Życie Krzysztofa to cud. Pomóż nam w walce o powrót do sprawności!

Półroczny pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym i orteza ręki
Zakończenie: 1 Czerwca 2020
Opis zbiórki
Wszystko mieliśmy zaplanowane, dobra praca, zamiar zakupu domu i dziecko w drodze. Przez chwilę myślałam, że żyję w bajce. Układało się tak, jak tego chcieliśmy. Na chwilę zapomniałam, że w każdej bajce pojawia się potwór, który niszczy szczęście bohaterów, że w każdej bajce sytuacja się na chwilę komplikuje. Na końcu jednak zwykle następuje szczęśliwe zakończenie. I tylko tego trzymam się w najtrudniejszych chwilach.
Kiedy usłyszałam, co się wydarzyło, zamarłam. Przez głowę przeszła mi myśl “to nie może być prawda!”. Lekarze znaleźli Krzysztofa w kałuży krwi… Miał podcięte gardło i pocięte obie ręce. Nikt nie wie, co się wydarzyło. Z jednej strony cieszę się, że tego nie widziałam, z drugiej żałuję, że nie było mnie w pobliżu, by wezwać pomoc jak najszybciej. By go ratować. Leżał tam i czekał na pomoc… Ta na szczęście przybyła na czas. Krzysiek w ciężkim stanie trafił do szpitala. Kiedy dotarłam na oddział był już na bloku operacyjnym, na rozległe rany zakładano szwy. Brzmi jak w kiepskim kryminale, prawda? To niestety stało się naprawdę. W ten sposób moja bajka stała się horrorem…
Byłam w 4 miesiącu ciąży, kiedy biegłam do szpitala z nadzieją, że to tylko pomyłka. Dostałam strzępki informacji i jedną, która zmroziła mi krew w żyłach: lekarze nie mieli pewności czy on przeżyje. Po operacji wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej. Kolejne operacje, łacznie 4. Komplikacje, powikłania, złe wyniki, zbyt wysokie ciśnienie. Za każdym razem, kiedy wchodziłam na salę, porażała mnie ilość sprzętu i aparatury. Urządzenia wyznaczające funkcje życiowe. Pik, pik, pik... Oczekiwanie na wybudzenie niczym na cud. Pierwsze ruchy dziecka w brzuchu, nieprzespane noce i wizyty w szpitalu. Nie tak miał wyglądać ten czas… Właśnie wtedy po raz pierwszy Krzysztof pokazał wolę walki. Wybudził się. Otworzył oczy, otworzył się na świat. Niestety, to co się wydarzyło, odcisnęło poważne piętno: niedowład prawej strony ciała uniemożliwiał poruszanie, a afazja mowy całkowicie zabrała umiejętność mówienia. Wygrał walkę o życie, ale na następnym kroku musiał stoczyć kolejną poważną batalię: o zdrowie, sprawność, powrót do normalności, o to by mógł być tatą dla naszej córeczki. Wszystko, co planowaliśmy, zniknęło jak bańka mydlana. Życie, które istniało do tej pory, zniknęło.
Pierwsza informacja, jaką dostałam: będzie potrzebna rehabilitacja. W Wielkiej Brytanii to leczenie okazało się potwornie drogie. Kilka sesji fizjoterapeutycznych kosztowało tyle, co w Polsce prawie 3-tygodniowy turnus. Między innymi dlatego postanowiliśmy wrócić do Polski. To nie była łatwa decyzja, na początku nie brałam tego pod uwagę. Szybko jednak rzeczywistość zweryfikowała moje plany. Musiałam wybrać to, co dla nas najlepsze. Po powrocie rzuciłam się w wir poszukiwań najlepszych ośrodków. Na początku jeździliśmy na turnusy razem, chciałam być przy Krzysztofie, by czuł się bezpiecznie i razem z córeczką wspierać go w małych i wielkich krokach na drodze do zdrowia. Później zaczęło brakować środków i stanęłam przed wyborem: wspólny wyjazd na turnus albo dłuższa rehabilitacja dla Krzysztofa. Wybór był prosty. To on potrzebował pomocy.
Dzięki zajęciom pod okiem specjalistów Krzysztof stanął na nogi. To pierwszy, wielki krok na drodze do sprawności. To dało nadzieję na to, że będzie już tylko lepiej… Wciąż wielkim wyzwaniem pozostaje mowa. Zajęcia z neurologopedą stopniowo pomagają. Niestety, na naszej drodze pojawiła się poważna przeszkoda: brak środków. Jeśli nie będziemy kontynuować rehabilitacji, jedno jest pewne: wszystkie przepadnie. Nie mogę na to pozwolić. Lekarze nie chcą dawać złudnych nadziei, ale mówią, że są realne szanse na to, by było jak dawniej. Muszę zrobić wszystko, by mu pomóc. Dla naszej córeczki, dla naszej rodziny…. Potrzebuję Waszego wsparcia! Bez tego Krzysztof znów wpadnie w krainę nicości.
Krzysiek od początku czekał na naszą córeczkę, zaplanował imię na długo, zanim zaszłam w ciążę. Planował, myślał, ciągle o tym mówił… Był przy porodzie, choć ledwo stał na nogach. A teraz może co najwyżej usiąść obok córeczki i patrzeć jak się bawi. Czasem się zbliżyć i ostrożnie pogłaskać… Wzrusza mnie każda ich próba nawiązania kontaktu. Chciałabym, by za jakiś czas mógł z nią porozmawiać, odpowiedzieć na jej wołanie “tato!”. To było jej pierwsze słowo. Jestem pewna, że kiedy on zacznie mówić, w końcu powie, jak bardzo ją kocha…
Ten wypadek zburzył naszą bajkę, ale życie toczy się dalej i jedyne o czym marzymy to odbudować to, co stracone. Ta wiara trzyma mnie przy życiu i daje motywację do dalszej walki. To Wy jesteście moją nadzieją, ostatnią deską ratunku, która pomoże odwrócić zły los i zacząć od nowa. Pomóżcie mi walczyć o tatę dla naszej córeczki!