Dla moich synków muszę odzyskać sprawność!

roczny turnus rehabilitacyjny
Zakończenie: 24 Kwietnia 2020
Opis zbiórki
Jedna chwila, kilka sekund i moje życie złamało się razem z potrzaskanym kręgosłupem. Właśnie urodził mi się drugi syn, a dla moich najbliższych wielka radość splotła się z ogromnym dramatem. Ja tego nie pamiętam, bo przez 1,5 miesiąca byłem w śpiączce. Wkrótce miną 2 lata od tamtych wydarzeń, a ja każdego dnia walczę o powrót do zdrowia i sprawności. Marzę o tym, żeby wziąć moich synów samodzielnie na ręce, a do tego potrzebna jest intensywna i bardzo kosztowna rehabilitacja.
Nie docenia się zdrowia, dopóki się go nie straci. Przekonałem się o tym brutalnie na własnej skórze. Czy kiedykolwiek idąc na spacer zastanawiałeś się na tym, że twoje nogi chodzą? Najpierw lewa, potem prawa i znowu lewa. Krok za krokiem, to takie proste i oczywiste. Niestety, już nie dla mnie… Nogi nie chcą mnie słuchać, po prostu nie działają. Pozostał wózek…
Przez wiele miesięcy byłem w szpitalu, daleko od najbliższych. Mój nowo narodzony syn wymagał opieki, a ja nie mogłem się nim zająć, bo sam byłem bezradny niczym niemowlę.
Godziny rehabilitacji, ćwiczeń, nieustanna walka o powrót do zdrowia i próba odzyskania choć części utraconej sprawności. A do tego wszystkiego jeszcze padaczka. To moja codzienność. Piekielnie trudna i przygniatająca.
Niestety, po roku od wypadku dostałem infekcji, nastąpił obrzęk mózgu, przez 3 dni walczyłem o życie. Cała dotychczas osiągnięta praca poszła na marne, a rehabilitację musiałem zaczynać od początku. Wróciłem do punktu wyjścia. Teraz powoli odzyskuję pogubione mięśnie i robię postępy bardzo małymi kroczkami na tyle, że mogę już samodzielnie, zabezpieczony pasami siedzieć na wózku.
Każdy ojciec marzy o tym, żeby wziąć swoje dziecko na ręce, posadzić sobie na barkach i pokazać cały ten piękny świat, który nas otacza. Dla mnie to obecnie marzenie ściętej głowy. Moi chłopacy potrafią wspiąć się do mnie na wózek i usiąść obok, ale nie mogę ich przytrzymać, podnieść. Ręce też wciąż za słabe, bezradne… Szczytem możliwości jest zjedzona samodzielnie kanapka.
Muszę się skupić na dalszej rehabilitacji. Pobudzaniu mięśni, przypominania rękom i nogom, do czego zostały stworzone. Muszę wrócić do sprawności, moja rodzina mnie potrzebuje. Niestety to pociąga za sobą ogromne koszty, a do pracy pójść nie mogę — została mi nędzna renta… Wiem, że długa i kosztowna droga przede mną, dlatego proszę o pomoc!
Możesz być nie wiem jak wielkim twardzielem, ale kiedy twoje dzieci pytają “czy się z nimi pobawisz”, a siedzisz bezradnie jak kołek na wózku, łzy same lecą po policzkach. Mam dopiero 32 lata, całe życie przede mną — moje i dzieciaków. Czy mają zapamiętać ojca jako duże dziecko, wiecznie potrzebujące we wszystkim pomocy? Wierzę, że z Twoim wsparciem może to się zmienić i jeszcze odzyskam choć część sprawności!
Karol