

Kiedyś reprezentowałem Polskę w mistrzostwach, dzisiaj boję się o własne życie... Ratuj!
Cel zbiórki: Leczenie i rehabilitacja
Wpłać, wysyłając SMS
Przekaż mi 1,5% podatku
Przekaż mi 1,5% podatku
Cel zbiórki: Leczenie i rehabilitacja
Opis zbiórki
Gdybym mógł wyrwać z kalendarza jeden dzień, zrobiłbym to bez wahania. Do momentu wypadku moje życie było idealne. Moja narzeczona była wtedy w siódmym miesiącu ciąży, a ja niebawem miałem zostać tatą. Jedna chwila zdecydowała o całej mojej przyszłości.
Czasem zdarza mi się wspominać życie przed wypadkiem… Byłem młodym, aktywnym i ambitnym człowiekiem, czerpiącym z życia pełnymi garściami. Miałem swoje marzenia i pasje – największą z nich było karate. Po wielu latach treningów otrzymałem najwyższe wyróżnienia – czarny pas oraz możliwość reprezentowania kraju w kadrze Polski. Świat miał wtedy tak wiele barw, wypełniało go tak wiele radości. Wraz z narzeczoną przygotowywaliśmy się do powitania na świecie naszego dziecka. Wydawało mi się, że nic nie jest w stanie zburzyć tego szczęścia.
Dzień Matki w 2012 roku to data, której nigdy nie zapomnę. Miał to być jeden z najradośniejszych dni w roku – stał się jednak jednym z najtragiczniejszych w życiu moim i moich bliskich. Zamiast radości, życzeń i kwiatów wypełniały go przerażenie, łzy i rozpaczliwe modlitwy.
Nieszczęśliwy wypadek sprawił, że w jednej chwili z młodego, sprawnego i wysportowanego mężczyzny stałem się ciałem podłączonym do aparatury w szpitalu. Przez pierwszy miesiąc znajdowałem się w śpiączce i nie było ze mną kontaktu. Moje życie wisiało na włosku, a lekarze nie dawali moim najbliższym nadziei – nawet jeżeli miałbym się kiedyś obudzić, miałem spędzić resztę życia pod respiratorem.

Budząc się ze śpiączki, obudziłem się w zupełnie nowej rzeczywistości. W rzeczywistości, w której nigdy nie będę chodził, nigdy nie będę w stanie poruszyć rękoma. W której jestem uwięziony we własnym ciele. Nie jestem w stanie opisać mojego szoku ani obezwładniającej rozpaczy. Ze względu na ciężki stan przez kolejne miesiące nie mogłem opuszczać szpitala. To właśnie w tym czasie urodził się mój syn. Ja jednak nie byłem w stanie być przy narzeczonej czy wziąć wytęsknionego dziecka w ramiona.
Dzisiaj, 12 lat później, nadal jestem przykuty do wózka. Moje nogi i dłonie nadal nie są w pełni sprawne, nie mogę zabierać mojego synka na spacery. Potrzebuję pomocy w codziennych czynnościach, także najbardziej podstawowych. Rehabilitacja i leczenie przyniosły postępy, ale jeszcze nie są one satysfakcjonujące. Chcę walczyć o sprawność walczyć dalej, nie zamierzam się poddać – mimo tego jak czasem jest mi ciężko.
W poprzednim etapie pomogliście mi z zakupem wózka. Nie zapomnę Wam tego do końca życia. Nie wiedziałem wtedy o wszystkich konsekwencjach niepełnosprawności. Dziś największą przeszkodą są głębokie odleżyny. Rany, których stan ciągle się pogarsza powoli prowadzą do amputacji nóg. Bakterie już kilka razy doprowadziły do niebezpiecznej sepsy, w czasie której lekarze walczyli o moje życie, przetaczając mi krew.
Czuję, że mój dalszy los zależy od pomocy innych ludzi… Brakuje mi środków na leczenie i rehabilitację. Chcę, by mój synek widział mnie zdrowego i sprawnego. Tylko dzięki Wam się to uda. Będę wdzięczny za każdy dobry gest!
Marcin
- 50 zł
- Wpłata anonimowa100 zł
- Anonimowy Pomagacz3 zł
- Wpłata anonimowa100 zł
- Wpłata anonimowa50 zł
- Wpłata anonimowa100 zł