Bestialsko skatowany, dziś walczy o zdrowie

Intensywna rehabilitacja, by wybudzić Jarka po ciężkim pobiciu
Zakończenie: 30 Maja 2018
Opis zbiórki
Nie ma ceny za ludzkie zdrowie, nie ma ceny za życie, które ktoś próbuje zabrać twojemu dziecku. Wychowaliśmy zdrowego wspaniałego syna, który cieszył się życiem. Nikt nie miał prawa go tak skrzywdzić i nikt za to nie jest w stanie zapłacić. Ja go prowadzałam do szkoły, cieszyłam się, jak dorastał, każde jego szczęście było moim sukcesem, a oni to wszystko mu odebrali, w kilka minut...
Tego dnia siedziała w niewielkiej kuchni w bloku. Chwilę wcześniej Jarek wyszedł ze swoją dziewczyną z domu, miał ją odprowadzić do domu, nie zdążył…
Po chwili słychać było tylko przeraźliwy krzyk, głośne piski, wyzwiska. Pobiegłam do męża, wybiegliśmy z domu, przed klatką widać było jeszcze uciekających młodych mężczyzn. Jarka znaleźliśmy kilkadziesiąt metrów dalej. Jeden z chuliganów zadawał mu jeszcze ciosy w głowę. Nasz synek, z którym jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy, teraz leżał w kałuży krwi, nie mógł oddychać, dramatycznie charczał. Oprawcy bili tak, żeby zadać, jak największe rany, żeby jak najbardziej cierpiał. Zwierzęca furia skierowana w stronę mojego synka. Co on mógł zawinić, że z taką nienawiścią ci podli ludzie zniszczyli mu życie?
Rzeczywistość przesłoniło cierpienie. Życie całej rodziny przeniosło się na oddział Intensywnej Terapii. Tam ratowano Jarka, próbowano mu pomóc, odwrócić bieg zdarzeń. Pierwszy raz zobaczyłam swoje dziecko bez śladów życia, z rurką tracheotomijną w krtani, podpięte do respiratora. Tego dnia coś we mnie umarło, coś przepadło, odeszło w przeszłość razem ze zdrowiem mojego synka. Jak można tak skatować człowieka, kopać go po głowie, po ciele? Jarek przeżył tylko przez przypadek, jeden cios mógł w jego stanie przesądzić o wszystkim. Nie udało się im, nie zabrali mi go zupełnie, nie byli dość silni mimo że tak bardzo zawzięci. Teraz wiem, że czuwała nad nim opatrzność.
Obrzęk i krwiak mózgu, odma płuc, karmiony przez sondę walczył o życie, na które lekarze dawali mu tylko 1% szans. Za co to go spotkało? Tak przetrwaliśmy 7 miesięcy, dzień w dzień zaklinając rzeczywistość, dosłownie wbiegając do szpitala z nadzieją, że się przebudził, że mózg podjął pracę. Nigdy nie zapomnę, jak szłam przez szpitalne korytarze, jak wpatrywałam się w twarze znajomych lekarzy, jak szukałam na nich uśmiechu, pocieszenia, jakiejś dobrej informacji. Nie znalazłam. Odebraliśmy nasze dziecko ze szpitala, w śpiączce, bez świadomości, z porażeniem czterokończynowym. Mój Jarek był tak samo bezbronny, jak wtedy gdy wychodziłam z nim ze szpitala pierwszy raz w życiu. Wszystko przepadło.
Za nami 10 lat ciężkiej mozolnej pracy, nadludzkiego wysiłku i heroicznej wiary, że się uda. Godziny rehabilitacji i lata rozganiania nierealnych marzeń, jeden krok do przodu i dwa w tył. Ale my z mężem nigdy się nie poddamy, słowo niemożliwe jest na zawsze wyrzucone z naszego słownika.
Miał być stan wegetatywny a mamy naszego syna, który samodzielnie oddycha, przełyka, widzi, komunikuje się z otoczeniem. To tylko utwierdziło nas w przekonaniu, że nigdy nie możemy przestać o niego walczyć. Czasu mamy mniej niż on, jesteśmy z mężem coraz starsi i nie wiemy, jak długo jeszcze wystarczy nam sił. Chcemy wykrzesać jak najwięcej, bo jego dalsze życie zależy od nas.
Co będzie, gdy w jego życiu zabraknie nas? Jarek trafi do jakiegoś zakładu, w którym nikt już o niego tak nie zawalczy, nikt nie będzie już w niego wierzył. Chcemy, żeby mógł powiedzieć, co go boli, żeby choć trochę jeszcze do nas wrócił, żeby mógł się jeszcze do nas zbliżyć, choć o jeszcze jeden krok. Nigdy nie zapomnę tego, co zrobili, tym katom Jarka. Miał dopiero 21 lat. W sądzie pamiętam terminy, którymi się posługiwano. “Petowanie”, to uderzanie podeszwą w głowę, takich ciosów Jarek dostał najwięcej. Teraz ci sami ludzie, którzy go tak skrzywdzili, wychodzą na wolność, wklejają na Facebooka swoje zdjęcia z wakacji, zakładają rodziny, a nasz syn leży w łóżku, nie może nawet usiąść samodzielnie. Dla nas wystarczy, że jest, że oddycha, że możemy go widzieć, głaskać, czuć jak oddycha. Tyle wygraliśmy tylko i aż tyle.
Jego życie zabrali źli ludzie, ale to już przeszłość. Mamy wkoło wielu wspaniałych przyjaciół, którzy pamiętają naszego syna sprzed wypadku, którzy wierzą, że można mu wciąż pomóc i dla których on zawsze będzie zwycięzcą. Każde uderzenie, jakie przyjął, dosięgnęło także nas, rodziców, każdy cios okaleczył nasze serca na zawsze, ale my nie przestaniemy, nie pogodzimy się z tym, co jest. Przed nim całe życie i dlatego musimy o nie zadbać, sprawić by mógł kiedyś zostać sam, by mógł przetrwać tak, jak już raz przetrwał. Dla niego zrezygnowaliśmy z pracy, dla niego zmieniliśmy całe nasze życie i dzięki temu dzisiaj sam je, oddycha, czasem się uśmiecha. Złość można odpowiednio nakierować, przekuć w determinację i chęć do walki. 10 lat nie pogodzenia, ciągłych pytań bez odpowiedzi, żalu, łez, strachu. Przecież urodziłam wspaniałego zdrowego chłopca.
Pomóżcie nam sprawić, by nie cierpiał, byśmy dożyli dnia, w którym nasz Jarek powie pierwsze słowo, kiedy będzie na tyle silny, by zadbać sam o siebie. Tak ważna jest rehabilitacja, codzienny ruch, codzienna praca. Sami nie damy rady, bo to wszystko kosztuje tak dużo. Prosimy, pomóżcie nam udowodnić, że tamtego dnia nie udało się tym ludziom odebrać nam syna, że on wciąż jest i będzie nadal.
Dziękujemy