Nowotwór sprawił, że moje życie przepełnione jest bólem, a ja musze być silna dla moich dzieci!

Operacja rekonstrukcji węzłów chłonnych
Zakończenie: 28 Kwietnia 2022
Opis zbiórki
Nie powinnam zachorować. Nie powinnam być w tej sytuacji. Takie sytuacje zdarzają się raz na kilka tysięcy. A jednak trafiło na mnie. I teraz pozostaje jedna myśl: żyć. W moim przypadku wszystko może się zdarzyć.
Początkowo nic nie wskazywało, że będę musiała mierzyć się z tak poważnym przeciwnikiem. Lekarze próbowali mi pomóc, ale wciąż wracałam, zgłaszając, że mój stan się pogarsza… Bezradność była frustrująca, ale w końcu udało się znaleźć odpowiedź na najważniejsze pytanie: co mi jest?!
Od informacji o tym, że choruję na nowotwór, do pierwszej operacji minął zaledwie tydzień. Nie miałam nawet chwili zastanowić się nad tym, co się dzieje. Nie mogłam nic zaplanować. Nie wiedziałam, co powiedzieć dwójce moich dzieci, które przerażonymi patrzyły na mnie, kiedy wychodziłam z domu. Bałam się spojrzeć i zapewnić, że wrócę pełna sił.
Chemioterapia i radioterapia już za mną. Przeszłam dwie operacje. Skutki tej drugiej boleśnie odczuwam do dziś. Nie zdążyłam poddać się odpowiedniemu leczeniu, zanim choroba na dobre zaatakowała węzły chłonne, dlatego część z nich została usunięta. To powoduje, że moje nogi nigdy nie będą już w takim samym stanie. Brak węzłów chłonnych doprowadza do powiększającej się opuchlizny, nogi nie tylko są spuchnięte, ale bardzo bolą. Poranek i wieczór zawsze wyglądają tak samo: długie zabiegi, które pozwalają na to, by kolejne kroki nie wiązały się z ogromnym wysiłkiem. By moja sprawność nie stawała wciąż pod znakiem zapytania. Nie chcę codziennie zaciskać zębów i przełykać łez goniąc za zwykłymi, codziennymi sprawami. Marzę, by znów mieć szansę na aktywne życie, na ruch, możliwość wyboru.
Wiem, że nie mam szans na refundowaną operację. Gdybym miała stanąć w kolejce, czekałabym… 8 lat! A dla mnie liczy się każdy dzień. Bo ból bywa paraliżujący. Bo nie jestem gotowa powiedzieć moim dzieciom, że nie mogę im pomóc i od tej pory one będą musiały pomagać mnie. Ta operacja to na ten moment moja jedyna nadzieja na to, że sytuacja się zmieni. Bardzo chcę stanąć na nogi, ale w tym momencie potrzebuję pomocnej dłoni. Mnóstwa osób podających ręce, Was, wspierających moją walkę. Operacja jest możliwa znacznie szybciej, ale jej koszt jest zbyt duży, by pokryć go samodzielnie. To kilkadziesiąt tysięcy złotych. Środki, od których zależy moja przyszłość, przyszłość mojej rodziny.
Wciąż mam przed oczami momenty, kiedy moja córeczka kładła się obok mnie podczas odwiedzin na onkologii. Stawała się mała i bezbronna, a ja przytulałam ją z całych sił, wierząc, że pokonam chorobę. Mój synek czasem zadaje pytanie “czy na raka się umiera?”. Moja choroba stała się codziennością, zdominowała całe nasze życie, ale jeśli jest, choć cień nadziei na zmianę sytuacji, muszę o nią zawalczyć ze wszystkich sił. Nie tylko dla siebie, ale także dla najbliższych.
Codzienność pozwala mi na chwilę zapomnieć o onkologicznym dramacie. Moja rodzina daje mi siłę, ale potrzebuję pomocy specjalistów. To oni mogą dać mi kolejną wygraną w walce o najwyższą stawkę. Proszę o pomoc, mam nadzieję, że dobro, które mi podarujesz wróci do Ciebie ze zdwojoną siłą. Dla mnie to jedyna droga.