Naprawić krzywdy wyrządzone przez chorobę

Nowe włosy dla Klaudii
Zakończenie: 11 Lipca 2017
Opis zbiórki
Zawsze miałam takie piękne długie włosy. Sięgały do pasa. Dbałam o nie, bo wiedziałam, że mało kto ma takie szczęście jak ja. Później zachorowałam. O tym, co przeszłam przypomina mi moje odbicie w lustrze. Tam widzę moją łysą głowę – znak tego, na co choruję.
Klaudia zawsze była bardziej nieśmiała od innych. Jeśli wyobrazisz sobie małą dziewczynkę, która stoi zawstydzona ze wzrokiem wbitym w ziemię, to to właśnie ona. W szkole zawsze gdzieś z boku, na drugim planie. Z długimi włosami, które jak kurtyna odgradzały ją od świata, gdy pochyliła głowę. Jak zasłona, którą zawsze nosiła przy sobie. Nie pozwalała ich obcinać. Były coraz dłuższe. I tak miało pozostać.
Pamiętam tamten dzień, bo o takiej panice, jak wtedy trudno zapomnieć nawet po 8 latach. To była niedziela, niewiele przed południem. Za chwilę wychodziłyśmy do babci na obiad. Mama plotła mi warkocze. Rozczesała moje włosy i zrobiła przedziałek – wszystko tak, jak zawsze, prawie rytuał. Jej ręka w którymś momencie się zatrzymała. Zaczęła pytać mnie, czy któregoś dnia ktoś nie pociągnął mnie mocniej za włosy. Na samym czubku głowy miałam łysy, kilkucentymetrowy placek.
W końcu moją tragedię mógł zobaczyć każdy. Było coraz gorzej. Codziennie rano, kiedy się budziłam, na poduszce znajdowałam garści włosów. Z miesiąca na miesiąc miałam ich coraz mniej. Łysiałam. W wieku 13 lat moja głowa stawała się łysa, a mój wstyd coraz większy. Ludzie myśleli, że choruję na raka. Niektórzy patrzyli ze współczuciem, inni z litością. Część unikała kontaktu, bo nie wiedziała, jak zachować się w moim towarzystwie. Widziałam te spłoszone spojrzenia, czułam, że ludzie się peszą. Kiedy byłam już całkiem łysa, nie chciałam chodzić do szkoły.
Jeździłyśmy z mamą od jednego lekarza do drugiego. Zdiagnozowano łysienie plackowate. Zamykałam się w nocy w pokoju i płakałam w poduszkę. Lekarze dawali niewielkie nadzieje na to, że włosy odrosną. Mieli rację. Minęło ponad 8 lat, a ja wciąż jestem bez włosów. Pomimo leczenia psychologicznego, psychiatrycznego, farmakologicznego nie odzyskałam ich. Musiałam zaakceptować to, co mam i przywyczaić się do peruki. Od początku mojej choroby noszę te syntetyczne, które często trzeba zmieniać, bo po krótkim czasie się niszczą i nie nadają do użytku.
Mojej choroby najprawdopodobniej już się nie pozbędę. Chyba, że kiedyś ktoś wynajdzie lek, który sprawi, że znów będę miała długie włosy do pasa. Póki marzę o jednym. O peruce z naturalnych włosów, które będzie przypominała mi moje własne. Jej koszt to suma, na którą mnie nie stać, dlatego proszę Was o pomoc. Proszę, pomóżcie mi żyć bez wstydu i kompleksów...