Rak mnie osłabił, ale nie pozwolę, by mnie zabił... Ratunku!

nierefundowane leczenie lekiem AVASTIN i NIVOLUMAB oraz chemioterapia
Zakończenie: 30 Listopada 2019
Opis zbiórki
Rak towarzyszy mi w codzienności od 10 lat, już nawet nie pamiętam, jak wygląda życie bez niego… Na początku wydawało mi się, że pokonam go bez problemu. Późnej okazało się, że nie dam rady, po prostu muszę nauczyć się z nim żyć. Jestem zdana na łaskę i niełaskę przeciwnika, którego nie znam. Każdy nawrót, komplikacja może okazać się tym ostatnim… Boję się. Nie chcę jeszcze odchodzić, nie jestem gotowa na pożegnanie. Wiem, że mam jeszcze tyle do zrobienia... Mam rodzinę, nie mogę ich zawieść!
Kiedy usłyszałam diagnozę, byłam kobietą w sile wieku, wierzyłam, że rak nie może powiedzieć ostatniego słowa w moim życiu, że wszystko jeszcze przede mną. Czas zweryfikował moje plany i wolę walki. Przez 10 lat ja i moja rodzina funkcjonowaliśmy w trybie nawrotów i nadziei na zdrowie. Jeśli wydaje ci się, że tylko chory jest zaangażowany w terapię, bardzo się mylisz. Osoby z otoczenia chorego cierpią podobnie. Nagle wszystko inne schodzi na dalszy plan. Moje życie dyktowane jest ciągłym leczeniem, planowaniem kolejnych wizyt kontrolnych i konsultacji ze specjalistami. Czasem pokonujemy z mężem bardzo duże odległości, aby dotrzeć na kolejne badania.
Mimo długiej i wykańczającej walki z chorobą nie wyglądam na osobę tak doświadczoną przez los. Podczas ostatniej wizyty u lekarza, u którego byliśmy na konsultacji, zwracał się do mojego męża z informacjami na temat leczenia, nie do mnie. Dopiero kiedy zajrzał w dokumenty, złapał się za głowę, spojrzał na mnie i powiedział, że to szokujące. Na chorą wyglądałam tylko po chemioterapii, kiedy straciłam włosy.
Oczekiwanie na wyniki z granicznym pulsem. I ten brak pewności. Zawsze, kiedy podchodził do mnie lekarz, drżałam o to, jakie wiadomości tym razem dla mnie przygotował. Moje leczenie w dużej mierze odbywa się prywatnie. Na ratowanie zdrowia i życia wydaliśmy z mężem wszystkie oszczędności. Kiedyś marzyliśmy o emeryturze w otoczeniu najbliższych, podróżach, nadrobieniu czasu na przyjemności. Los zdecydował za nas i przewidział zupełnie inny scenariusz. Przyjaciele i rodzina - w tym czasie dostrzegłam, jak są dla mnie ważni. To oni wspierali mnie w chwilach, kiedy było naprawdę ciężko. Na leczenie całą rodziną wydaliśmy mnóstwo środków. Kiedy w 2017 roku wykryto u mnie przerzuty, chciałam się poddać. Nie wierzyłam w to, że się uda. Powoli zaczęłam rezygnować i traciłam motywację do dalszej walki. Właśnie wtedy lekarz, rodzina i przyjaciele przekonali mnie, bym znalazła siłę. Fundusze na pierwszą część leczenia udało nam się zdobyć samodzielnie, ale wciąż musieliśmy sobie czegoś odmawiać. Miałam wrażenie, że nowotwór odbiera nam coraz więcej… Stanęłam do kolejnej walki. Choć mój organizm był wykończony okresem, w którym przez rok co tydzień dostawałam chemię zdecydowałam, że warto jeszcze raz podjąć tę decyzję. Przecież nic nie tracę. Wypadające włosy, brak apetytu, totalna niemoc kolejny raz stały się moją codziennością.
Po pierwszej części terapii lekarze stwierdzili, że z 9 zmian na płucach zostały już tylko 2 i niewielkie rozsiewy. Dano mi nadzieję na to, by chorobę pokonać na tyle, by przez jakiś czas żyć w spokoju. Zalecono chemioterapię uzupełnioną o leki AVASTIN i NIVOLUMB oraz wlewy z witaminy C. Terapia będzie uzupełnieniem standardowej chemii i szansą na pozbycie się ostatnich zmian, które nieleczone mogą zacząć się rozprzestrzeniać. Kwota, która niezbędna jest na drugą część leczenia, to ponad 80 tysięcy złotych! Kwota zupełnie poza naszym zasięgiem, już teraz jesteśmy zadłużeni i borykamy się z poważnymi problemami. Proszę o pomoc! Środki na leczenie to dla mnie szansa na drugie życie! Na pokonanie raka, który każdego dnia spędza mi sen z powiek, w obawie, że kolejny dzień po prostu nie nadejdzie...
Mogłoby się wydawać, że powinnam pogodzić się ze swoim losem. Jednak nie mogę zrezygnować teraz, kiedy leczenie zaczęło przynosić efekty, kiedy lekarze po wielu latach znaleźli połączenie lekarstw, które działają na moją odmianę nowotworu. Rodzina, przyjaciele, dzieci i wnuki - wszyscy liczą na to, że wrócę do nich pełna sił. Chciałabym przeżyć jesień życia bez dolegliwości, strachu i tego potwornego nowotworu, który odebrał mi wiele pięknych lat.