Twoja przeglądarka jest nieaktualna i niektóre funkcje strony mogą nie działać prawidłowo.

Zalecamy aktualizację przeglądarki do najnowszej wersji.

W portalu siepomaga.pl wykorzystujemy pliki cookies oraz podobne technologie (własne oraz podmiotów trzecich) w celu, m.in. prawidłowego jego działania, analizy ruchu w portalu, dopasowania apeli o zbiórkach lub Fundacji do Twoich preferencji. Czytaj więcej Szczegółowe zasady wykorzystywania cookies i ich rodzaje opisaliśmy szczegółowo w naszej Polityce prywatności .

Możesz w każdej chwili określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w ustawieniach swojej przeglądarki internetowej.

Jeśli kontynuujesz korzystanie z portalu siepomaga.pl (np. przewijasz stronę portalu, zamykasz komunikat, klikasz na elementy na stronie znajdujące się poza komunikatem), bez zmiany ustawień swojej przeglądarki w zakresie prywatności, uznajemy to za Twoją zgodę na wykorzystywanie plików cookies i podobnych technologii przez nas i współpracujące z nami podmioty. Zgodę możesz cofnąć w dowolnym momencie poprzez zmianę ustawień swojej przeglądarki.

Los się musi odmienić... Desperacka walka o życie Łukasza, nie mamy już czasu!

Łukasz Wodarczyk
Cel zbiórki:

immunoterapia w klinice w Niemczech

Zgłaszający zbiórkę: Fundacja KAWAŁEK NIEBA
Łukasz Wodarczyk
Bobrowniki, śląskie
glejak wielopostaciowy IV stopnia
Rozpoczęcie: 19 Marca 2019
Zakończenie: 1 Maja 2019

Rezultat zbiórki

1 maja zakończyła się ziemska droga Łukasza. Dzielnie walczył o każdy dzień, by wyrwać go chorobie nowotworowej. Glejak jest jednak niezwykle trudnym przeciwnikiem...

Dziękujemy wszystkim, którzy włączyli się w tę najtrudniejszą walkę z możliwych. Niestety, immunoterapia nie doszła do skutku. Teraz czas odpocząć... Wierzymy, że Łukasz tam na górze spotkał się ze swoim tatą, za którym tak tęsknił.

Rodzinie i bliskim Łukasz składamy najszczersze wyrazy współczucia. 



*Środki, których nie zdążył wykorzystać Łukasz, zostaną przeznaczone na leczenie innych Podopiecznych toczących walkę z rakiem. 

Opis zbiórki

Gdy w kopalni zginął mój tata, myślałem, że nic gorszego już nam się nie przydarzy. A potem, u progu dorosłości, wykryli w moim mózgu guz… Teraz umieram, a lekarze w Polsce rozkładają ręce. Kolejny raz nie chcą wyciąć guza, boją się mojego kalectwa. Inne terapie też już nie wchodzą w grę, wysłali mnie do hospicjum… Na konsultacje w Niemczech moja rodzina wydała wszystkie oszczędności, ale dzięki temu dostałem szansę na leczenie, na życie! Niestety, koszt immunoterapii jest gigantyczny, dlatego bardzo proszę, pomóż mi żyć…

Oglądam stare zdjęcia, jak kiedyś byliśmy szczęśliwi - mama, tata, brat i ja. Teraz taty nie ma, a mnie może nie być wkrótce… Dzisiaj wiem, że szczęście jest jedynie chwilą, która się kończy. Nam skończyła się bardzo szybko, a na jej miejsce przyszła tragedia… Czy mam się poddać? Czekać na śmierć? Mam dopiero 31 lat, a nowotwór zabrał mi już i tak za wiele - szansę na szczęśliwą młodość, na założenie rodziny. Widzę, jak cierpi moja mama i po prostu, po ludzku boję się śmierci. Dlatego, póki mam jeszcze trochę sił i nadzieję, chcę walczyć. Bardzo proszę, pomóż mi w tym…

Łukasz Wodarczyk


Łukasz


Mama Łukasza:

Czasami już myślę, że wylałam wszystkie łzy, ale zawsze skądś przychodzą nowe. Czym zawiniliśmy, co złego zrobiliśmy, że los tak okrutnie się z nami obchodzi? Tata Łukasza zginął, gdy syn miał tylko 12 lat. Powiedzieli, że w kopalni był wypadek, przysypało górników. Zginęło wtedy trzech, jednym z nich był mój mąż… Mówili o tym w telewizji, tragedia w Piekarach Śląskich. Minęło kilka dni, ludzie zapomnieli, a dla nas życie zmieniło się na zawsze… Nie dostałam nawet renty po mężu, bo byłam za młoda. Takie prawo… Z dwójką nastoletnich chłopców było ciężko, ale jakoś się otrząsnęliśmy, trzeba było żyć dalej. A potem jak grom z jasnego nieba spadła na nas kolejna tragedia…


