Jeśli nie otrzyma leku, nasza mamusia umrze. Błagamy o pomoc!

Kadcyla - leczenie onkologiczne ostatniej szansy
Zakończenie: 2 Maja 2018
Rezultat zbiórki
Od rana najgorsza wiadomość. Joasia przegrałą walkę, którą toczyła już tyle lat...
Nowotwór okazał się silniejszy, choć do końca wierzyliśmy, że tym razem się uda. Była tak silna i potrafiła tak pięknie i godnie znosić trud tej strasznej choroby.
Rodzinie i bliskim składamy najszczersze wyrazy współczucia.
Opis zbiórki
Błagam o pomoc, bo moja mama umiera! Rak powrócił, uderzył ze zdwojoną siłą, dał przerzuty! Chemia już nie działa, nie ma nawet minimalnej poprawy... Lekarz powiedział wprost - został ostatni lek, który może przedłużyć życie mojej mamy, dać jeszcze szansę na ratunek. Ale nie jest on refundowany! Kadcyla - lek niezwykle skuteczny, ale także niebywale drogi… Koszt całej terapii to aż 400 tysięcy złotych! Mama nie ma wielkiej nadziei, bardzo się boi - takich pieniędzy nawet nie możemy sobie wyobrazić… Błagam o szansę na życie dla mamy. Poza Wami nie mamy już nic…
Moja mama jest cudowną osobą, niezwykle ciepłą i kochającą. Jest pielęgniarką, uwielbia swoją pracę, kocha pomagać ludziom. Bardzo przeżyła to, że przez pogarszający się stan zdrowia nie może robić tego, co kocha… To ją dodatkowo załamuje. Nie może wychodzić już nawet z domu, bo najmniejsza czynność, rozmowa nawet sprawiają, że traci oddech. Ucisk na płucach nie odpuszcza...
Pierwsza diagnoza zapadła w 2015 roku. Mama wyczuła pod pachą guz, a diagnoza roztrzaskała nasz świat na drobne kawałki - nowotwór piersi, złośliwy… Po pierwszym szoku i załamaniu przyszła pora na działanie. Osiem cykli chemii, operacja wycięcia guza, radioterapia, roczne leczenie. Miało być lepiej, już patrzyliśmy z nadzieją w przyszłość. Przez całą chorobę mama pracowała - dla niej to była dodatkowa forma terapii. Żaden z jej chorych pacjentów nawet nie zauważył, że jego pielęgniarka właśnie walczy o życie. Dobrze dobrana peruka, żeby nie było widać przykrych śladów po chemii i uśmiech na wymęczonej leczeniem twarzy skutecznie ich zmylił…
Chemia była dramatem, której nie życzymy najgorszemu wrogowi. Ale dawała nadzieję, że będzie lepiej… W październiku zeszłego roku mama zauważyła u siebie powiększone węzły chłonne. Znowu przyszedł blady strach, tak znany, chociaż na siłę wyparty z życia. Biopsja nie pozostawiała złudzeń - rak dał przerzuty! Był już w nadnerczach, w płucach… Rokowania w tym przypadku nie były pozytywne. Śmierć nie odpuszcza, ale my też nie możemy. Chodzi o naszą mamę, najważniejszą osobę w naszym życiu! Niestety, natychmiast wdrożone leczenie nie zadziałało. Chemia już nie pomaga, a lekarze rozkładają ręce. Została tylko jedna, jedyna szansa - Kadcyla. Ten lek działa jak koń trojański - dostaje się do komórek rakowych i niszczy je od środka! Tylko on może ocalić moją mamę, dać nam więcej czasu. Jeśli tylko zdążymy...
Mama jest niezwykle dzielna i silna - sama wychowuje mnie i mojego 12-letniego brata. Mamy siebie i wierzymy, że przebrniemy przez ten horror razem, że uratujemy naszą mamusię… Nie umiemy sobie wyobrazić co się stanie, gdy jej zabraknie. Nie chcemy i nie możemy o tym myśleć! Wyobrażamy sobie, że mama zdrowieje, że nie ma już tych paskudnych duszności, że nie ma raka, który zabiera jej życie… Znowu jest uśmiechnięta, pełna energii i wraca do swojej ukochanej pracy, by móc pomagać potrzebującym, cierpiącym ludziom. Innych marzeń nie mamy...
Przez dwadzieścia lat mama poświęcała swoje życie, by nieść nadzieję i pocieszenie chorym. Dzisiaj sama potrzebuje pomocy… Nowotwór to niezwykle silny i brutalny przeciwnik. Możemy jednak zdobyć skuteczną broń do walki z nim, jeśli tylko uda nam się uzbierać środki… W innej sytuacji chyba nawet bym się tego nie podjęła, bo nie łudziłabym się, że w tak krótkim czasie zgromadzimy aż tyle pieniędzy. Jednak tu chodzi o moją mamę - najważniejszą osobę w moim życiu. Muszę próbować wszystkiego i wierzyć w cud, bo tylko to mi pozostało. Wierzę z całego serca, że dobroć, którą się okazuje ludziom, wraca ze zdwojoną siła. Z całego serca proszę - pomóżcie mojej mamie, dajcie nam jeszcze nadzieję...