13 Lipca 2020, 13:17
Pilne wieści od Frania❗️W środę wylot do Zurychu po życie!
Franek walczy o życie – BARDZO WAŻNE informacje!
Dawno się nie odzywaliśmy, a tyle się działo… Przez pandemię utknęliśmy w Monterrey. Walka o życie naszego dziecka była jednak ważniejsza… Izolacja źle wpłynęła na Frania, podupadł psychicznie. Na szczęście udało nam się wrócić do domu… Jednak nie na długo.
Przypadek Frania konsultujemy wszędzie. Przypomnijmy, że w Polsce lekarze wskazali nam drogę do hospicjum i dawali synkowi rok życia…
Odezwał się do nas szpital w Zurychu, specjalizujący się w leczeniu guzów mózgu, tych najcięższych przypadków – takich jak ten Frania. Profesor Sabine Mueller – neuroonkolog - to chyba jedna z najwybitniejszych specjalistów w tej dziedzinie na świecie… Franuś dostał zielone światło – jest szansa na leczenie! W środę lecimy do Zurychu.

Progresji choroby na szczęście nie ma, ale Franuś ma problemy neurologiczne – paraliż prawej strony buzi, nie może się uśmiechać… Ma też niedowład rączki i nóżki.
Nasz synek ma najgorszy, najbardziej złośliwy guz… Jeden z najgorszych przeciwników, jeśli chodzi o nowotwory mózgu. Zlokalizowany jest w bardzo niekorzystnym miejscu… W szpitalu w Zurychu dają jednak szansę – zrobią Franiowi rezonans i biopsję. Wierzymy, że Franuś dostanie jeden z nowych leków i już za kilka dni napiszemy Ci dobre wiadomości…
Dziękujemy Ci za przeczytanie tej wiadomości. Prosimy, trzymaj kciuki, pomódl się za naszego synka i – jeśli tylko możesz – pomóż…
Franuś walczy o życie, a my walczymy o niego, bo jeśli on umrze, nasze życie też się skończy! W główce naszego małego synka jest potwór, który chce nam go zabrać… Franio ma guza pnia mózgu. To wyrok, przed którym musimy uciec! W Polsce nie ma już nadziei – Frania skazano na śmierć. Ratunek jest w klinice w Monterrey – to nasza ostatnia szansa. Franio może być wśród grona wyleczonych dzieci, może ŻYĆ! Błagamy – uratuj go!

Nigdy nie sądziliśmy, że ten koszmar – nowotwór, ból i strach o życie dziecka – przytrafi się właśnie nam. Że nasz Franio – ten pogodny i uśmiechnięty maluch, kochający piłkę nożną i podwodny świat – zostanie dzieckiem z oddziału onkologii… Że zamiast cieszyć się życiem, będzie musiał o nie walczyć.
Nasza historia zaczęła się zupełnie niewinnie... Panie w przedszkolu zauważyły, że synek podsuwa sobie coraz bliżej książki, by zobaczyć literki i obrazki. Poszliśmy z Franiem do okulisty, zaczął nosić okulary. Po kilku dniach jedno oczko zaczęło zezować... Lekarze twierdzili, że to u dzieci w jego wieku normalne. Objawy Frania coraz bardziej nas niepokoiły. Gdy synek zaczął tracić równowagę, zataczać się, pojechaliśmy na SOR w Katowicach. Już tam zostaliśmy.

To był 18 lipca. Dzieci cieszyły się wakacjami, dorośli upalnym dniem, a my rozpaczaliśmy wśród szpitalnych ścian… Dla nas świat się wtedy skończył. Franuś ma glejaka, guz pnia mózgu. Stopień zaawansowania nowotworu oceniany jest w IV-stopniowej skali… Franuś ma stopień IV. Ten najgorszy… Najgorsze są też rokowania. Lekarze powiedzieli nam, że guz jest nieoperacyjny i nieuleczalny. Że mogą jedynie dać Franusiowi chemię, która nie wyleczy, ale przedłuży życie. Powiedzieli, że mamy zrobić wszystko, żeby synek był szczęśliwy… Otoczyć go opieką i cieszyć się każdą chwilą, bo nie zostało nam zbyt wiele czasu. Rok, maksymalnie 3 lata.
Nie spaliśmy całą noc. Płakaliśmy i nie wierzyliśmy. Wysyłamy samochody w kosmos, a nie potrafimy uratować 6-latka? To niemożliwe! Franuś w międzyczasie dostał 2 cykle chemii, niestety – nie zadziałały… Onkologia stała się naszym domem, guz cały czas rósł, a nasz synek znikał z każdym dniem… Nowotwór odbierał mu władzę nad ciałem, uszkadzał wzrok, mowę…

Wiedzieliśmy, że musimy walczyć, bo bezczynność oznacza dla naszego synka jedno - śmierć. Zaczęliśmy szukać pomocy poza Polską, w Europie, a potem na całym świecie… Okazało się, że ratunek istnieje! Na Zachodzie leczenie raka nie kończy się na radio- i chemioterapii… Wiele ośrodków wprowadza eksperymentalne metody leczenia. W Monterrey w Meksyku jest klinika, specjalizująca się w leczeniu guzów mózgu, takich jak ten naszego synka. Stosuje się tam chemioterapię celowaną, precyzyjnie wymierzoną w guza. Jeździ tam wiele dzieci z Polski… Dzieci, którym miało zostać kilka miesięcy czasu, wciąż żyją! Nasz Franek też może żyć!
Dzięki pomocy ludzi o dobrych sercach, których poprosiliśmy o pomoc, Franiowi udało się rozpocząć leczenie w Monterrey. Gdyby nie to, pewnie nie byłoby go już z nami... Synek jest ich pacjentem od roku. Co 5 tygodni zjawiamy się w klinice, gdzie Franuś przechodzi 10-dniowe leczenie. Lekarze z całych sił starają się pokonać potwora, który tkwi w głowie naszego synka. Najważniejsze, że leczenie działa! Organizm Frania reaguje na leczenie, a guz się zmniejsza. Lekarze z Meksyku mówią o spektakularnym sukcesie! Lepszych wieści nie mogliśmy dostać na Gwiazdkę…

Synek czuje się coraz lepiej, chodzi do szkoły, gra w piłkę... Zaraża innych energią i optymizmem. Boimy się jednak cieszyć, bo wiemy, że to jedyna i ostatnia szansa Frania na życie. Innych nie ma… Dlatego błagamy o pomoc, bo jesteśmy zrozpaczeni. Na leczenie Franka wydaliśmy wszystko, każdy grosz… Nie mamy już pieniędzy, by zapłacić za życie naszego dziecka. Co 5 tygodni Franio musi się pojawiać w Meksyku na 10-dniowe leczenie. Rocznie kwota rośnie do ogromnych rozmiarów.
Nie możemy się poddać, bo koniec walki oznacza śmierć… Liczy się każda złotówka i czas! Chcemy, żeby Franio dmuchał kolejną świeczkę na torcie, żeby poszedł do liceum, żeby spędzał wakacje nad morzem, nie na onkologii… Prosimy – pomóż naszemu synkowi. Nie pozwól mu odejść…
______
Weź udział w LICYTACJACH DLA FRANIA i uratuj życie!