Łukasza zaczęła boleć głowa, pojechaliśmy do lekarza. Nikt jednak nie chciał nas przyjąć. Zdecydowałam, że idziemy prywatnie, a wtedy jeden lekarz podszedł i powiedział, że daje nam skierowanie do szpitala, bo już w piątek nikogo prywatnie nie znajdę, a głowa to jednak poważna sprawa. Zrobili synowi badanie krwi i rezonans, powiedzieli, że jest guz w głowie, ogromny, wielkości kurzego jajka. Mój syn miał dopiero 18 lat, a u progu dorosłości okazało się, że i jego mogę stracić…


Wtedy Łukasz nie wiedział jeszcze, że jest poważnie chory. Zrobili operację, wycięli guza, dali chemię i radioterapię. To był 2006 rok. Na szczęście wszystko się udało, syn był sprawny, ale zaraz dostał padaczki. Od tego czasu musi brać leki, które ją wyciszają. Potem były kontrole, a 15 lutego 2008 roku - pamiętam, bo były moje urodziny - powiedzieli nam, że wszystko jest dobrze, a Łukasz wyzdrowiał! To był dla mnie najpiękniejszy prezent. Niestety, chociaż wtedy czułam ogromne szczęście, wkrótce wszystko miało się zmienić.

Łukasz Wodarczyk


Po trzech latach spokoju kontrolny rezonans pokazał, że guz odrósł. Kolejna operacja, znowu się udało - lekarze wycięli całego guza o III stopniu złośliwości, ale powiedzieli, że nie trzeba chemii i naświetlań. Trochę się kłóciłam, że to przecież nowotwór, ale w końcu odpuściłam - lekarze wiedzą lepiej.


w 2016 koszmar powrócił kolejny raz. Tym razem guz odrodził się i od razu przybrał najgorszy, IV stopień złośliwości. Po trzeciej wznowie znowu operacja, ale nastąpiły komplikacje. Gdy lekarze z głowy Łukasza ściągali szwy, ta się rozerwała, jakby głowa rozeszła się na pół… Widok straszny, a skóra nie chciała się goić. Zrobili przeszczep, ale przez te komplikacje chemia i naświetlania musiały być odroczone. W maju 2017 roku okazało się, że guz ponownie odrósł…


Znowu chemia, naświetlania, znowu ból i łzy. Wszystko na nic, bo nowotwór okazał się niepokonany. W październiku zeszłego roku okazało się, że jest ogromny i nie da się już go wyciąć. Zmienili chemię, ale nie pomogła. Od miesiąca jedyne, co mogą zaproponować, to leczenie paliatywne i hospicjum domowe. Czekanie na śmierć…

Łukasz Wodarczyk


Te wszystkie lata cierpienia na zmianę z nadzieją trudno zawrzeć w kilku słowach. Nie da się opisać tych uczuć, które nami targały, które przeżywał mój syn… Nowotwór zabrał mu nie tylko zdrowie, ale znacznie więcej - szansę na szczęśliwą młodość. Gdy zachorował, by w liceum. Zaparł się, zdał maturę, poszedł na studia. Ale potem była wznowa, musiał zrezygnować… Łukasz miał dziewczynę, ale wystraszyła się choroby, odeszła. Druga tak samo. Trudno je winić, ale moje matczyne serce strasznie cierpiało, gdy widziałam jego nieszczęście…


Chociaż guz za każdym razem odrastał, Łukasz nie tracił nadziei. Było lepiej i gorzej, ale jak lew walczył o swoje życie. Teraz przestał, załamał się… Najgorsza jest bezradność, a przecież lekarze powiedzieli, że już nic go nie czeka. Siedzi w domu, bezradny, bojąc się śmierci… Mój starszy syn i ja zebraliśmy wszystkie nasze oszczędności, by opłacić konsultację w niemieckiej klinice. Po kilku dniach przyszła odpowiedź - Łuaksz kwalifikuje się do immunoterapii, trzeba zacząć ją jak najszybciej! Niestety, jej koszt to prawie 80 tysięcy euro… Nigdy nie będziemy w stanie zapłacić takich pieniędzy, a tu każdy dzień jest na wagę życie.


Błagam o pomoc dla Łukasza, by wykorzystał tę jedną, jedyną szansę, którą postawił przed nami los. W Łukaszy jest ogromny żal i złość - dlaczego w Polsce nie ma takiego leczenia, dlaczego tutaj skazali go na śmierć, a za granicą cena za życie jest tak wysoka? Nie ma nic gorszego, niż bezradne czekanie na koniec, dlatego proszę z całego serca o pomoc. Los się musi odmienić…

Ta zbiórka jest już zakończona. Wesprzyj innych Potrzebujących.

Obserwuj ważne zbiórki