Operacja odebrała jej godność i zmieniła życie w koszmar

zabieg implantacji układu stymulującego wydalanie
Zakończenie: 31 Marca 2018
Opis zbiórki
Normalne życie zamieniło się w gehennę. Okaleczyli ją ci, którzy mieli jej pomóc, niszcząc jej życie w najbardziej dotkliwy dla kobiety sposób. Po operacji Krystyna miała już czuć się dobrze, a ze szpitala wyszła upokorzona i okaleczona na całe życie. Gdyby wiedziała, co się wydarzy, nigdy by nie stawiła się w szpitalu. Dzisiaj płaci za błędy, których nigdy nie popełniła...
Krystyna jest wspaniałą matką, która życie poświęciła swoim córkom. Pewnie robiłaby to dalej, gdyby nie fatalny ciąg zdarzeń, który doprowadził do kalectwa, które upadla i odziera z godności. Kiedy brakowało pieniędzy, Krystyna często szukała pracy za granicą. Belgia, Niemcy, Grecja – sprzątanie, zbieranie owoców, każda praca, która dawała rodzinie utrzymanie i godne warunki życia.
W 2008 roku zaczął boleć kręgosłup. Wiele lat pracy, zwłaszcza tej przy zbiorach, odcisnęło piętno. Dwa lata później bolało już bez przerwy, rano i wieczorem. Wtedy pierwszy raz Krystyna zjawiła się w szpitalu. Lekarz błyskawicznie postawił diagnozę – przepuklina kręgosłupa, odcinka lędźwiowego i dyskopatia. Lekarz nie owijał – leki tutaj nie pomogą, musi Pani poddać się operacji, inaczej będzie tylko gorzej.
Wiedziałam, że nie ma sensu odwlekać zabiegu, bo w końcu doprowadzę się do takiego stanu, że nikt już nie będzie mi umiał pomóc. Do wyboru miałam dwa szpitale, więc decyzję podjęłam szybko. Postawiłam na ten, w którym podobne operacje przeszli moi bliscy.
W dzień zabiegu Krystyna tryskała humorem. Dwie godziny i miało już być po wszystkim. Krysia miała być zdrowa.
Operacja trwała jednak 5 godzin…
Kiedy się obudziłam, od razu czułam, że jest coś nie tak. Dolne partie pleców i pośladki były jakieś dziwne. Jakiś lekarz powiedział, żebym nie wspominała o tym ordynatorowi, bo to zupełnie normalne i często się zdarza. Uspokoił mnie, no bo komu mam wierzyć, jeśli nie lekarzowi. Minął dzień, potem drugi i kolejny – stan Krystyny się nie poprawiał, za to ona odkrywała powoli prawdę. Okaleczyli mnie! Pierwsze co czułam każdego dnia zaraz po przebudzeniu. Nie mogłam się załatwić, nie czułam swoich potrzeb, a wszystko gromadziło się we mnie. To najgorsze uczucie, jakie można sobie wyobrazić. Płakałam, bo czułam, że właśnie ktoś zniszczył moje życie. Nie wiem dlaczego, ale już wtedy wiedziałam, że będę musiała tak żyć.
Podczas operacji doszło do uszkodzenia nerwów, które są odpowiedzialne za oczyszczanie organizmu z ekskrementów. Brak parcia to zalegający mocz i kał, który zatruwa organizm, prowadzi nawet do śmierci. Problem moczu, można doraźnie rozwiązać za pomocą cewnika. Jeśli chodzi o kał, medycyna nie zna rozwiązania. Pozostają metody, które uwłaczają godności ludzkiej…
Do domu Krystyna wyszła po 2 miesiącach, a w tym czasie nie dostała choćby słowa wytłumaczenia, co się dzieje. Zapytani lekarze odpowiadali, że trzeba czekać, że to wszystko może wrócić w każdej chwili. Wiedzieli, że nic nie wróci – dawali jedynie złudną nadzieję, której strata bolała chyba najbardziej.
Co tamtego dnia zaszło na stole operacyjnym? Nikt nie potrafi, a może nikt nie chce odpowiedzieć.
Krystyna szukała pomocy wszędzie, bo jak sama mówi takie życie to katorga i poniżenie. Lekarze odsyłali dalej, nie mieli czasu, nie widzieli szans. Potem był rezonans, wstrzymany oddech, chwila nadziei i wyrok – w miejscu operacji są zrosty. Jeden z lekarzy powiedział, że nic nie da się już zrobić, a zrostów nie można zoperować. Kolejna operacja niesie zbyt duże ryzyko, równoznaczne z wózkiem inwalidzkim.
"Nie pamiętam, ile wtedy mama wylała łez, jak ciężko było jej żyć z czymś, czego żadne człowiek nie zaakceptuje" – wspomina córka. Czas po operacji to była prawdziwa pogoń, szukanie rozwiązania za wszelką cenę. Żeby pokryć koszty, 75-letnia mama Krystyny zaciągnęła kredyt. Potrzebne były pieniądze, żeby nie stracić nadziei i wciąż móc wierzyć, że któregoś dnia wszystko wróci do normy.
Do normy nie wróciło nic. Krystyna żyje z kalectwem, którego nie można opisać słowami. Każdy dzień jest udręką i od miesięcy każdy kończy się płaczem. Szpital jedyne co zaproponował, to ugoda i pieniądze w ramach zadośćuczynienia, niewspółmierne do poniesionych krzywd oraz leczenie bólu. "Dlaczego chcą leczyć ból, skoro największym problemem jest brak możliwości wypróżniania? To zagraża życiu i uwłacza godności człowieka! Obiecałyśmy mamie, że się nie poddamy, że znajdziemy wyjście z sytuacji" – mówi jedna z córek.
Udało się znaleźć nadzieję. Jest możliwość pobudzenia zwieraczy do pracy poprzez wykonanie zabiegu implantacji w Niemczech. Dr Klaus Matzel zgodził się wykonać trzyetapowy zabieg. To niesamowite usłyszeć, że jest szansa na normalne życie, bez tych wszystkich okropnych zabiegów, bez zatruwania organizmu, bez bólu i płaczu każdego dnia.
"Mama odzyskała nadzieję, walczyłyśmy z siostrami o to od dawna. Teraz boimy się, że jeśli się nie uda, jej świat się zawali i straci nadzieję po raz ostatni" – obawiają się córki.
Krystyna ma 42 lata, to jeszcze niewiele i nie czas, aby się poddawać i spisywać swoje życie na straty. Może wrócić do normalnego życia, dzięki wszczepieniu stymulatora, który jednak kosztuje zbyt wiele. Ostatnią szansą jesteście Wy, ludzie, którzy przeczytali historię Krystyny i którzy nie godzą się na takie cierpienie drugiego człowieka. Sprawmy, by krystyna przestała płakać i zaczęła wreszcie normalnie żyć!