Wypadek, który Maja cudem przeżyła – walka trwa!

Terapia komórkami macierzystymi - 5 podań, roczna rehabilitacja
Zakończenie: 28 Stycznia 2019
Rezultat zbiórki
Kochani,
Od zakończenia zbiórki minęły trzy lata. Dzięki Waszemu wsparciu, komórkom macierzystym, a także intensywnej rehabilitacji Majunia czuje, odróżnia czy coś jest zimne czy ciepłe, słodkie czy gorzkie, sygnalizuje potrzebę przytulenia, przeciąga się, wydaje dźwięki, dzięki którym wiemy, czy chce pić, jest zmęczona, zdenerwowana czy po prostu nas woła, rozpoznaje bliskie osoby i obce, uśmiecha się, mlaska, robi miny. Jest silniejsza: ciało utrzymuje w osi, trzyma główkę coraz dłużej, siedzi przez chwilkę jeśli ma oparcie plecków. ROZUMIE, co do niej mówimy i proste polecenia np. Maju gdzie jest mama, przekręć główkę tam, gdzie jest mama. Dzięki temu właśnie wiemy, że rozumie co do niej mówimy. Przed nami jeszcze długa droga, ale wiemy, że WARTO. Dziękujemy wszystkim za każdy grosz, za udostępnianie zbiórki i nieustające wsparcie. Nasza MAJA WALECZNA każdego dnia udowadnia, że NADZIEJA UMIERA OSTATNIA.
Dziękujemy,
Lilianna i Paweł
Opis zbiórki
Tamtego dnia mogłyśmy zginąć - ja i moje dwie córeczki. Maja zamiast trafić wieczorem do łóżeczka, w ciężkim stanie trafiła na Oddział Intensywnej Terapii. Ja zamiast tulić ją do snu, leżałam ciężko ranna na stole operacyjnym. Kiedy doszło do wypadku, byłam w ciąży. Lekarze równocześnie ratowali Maję, mnie i moje nienarodzone dziecko. Mojemu mężowi kazali przygotować się na najgorsze - na utratę trzech najdroższych mu osób. Ostatnie wspomnienie z mojego szczęśliwego, dawnego życia to słowa wypowiadane do męża z tylnego siedzenia - że za chwilę będziemy w domu, że położę Maję - naszą córeczkę - spać. Nie dotarliśmy do domu. Bezmyślność jednego człowieka zniszczyła nasze całe dotychczasowe życie. Najbardziej ucierpiała Maja…
W styczniu miną dwa lata od wypadku. Dla Majeczki jego skutki wciąż są tragiczne. Ma uszkodzoną część mózgu, nie chodzi, nie mówi… Z całych sił walczymy o jej sprawność, o to, by odzyskać chociaż część tego, co zniszczył wypadek.
Wracaliśmy z badania USG. Za kilka tygodni miałam urodzić zdrową córeczkę - Lenkę. Razem z nami jechała Maja. Dzień wcześniej całowała mój brzuch i powtarzała “dzidzia” - nie mogła doczekać się swojej siostrzyczki, chciała jechać z nami na badanie. Kiedy opowiadałam jej o Lence, w jej oczach zapalały się iskierki. Iskierki, które tak bardzo chciałabym teraz odzyskać. W drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze tylko do moich rodziców po mojego bratanka. Maja zaczynała marudzić, była śpiąca. Może gdybyśmy chwilę dłużej zostali u rodziców…
Byliśmy kilometr od domu. W trójkę siedzieliśmy na tylnym siedzeniu - po lewej stronie Maja, po prawej mój bratanek, a w środku ja. Pamiętam jeszcze tylko Majeczkę zasypiającą w foteliku obok mnie i coraz bardziej intensywne światło. Resztę wiem z opowiadań męża. Silne światło należało do samochodu, który jechał nie swoim pasem - prosto na nas. Mój mąż próbował jeszcze uciekać, ale nie było drogi ucieczki - po jednej stronie była skarpa, po drugiej bariera energochłonna. Później był już tylko huk i głucha cisza po zderzeniu. Maja, która jeszcze przed chwilą zasypiała przy moim ramieniu leżała nieprzytomna i sina - uderzyła główką o przednie siedzenie, bo pasy, którymi była przypięta do fotelika nie zadziałały tak, jak powinny. Krzyczałam z bólu i przerażenia. Miałam powykręcane nogi – każda w inną stronę. Choć szok był na tyle silny, że dziś nic nie pamiętam, jestem pewna, że już wtedy wiedziałam, co się wydarzyło. Obok mnie nieprzytomna leżała przecież moja mała córeczka. Myślę, że gdybym pamiętała obrazy z tamtych kilkunastu minut, do dziś nie potrafiłabym zasnąć.
