoczona rodziną i przyjaciółmi, wspierana przez cudownego partnera, nigdy nie obnosiłam się z moją chorobą. Wiele osób pewnie o niej nie wiedziało. Tym bardziej niezręczny jest dla mnie moment, w którym muszę prosić o wsparcie finansowe na pokrycie kosztów leczenia, które daje mi znowu nadzieję i przywraca wiarę w to, że jeszcze będzie normalnie!
Poza tym w domu wspiera mnie również trójka kocich „synków”, a jak pisze W. Szymborska w swoim wierszu: „Umrzeć – tego nie robi się kotu. Bo co ma począć kot w pustym mieszkaniu”... Nie chcę umrzeć. Proszę – pomóż mi zawalczyć o życie!