Od 3 lat nie wychodzę z domu

Zakończenie: 18 Listopada 2014
Opis zbiórki
Czekałem na moment, w którym zostanę dziadkiem. Otoczony wnukami pragnąłem pokazać tajemnice skrywane przez sad owocowy, las i łąki. Kiedy moje marzenie się spełniło i poczułem, co to szczęście, choroba jak rozpędzona lokomotywa – nie sposób jej zatrzymać - niszczyła wszystko, co napotkała na swojej drodze...
Boleśnie wyniszcza moje płuca, oskrzela i drogi oddechowe. Dym, smog i drażniący pył przez wiele lat każdego dnia towarzyszyły mi podczas ciężkiej pracy na Śląsku. Całe życie tutaj spędziłem. Od wielu lat byłem podatny na infekcje… Duszący kaszel pojawiał się regularnie, zaleczony znikał na kilka miesięcy, aby znowu z większą mocą wrócić. Walczyłem przez lata, brałem leki, może trochę bagatelizowałem… Teraz już wiem, że POChP - Przewlekła Obturacyjna Choroba Płuc jest w moich płucach, które przez czynniki środowiskowe zostały wiele lat temu zniszczone i obkurczone. To choroba, która każdego dnia boleśnie okrada mnie ze spokojnego oddechu. To choroba, która skazała mnie na więzienie, jakim jest moje mieszkanie, z którego od 3 lat nie wychodzę. Skuteczne lekarstwo nie istnieje, bolesne duszności, nadmiar zalegającej wydzieliny w płucach i duszący kaszel z każdym dniem nabierają siły... Spożywanie odpowiednich lekarstw może podarować mi kilka dodatkowych i jakże cennych lat z ludźmi, których kocham...
3 lata temu szybka pomoc mojej rodziny, pobyt na OIOMie i operacja uratowały mi życie, z którym przyszło mi się żegnać. Niestety, po pamiętnym dniu pozostała mi pamiątka, a właściwie kilku nieodłącznych przyjaciół, z którymi musiałem się zaprzyjaźnić - nie miałem innego wyjścia. Rurka tracheotomijna i koncentrator tlenu umożliwiają mi swobodny oddech, a ssak ułatwia usuwanie zalegającej wydzieliny. Wszystkie urządzenia wymagają stałego dostępu prądu. Bez prądu koncentrator wytrzyma 30 minut. Bez koncentratora zaczynam się dusić…
Moje płuca w wyniku trwałego uszkodzenia przez zanieczyszczenia zalegające w powietrzu zmniejszyły swoją objętość oraz przepływ tlenu. Samodzielne nie mogę pokonać najmniejszej odległości, bez dodatkowych, nowych przyjaciół. Wnuczek po kilku próbach zabawy rezygnuje z mojego towarzystwa… Serce mi się kraje na samą myśl. Tyle planów i marzeń o „życiu na emeryturze”. Niestety, po 40 latach ciężkiej pracy, nie stać mnie, aby zapewnić sobie godną starość. Bez urządzeń nie mogę się nigdzie ruszyć – gdyż one muszą być podłączone do prądu. Pragnę wyjść na spacer i nie być ciężarem dla mojej rodziny. Konieczne regularne wizyty u specjalistów oraz wykonanie dodatkowych badań są niemożliwe do zrealizowania. Samodzielnie do lekarza na wizytę w gabinecie nie mogę sobie pozwolić, gdyż od 3 lat jestem uwięziony we własnym domu. W tej chwili jestem pod opieką lekarza pierwszego kontaktu, niestety, w warunkach domowych wykonanie spirometrii i innych dodatkowych badań jest niemożliwe.
Najlepszą terapią jest czas wspólny z rodziną i wnukiem. Chociaż na chwilę pozwala mi zapomnieć o chorobie i życiu usłanym cierpieniem. Przez wiele lat gromadzące się substancje odbierały mi kawałek po kawałku samodzielność, by na starość ubezwłasnowolnić, odebrać godność i radość życia. Nie wiem, ile czasu mi pozostało, jednak wiem, że każdy dodatkowy dzień u boku wnuka dodaje mi sił i chęci, by przy nim trwać…Wierzę, że dla wnuczka będę jeszcze prawdziwym dziadkiem i zabiorę go na spacer do lasu. Do tego konieczny jest zakup przenośnego koncentratora tlenu, na który mnie nie stać…
Starość miała być czasem spokoju i odpoczynku. Czasem, w którym realizuje wszystko to co przez całe życie odkładamy na później. Pierwsze zmarszczki, rozrabiające gdzieś w oddali wnuki, czas na przyjemności... Starość okazała się być inna. Smutna, bolesna i usłana cierniami... Pomóżmy Panu Jerzemu wyjść z domu, w którym od 3 lat więzi go choroba.