Gdyby mój mąż nie był wtedy przytomny, Maja już by nie żyła. Reanimował ją do przyjazdu karetki. On pamięta wszystko, każdy obraz i każdy szczegół. Zawsze, kiedy musi o tym opowiedzieć, załamuje mu się głos. Trudno mu do tego wracać, bo komu nie byłoby trudno wrócić myślami do dnia, w którym prawie stracił wszystko, co najcenniejsze?
Nasze życie w ciągu zaledwie kilku sekund rozsypało się przez bezmyślność jednego człowieka. W drugim samochodzie za kierownicą siedział 21-letni chłopak. Nie miał prawa jazdy, miał niesprawne hamulce. W kwietniu 2018 roku trafił do więzienia.
Od tamtego dnia swoje życie dzielę na dwa etapy - przed i po wypadku. Ostatnia rzecz, którą pamiętam z tego pierwszego to światło zbliżającego się auta. Pierwsza rzecz po wypadku to światło szpitalnych lamp. Byłam półprzytomna - pamiętam ból, strzępy rozmów lekarzy, białe kitle, pośpiech i te myśli w głowie: “Maja! Co z Mają? Co z Lenką?”. Miałam połamane nogi, uszkodzony kręgosłup, potłuczone płuca, nerki i wątrobę. Doznałam krwotoku wewnętrznego - konieczne było cesarskie cięcie. Lenka przyszła na świat o dwa miesiące za wcześnie - z wylewem III stopnia i niewydolnością. Po cesarce i przetoczeniu mi krwi lekarze nie dawali nam szans. Noc miała przesądzić o wszystkim. Mój mąż, mama i siostra mieli być gotowi na najgorsze...
Przeżyłyśmy. Chociaż wypadek wydarzył się prawie trzy lata temu, daleko nam do naszego dawnego życia. Maja do dziś nie zobaczyła siostrzyczki, na którą tak czekała. W wyniku wypadku obumarła jej półkula mózgu - nie widzi, nie słyszy i nie chodzi. Z nas wszystkich to ona została najbardziej poszkodowana. Jeszcze kilka dni wcześniej całowała mnie, posyłała mi uśmiechy, teraz słyszałam od lekarzy, że już nigdy nie zobaczy naszych uśmiechów, bo jej oczka nie widzą. Maja miała szczęście, że kości czaszki nie uszkodziły skóry jej głowy. W przeciwnym razie nie przeżyłaby tego.
Wiem, że czasu już nie cofniemy, ale mamy szansę, by choć po części cofnąć skutki wypadku. Dzięki Darczyńcom o wielkich sercach rozpoczęliśmy terapię komórkami macierzystymi. Maja robi postępy, jest z nią coraz większy kontakt, siedzi kilka minut, gdy ma podparte plecki, trzyma główkę w pionie, pokazuje nam, kiedy coś jej nie smakuje, uśmiecha się do nas. Niestety – terapię trzeba powtórzyć. Szansa na poprawę jest bardzo duża. Maja jest mała, jej mózg jest bardzo plastyczny. Równocześnie Majeczka potrzebuje rehabilitacji. W sumie daje to ogromne kwoty...
Serce mi pęka, gdy Lenka bierze Majkę za rączkę i mówi: “choć Maja, bawić się”, bo Maja nie wstanie, nie podejdzie do siostry, nie pobawi się z nią, nie odpowie. Od prawie trzech lat walczy o to, by móc znów coś powiedzieć, by widzieć choć jednym oczkiem, by samodzielnie pójść do toalety...
Nie miałam szansy obronić Mai przed wypadkiem, ale teraz z całych sił walczę o jej zdrowię… Ktoś powie, że życie toczy się dalej. Tak, toczy się, ale nie tak, jakbym tego chciała. Nie chcę już rozdzielonej rodziny, nie chcę codzienności w szpitalu, nie chcę ciągłych rozmów z lekarzami, nie chcę czuć niepokoju, lęku, strachu, bólu. Kiedy przypominam sobie nas sprzed wypadku, pęka mi serce. Byliśmy szczęśliwi. Codziennie rano Majeczka uśmiechała się do nas. Kiedyś nie zastanawiałam się nad tym jakoś szczególnie, ale dzisiaj zdaję sobie sprawę z tego, jak piękne było moje proste życie.
Jesteśmy szczęściarzami, że Maja ciągle jest z Nami, że walczy o powrót do zdrowia. Choć patrzenie na Nią w takim stanie ciągle boli, w pamięci mam jak się śmieje, jak rzuca liśćmi, jak mnie przytula. Przed nami jeszcze bardzo długa droga, by przywrócić Mai zdrowie, by na stałe być razem w domu, ale nie poddajemy się. Wierzymy, że z Waszą pomocą uda się sprawić, że odzyskamy Majeczkę. Proszę, pomóżcie przywrócić naszej rodzinie dawne szczęście...