Julcia straciła tatę, teraz traci zdrowie. Powstrzymajmy okrutny los!

operacja nóżek w klinice w Wiedniu
Zakończenie: 22 Października 2018
Opis zbiórki
Chcieliśmy uchronić naszą córeczkę od niepełnosprawności. Robiliśmy wszystko, by zaradzić, by zdążyć. Ścigaliśmy się z czasem od samego początku, kiedy poznaliśmy nasze ogromne szczęście – Julię. Córeczka przyszła na świat z poważną wadą wrodzoną stóp – stopy końsko – szpotawe. Obiecaliśmy sobie, że nie spoczniemy, dopóki nie pomożemy naszemu dziecku. Wtedy przyszedł rak…
W miarę jak z chorobą Julii zaczynaliśmy wygrywać, nowotwór zabierał nam tatę. Byłyśmy bezradne wobec tak potężnego wroga...
Dla Julki znaleźliśmy najlepszego lekarza w Poznaniu Od pierwszego tygodnia życia gipsy na nóżkach zmieniane co tydzień i tak przez dwa miesiące. Gdy udało się uzyskać prawidłowe ustawienie stópek, stosowaliśmy szynę utrwalającą korekcję – buciki połączone ze sobą metalową szyną. Początkowo 23 godziny dziennie przez pół roku potem tylko do spania. Kiedy z nóżkami wychodziliśmy na prostą, spadł kolejny cios – U Julci zdiagnozowano wadę serca, ubytek między przedsionkami, który miał się zrosnąć do trzeciego roku życia. Niestety jeszcze się nie zrósł i wciąż są szmery nad serduszkiem.
Nie byłam gotowa na kolejne uderzenie, w tamtym czasie wydawało mi się, że nie mam już łez. Zastanawiałam się, czy to możliwe, aby lost tak bardzo nas doświadczał.
Wtedy wydawało mi się, że mamy najmniej szczęścia na całym świecie. Byłam w wielkim błędzie – dopóki on żył, mieliśmy wszystko! Byliśmy rodziną, która potrafiła się wspierać.
Trwała walka o nóżki Julki a w tle rozgrywał się dramat umierania. Mąż po 3 latach heroicznej walki przegrał. Wiedziałam, że tego bał się najbardziej, że straci nas z oczu, że nie będzie wiedział co dzieje się z Julią. Z naszej trójki zostałyśmy już tylko same.
Wiedziałam, że muszę dokończyć to, co wspólnie zaczęliśmy. Planowałam wreszcie powrót do pracy, kiedy znów poczułam, że ugina się pode mną ziemia. By Julia mogła chodzić, potrzebna jest pilna operacja w Wiedniu! We wrześniu pojechałyśmy na konsultacje. Doktor długo oglądał nóżki Julki i dał nam ogromną nadzieję – może niebawem przeprowadzić operację w jak najmniej inwazyjny sposób. Twierdzą, że Julka już nigdy w przyszłości nie będzie czuła bólu, a jej nóżki przestaną się odkształcać i koślawić.
Przez ostatnie lata walczyłam o dwie najbliższe mi osoby. Jedną z nich straciłam na zawsze. Została ona, nasza ukochana córeczka, która już nigdy nie powie słowa tato. Może jednak być zdrowa, dorosnąć i cieszyć się życiem. Koszt takiej operacji jest ogromny, do tego dochodzą minimum 3 wizyty kontrolne. Do tego dochodzą dojazdy do Wiednia.
Nie będę pisać o uczuciach matki, która chce, aby jej dziecko było zdrowe i szczęśliwe. Do tych uczuć wkrada się nieustannie strach. Ja nie mam takich środków, aby opłacić Juleczce operacje. Jest to dla mnie niemożliwe. Postanowiłam prosić o pomoc, z pokorą, aby odczarować zły los. Aby nasza córeczka nie była kaleką i nie czuła bólu w przyszłości. Chcę to zrobić dla niej i dla jej taty, który wierzył, że sam będzie mógł pomóc córce.