Dla mojej mamy zrobię wszystko! Czy pomożesz mi walczyć o jej zdrowie?

roczna rehabilitacja, zakup sprzętu medycznego
Zakończenie: 16 Listopada 2022
Opis zbiórki
Kocham moją mamę nad życie, dlatego tak bardzo boli mnie widok jej cierpienia. To już ponad rok od dnia, w którym los uświadomił mi, że mogę ją stracić. Rok od najgorszego dnia w moim życiu. Mama była wtedy sama w domu, pracowała przy biurku. Zmęczona pisaniem wyszła do kuchni po szklankę wody. Zakręciło jej się w głowie i upadła tak niefortunnie, że o jej sprawność musimy walczyć do dziś…
Utrata przytomności sprawiła, że mama całym swoim ciężarem uderzyła w drzwi kredensu, głową rozbijając szybę. Była nieprzytomna przez kilka godzin. Kiedy się obudziła, błagającym głosem, resztkami sił, wołała o pomoc. Leżała bezwładnie – jakby ktoś zabrał z niej całą siłę do życia. Może gdybym wtedy była w domu…
Z samego rana do mamy przyszła jej siostra. To ona ją znalazła i to ona wezwała pogotowie. Pilnie przewieziono mamę na oddział neurochirurgii. Jechałam do niej najszybciej, jak tylko mogłam. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Bałam się tak, że już nawet nie pamiętam, co wtedy myślałam. Na miejscu usłyszałam wyrok, który zwalił mnie z nóg. Dosłownie i przenośni. Doszło do całkowitego uszkodzenia rdzenia…
“Proszę przygotować się na najgorsze. Uszkodzenia są na tyle rozległe, że nie ma szans na swobodne oddychanie...” – tyle usłyszałam od lekarza. Stan mamy był bardzo ciężki. Nie dawano jej szans na przeżycie, ale ona, wbrew wszystkiemu i wszystkim, zawzięła się tak mocno, że przeżyła pierwszą, potem drugą, a potem kolejne doby. Niestety – wciąż nie mogła poruszać kończynami, była sparaliżowana od pasa w dół, nie reagowała na dotyk. Wszystko przy pełnej świadomości.
Któregoś dnia powiedziała mi cicho, że jej życie już się chyba skończyło…
Próby mojego dotyku, poruszania przeze mnie jej kończynami spełzały na niczym. Miałam tylko nadzieję, że jej życie nie skończy się i gdy rano przyjdę do szpitala, ona nadal tam będzie. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym ją stracić. Nie dopuszczałam w ogóle takiego scenariusza. Po 4 tygodniach pobytu na Oddziale Neurochirurgii niewiele się zmieniło. Nikt nie potrafił powiedzieć, co się stanie. Na szczęście – 6-tygodniowa rehabilitacja powolutku zaczęła przynosić efekty, kroczek po kroczku – taki milimetrowy – ale zawsze do przodu.
Kolejny etap rehabilitacji nastąpił na specjalnych turnusach rehabilitacyjnych - dopiero tam, mama poczuła w sobie siłę i chęć do życia, dopiero tam zobaczyła namacalne skutki, ręce podjęły pracę, potrafiła samodzielnie siedzieć, pojawił się malutki blask w oku. Zaczęła się codzienna, potworna wręcz, walka o powrót do normalności, a ja uwierzyłam wreszcie, że mama wróci do nas, do domu. Od grudnia 2017 roku mama przebywa w ośrodkach rehabilitacyjnych w Krakowie...
Kocham moją mamę nad życie. To chyba taka szczególna więź, jaka łączy matkę z córką. Jej ból fizyczny i psychiczny boli i mnie, chyba nawet o stokroć bardziej. Dlatego nie mogę pozwolić na to, aby pozostała w takim stanie. Potrzebna jest długotrwała rehabilitacja, bez przerwy, wręcz na granicy wytrzymałości. Tylko taka daje rezultat. Zwłaszcza, że to dopiero początek takiej drogi…
Pracujemy ciężko, aby było tak jak dawniej, jednak ta droga jest bardzo długa, trudna i bardzo kosztowna – to kilkudziesiąt tysięcy rocznie... Niestety – tylko po takiej rehabilitacji pojawia się we mnie nadzieja, że moja mama odzyska sprawność i stanie się samodzielna.
Nikt nie jest w stanie zmienić biegu wydarzeń i chociaż codziennie myślę, jak cofnąć czas, to jednak jest ponad moje siły. Z całego serca pragnę i staram się zrobić dla mojej mamy wszystko, by odzyskała jak najwięcej sprawności. Proszę o pomoc, bo ona przywraca nadzieję...
–Kasia, córka Jolanty