Nie zauważyli, że dusi ją pępowina... Judytka potrzebuje Twojej pomocy!

terapia komórkami macierzystymi w Bangkoku - 8 podań
Zakończenie: 4 Października 2019
Opis zbiórki
Z winy lekarzy nasza córeczka dzisiaj jest niepełnosprawna… Gdy się urodziła, pępowina okręciła jej maleńką szyję jak sznur, dusiła ją! Mimo to lekarze powiedzieli, że z Judytką wszystko dobrze. To było nasze pierwsze dziecko, uwierzyłam… Dopiero potem okazało się, jak tragiczne skutki przyniesie zaniedbanie lekarzy…
Wszystko było dobrze do chwili porodu. Badania wychodziły znakomicie, nikt nic nie zauważył. Nie dostrzegli pępowiny, która stała się wręcz stryczkiem dla naszego dziecka… Może gdyby zobaczyli i przeprowadzili cesarskie cięcie, Judytka byłaby dziś zdrowa? Urodziłam ją naturalnie, nie wiedząc, że gdy dawałam jej życie, ona umierała! Lekarze zapewniali jednak, że wszystko jest w porządku. Dopiero po 24 godzinach ktoś przyszedł i powiedział, że było lekkie niedotlenienie, zabrali małą do szpitala w Krakowie.
Pojechałam tam na drugi dzień, nie czując swojego bólu. Był tylko strach o córeczkę… Nie spodziewałam się jednak tak szokujących wieści. W krakowskim szpitalu lekarze powiedzieli, że stan Judytki jest krytyczny, że odejdzie w ciągu godziny… Dostaliśmy tylko czas, by się pożegnać… Nawet teraz, 2,5 roku później, trudno mi o tym mówić, trudno powstrzymać łzy… Czy rodzic może wyobrazić sobie większy koszmar? Dziewięć miesięcy nosiłam ją pod sercem, było czekanie, planowanie, radość. Potem mi ją zabrali, a dzień później wszystkie marzenia runęły jak domek z kart. Judytka miała umrzeć…
Ona jednak była silna, silniejsza niż wszyscy sądzili! Bardzo chciała żyć, bardzo chciała być z nami! Niestety, choć mamy ją w domu, dramat trwa. Podczas porodu doszło do ciężkiego niedotlenienia, uszkodzenia mózgu. Do dzisiaj Judytka nie siedzi, nie chodzi, nie mówi. Nie mamy z nią kontaktu, choć tak ciężko pracujemy… Jeszcze do 4 miesiąca jej życia było w miarę dobrze, wodziła za nami swoimi oczkami, mieliśmy jeszcze nadzieję… Potem przyszła padaczka. Pamiętam pierwszy atak, to było jakby ktoś “wyłączył” córeczkę. Diagnoza dodatkowo nas dobiła… Od tego czasu jest jeszcze gorzej. Wszystko, czego córeczka się nauczy, za chwilę jest odbierane przez kolejny atak. Dzisiaj jest ich kilka dziennie. Gdy przychodzi, Judytka odrzuca głowę i głośno się śmieje. Dla nas nie jest to powód do radości, tylko obraz, który często przychodzi w koszmarach, a jeszcze częściej na jawie… Ten śmiech to nie objaw radości, ale nieopisanego cierpienia!
Każdy dzień jest walką, niestety często z wiatrakami… Wszystko, czego Judytka nauczy się podczas rehabilitacji i ćwiczeń, odbierają kolejne ataki. Rok temu na świat przyszedł Franio, młodszy braciszek Judyty. Pobraliśmy krew pępowinową, już wcześniej dowiedzieliśmy się, że to ogromna szansa dla córeczki. Przeszczep komórek macierzystych od brata miał dać jej szansę na zdrowie! Niestety… Dostaliśmy informację z kliniki, że krew trzeba zutylizować, komórki się nie mnożą. Wszystko na nic…
To był kolejny cios, kolejna stracona nadzieja… Nie poddaliśmy się, nie mogliśmy! Patrzymy na naszą córeczkę, której wzrok nawet na chwile nie skupia się na naszych twarzach. Nigdy się do nas nie uśmiechnęła, nie wypowiedziała nigdy “mama, “tata”... To są nasze marzenia, o które będziemy walczyć ze wszystkich sił! Na naszej drodze spotkaliśmy rodziców innych dzieci, chorych jak Judytka. To właśnie od nich dowiedzieliśmy się o terapii komórkami macierzystymi w Bangkoku, postanowiliśmy też spróbować, bo efekty są niesamowite! W Tajlandii w ciągu 23 dni Judytka będzie miała aż 8 podań komórek (żywych, nie mrożonych, jak to ma miejsce w Polsce), będzie też intensywnie rehabilitowana. Będzie, jeśli tylko zdołamy zebrać ogromną kwotę i opłacić terapię…
To koszty dla nas niewyobrażalne, dlatego postanowiliśmy poprosić o pomoc. Jako rodzice robimy wszystko, by dać Judytce szansę, wykorzystać wszelkie możliwości medycyny. Wierzymy, że komórki podane w Bangkoku pomogą nam opanować padaczkę, dzięki czemu Judytka zacznie się rozwijać! Nie jest łatwo, chociaż córeczka dzielnie walczy z całych swych dziecięcych sił. Zaczyna dostrzegać niektóre elementy rzeczywistości, podnosi już główkę, sama je… Modlimy się, by było już tylko lepiej, ale wiemy, że nawet to może odebrać padaczka.
Bardzo prosimy o pomoc, leczenie w Bangkoku to nasza ostatnia deska ratunku. Ostatnia szansa naszej córeczki…