Przeżył, ale walka o zdrowie i sprawność trwa. Pomóż mi ratować męża!

3-miesięczny turnus rehabilitacyjny - szansa na powrót Janka do zdrowia
Zakończenie: 2 Kwietnia 2020
Opis zbiórki
Niedługo minie rok… Codziennie widzę to miejsce z okna i wciąż przechodzi mnie dreszcz. Znów staje mi przed oczami ten widok, karetka pogotowia pędząca na sygnale, dźwięk krzyku córki, która przekazała mi tę tragiczną wiadomość. Kilka sekund całkowicie zmieniły bieg naszego życia.
Dzień przed pierwszym listopada wyszliśmy z domu z mężem razem. On poszedł w jedną stronę, ja w drugą, każde do swoich obowiązków. Mieliśmy jak zwykle spotkać się w domu. Niestety, tym razem nic nie wyglądało tak jak zawsze. Kiedy mijałam karetkę pogotowia, zastanowiłam się przez chwilę, który z sąsiadów ją wezwał. Kilka chwil później odebrałam telefon od najmłodszej córki. Najpierw usłyszałam przerażający krzyk. Sparaliżowana, próbowałam się czegoś dowiedzieć, jednak córka nie potrafiła złożyć logicznego zdania. Dopiero chwilę później przekazała mi coś, co zwaliło mnie z nóg - mąż miał wypadek. W błyskawicznym tempie znów wróciłam do domu, pełna strachu o to, co czeka mnie po powrocie.
Mamy szczęście, że Jan żyje, ale to niezwykle trudna egzystencja. Boję się go. Wypadek spowodował przerażające zmiany i spustoszenie, z którym walczymy każdego dnia. Część Jana tego dnia zginęła pod kołami auta. Teraz to zupełnie inny człowiek. Ze mną nie chce współpracować, ma napady agresji, niszczy mieszkanie, meble. Kiedy wpada w szał, nie sposób go powstrzymać. Doszłam do momentu, w którym przestałam naprawiać mniejsze uszkodzenia, bo wiem, że znów może wydarzyć się to samo. Lekarze zapowiedzieli, że założenie zastawki w mózgu zmieni naszą sytuację. Poprawa zdrowia męża jest w zasięgu ręki. Jest tylko jeden mały problem. Prosiliśmy o nią wiele razy, odmawiano nam już co najmniej 5… Jan walczy o sprawność, a to ja mam wrażenie, że uderzam głową w mur.
Na naszej drodze jest tylko jeden przystanek, który zmienia bieg, na lepsze: rehabilitacja. Byliśmy w Krakowie i Bydgoszczy. Drugi ośrodek okazał się dla Jana prawdziwą oazą. To tam specjaliści postawili Jana na nogi, dali nam nadzieję na to, że może być lepiej. Podobnie z domowymi zabiegami - udało nam się znaleźć wyjątkową osobę, wspaniałego człowieka, który ma u Jana autorytet. Czasem, nawet podczas ataków, kiedy wchodzi do domu rehabilitant, wszystko wraca do normy, a mąż zmobilizowany czeka na ćwiczenia. Podczas turnusów rehabilitacyjnych, w otoczeniu ludzi chorych mąż czuje się dobrze, zdaje się, że dostaje nam nowej energii. Widzę tę iskrę w oku, tam usłyszałam od niego pierwsze "dziękuję". To jedyna szansa na to, żeby Jan wrócił. Do sił, do możliwości. Chcę wyrwać go ze świata, który jest dla niego niczym klatka.
Najgorsze jest patrzenie na bezsilność. Jeszcze ponad rok temu Jan był pełnym energii mężczyzną, który służył pomocą wszystkim. Każdy mógł na niego liczyć. Dostaliśmy pomoc od osób z naszej miejscowości, dzięki nim mogliśmy w ogóle pojechać na pierwsze turnusy. Teraz potrzeby rosną, a środki się kruszą. By opiekować się Janem, musiałam zrezygnować z pracy, potrzebna mu jestem 24 godziny na dobę. To mój obowiązek. Jestem jego żoną w zdrowiu i chorobie… Przeszkody są i będą się pojawiać, ale my będziemy walczyć! Ten wypadek nie może oznaczać końca naszej drogi… Ale by kroczyć nią dalej w stronę zdrowia, potrzebujemy Twojej pomocy. Proszę! Mój mąż ma jedną szansę na milion, zasłużył na nią. Szansę, która oddala się z każdym dniem, z każdym odwołanym turnusem. Na pomoc refundowaną nie możemy liczyć. wyczerpaliśmy już wszystkie dostępne możliwości.
Sekunda, która zmieniła wszystko na zawsze. Człowieka pełnego energii zmieniła w mężczyznę leżącego wymagającego całodobowej opieki. On mnie czasem przeraża… Ale trwam przy nim, bo wierzę, że mój Jan jest gdzieś tam w środku, a moim zadaniem jest niesienie mu pomocy. Doskonale wiem, że w podobnej sytuacji, on zrobiłby dla mnie dokładnie to samo.