Uciekł przed śmiercią, teraz walczy o sprawne życie!

trzymiesięczny pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym
Zakończenie: 31 Marca 2020
Opis zbiórki
Miał kończyć szkołę, wybrać kierunek studiów i ruszyć do samodzielnego życia pełnego przygód i pasji. Okazało się, że los przygotował dla niego znacznie trudniejsze zadanie. W jednej chwili stoczył nierówną walkę ze śmiercią. W ostatniej chwili wyrwał się z jej szponów. Niestety ta odcisnęła na nim bolesne piętno.
Nikt się tego nie spodziewa… Kiedy masz 19 lat przed tobą całe życie, stoisz przed wyborem studiów, pracy, dalszej życiowej drogi. A później lądujesz na zakręcie i wszystko zmienia się o 180 stopni. Marcin, najmłodszy z czwórki naszego rodzeństwa. Później my rozjechaliśmy się po całej Polsce, a on już niebawem miał ruszyć świat. Mimo różnicy wieku świetnie się dogadywaliśmy… aż któregoś dnia zdarzyło się coś, co zmieniło bieg życia całej rodziny. Ten telefon, który otrzymała mama. Informacja, że zdarzył się wypadek, że stan poszkodowanych jest ciężki. W drodze do szpitala jeszcze tlił się płomyk nadziei, że jego obrażenia nie są znaczące… Kiedy mama dotarła na miejsce, Marcina już nie było, został przewieziony do innego szpitala. Lekarze reagowali szybko, by ratować jego życie. Niestety, brutalne zderzenie z rzeczywistością pozbawiło nas złudzeń, stan Marcina był bardzo poważny. Przerażenie, strach, sparaliżowani czekaliśmy na wiadomość...
Na początku była śpiączka. Lekarze nie chcieli zbyt szybko wydawać wyroków, mówić o rokowaniach. Kazali nam przygotować się na najgorsze. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Marcin był zawsze ostrożny, nie tylko w życiu, ale też jako kierowca. Niestety, tym razem był pasażerem, a los bywa przewrotny. Lekarze wyliczali: uraz mózgu, twarzoczaszki, utrata wzroku w jednym oku, złamana kość udowa. Przeprowadzono operacje mające ratować życie Marcina i dać mu szansę na funkcjonowanie w przyszłości. Dowiedzieliśmy się, że najbliższe dni będą decydujące. Czuwaliśmy w nocy przy telefonie, modląc się o jedno: by nie zadzwonił. Bo ze szpitala telefonują tylko w jednym przypadku. Śmierci.
Kiedy Marcin wybudził się ze śpiączki, nie posiadaliśmy z radości. To było dla nas jak dar z niebios, los wygrany na loterii. Nasze szczęście trwało kilka chwil, bo powrót świadomości Marcina oznaczał, że czekamy na wyrok, co odebrał mu wypadek. Dla nas wszystkich był to początek ciężkiej pracy. Marcin musiał podjąć nierówną walkę o powrót do sprawności. O to, by czynności, które kiedyś wykonywał bez problemu, nie stanowiły wyzwania, niczym wspinaczka na Mount Everest. Mimo że medycyna nie dawała mu zbyt wielkich szans, Marcin pokazał swoją wolę i determinację, by powrócić do formy.
W tym wypadku naszym najlepszym sprzymierzeńcem jest czas. Nic się samo nie wydarzy, a organizm potrzebuje długotrwałej rehabilitacji, by mieć szansę na regenerację. Po wybudzeniu szybko zdaliśmy sobie sprawę, że mimo poprawy stanu fizycznego, umysł naszego brata wymaga jeszcze długiej pracy. Najgorsza jest dla niego świadomość, ile przez wypadek stracił. Nagle jego plany na przyszłość ograniczają się do kolejnych dni wypełnionych rehabilitacją, leczeniem, badaniami. Zdarzenie bardzo go zmieniło. Patrząc jednak na to, ile wycierpiał, jaką walkę stoczył, doskonale to rozumiem. Wierzę z całych sił, że to minie, a ja porozmawiam z nim tak, jak dawniej.
Jestem jego starszą siostrą, ale walka o zdrowie Marcina to dla mnie batalia niczym o własne dziecko. Wiadomość o jego wypadku zwaliła mnie z nóg, ale okazała się impulsem do działania. Kiedy mama każdego dnia czuwała przy łóżku, obserwowała jego pierwsze kroki, po raz drugi słuchała jego pierwszych słów, ja byłam odpowiedzialna za zapewnienie Marcinowi przyszłości. Zbiórka środków, poszukiwanie fundacji, kontakt z ośrodkami rehabilitacyjnymi. Znalezienie najlepszej opieki, zapewnienie specjalistów, którzy pomogą wrócić Marcinowi do tego, co miał jeszcze niespełna rok temu. Zrobimy wszystko w walce o jego samodzielność. Wierzymy, że spełnianie marzeń będzie jeszcze w jego zasięgu, nie tylko tych o codzienności…
Na razie szczytem marzeń jest przygotowanie pizzy, wspólne gotowanie z rodziną i spacer z ukochanym psem. Nasza walka o samodzielność trwa dopiero kilka miesięcy, ale efekty pierwszych turnusów motywują do dalszego działania. Dzięki dotychczasowej pracy Marcin zaczął mówić, sprawniej się poruszać, wchodzić po schodach. Kolejne turnusy są niezbędne, by podtrzymać efekty i walczyć o więcej. O to, by Marcin nie potrzebował naszego wsparcia. By za kilka lat mógł zapomnieć o tym etapie i żyć samodzielnie. Na to jednak potrzeba środków, ogromnych środków, których nie jesteśmy w stanie zdobyć samodzielnie. Potrzebujemy pomocy! Wasze wsparcie to dla nas szansa na zwycięstwo. Na to, by do końca życia Marcin nie musiał oglądać się za siebie w poszukiwaniu pomocnej dłoni.
Marcin codziennie przekonuje nas, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wszyscy podziwiamy pracę, jaką wykonał na drodze do sprawności. Moje dzieci czekają na powrót wujka, który zabierze je na plac zabaw, ja na nasze długie rozmowy i piesze wędrówki. Wierzę, że to ma sens. Pomóż Marcinowi, by życie nie stawiało przed nim kolejnych barier! Niech jego cierpienie nie pójdzie na marne.