Rak postawił ultimatum. Pomóżcie!

zakup leku Revlimid
Zakończenie: 18 Lipca 2016
Opis zbiórki
Moja historia to dowód na to, że rak nie wybiera. Może dopaść każdego, również Ciebie. Dla niego wszyscy jesteśmy równi. Moja tragedia polega na tym, że nowotwór chce mi odebrać życie, dostępne leczenie – sprawność. Walczę o środki na inną metodę leczenia, aby ratować jedno i drugie.
Ale zacznijmy od początku.
Mam na imię Marek, mam 38 lat. Jestem mężem wspaniałej żony i dumnym ojcem 9-letniej córeczki Zuzi. Byłem też okazem zdrowia. Biegałem, jeździłem na rowerze, uwielbiałem wyzwania. Nie przypuszczałem nigdy, że w mojej historii pojawi się to najtrudniejsze: pokonać raka.
Wszystko zaczęło się w połowie lutego 2016 r. Zabrałem moją ukochaną żonę na walentynkowy wypad do SPA. Tam zrobiono mi masaż pleców. Kiedy wróciłem do domu i do swojego ukochanego biegania, już podczas marszu poczułem ból. Skutki źle wykonanego masażu, a może kontuzja? – zastanawiałem się. Na jakiś czas przestałem biegać, ból minął. W pierwszy ciepły kwietniowy weekend chcieliśmy wraz z rodziną rozpocząć sezon rowerowy. Gdy podniosłem rower, poczułem nagłe szarpnięcie, ostry ból w plecach. Aż przysiadłem, nie mogłem się podnieść. To był już wyraźny sygnał, żeby udać się do lekarza.
Prześwietlenie, rezonans... Na nim okazało się, że mam złamane trzy kręgi kręgosłupa. To był szok – przecież nic takiego mi się nie przydarzyło, skąd złamanie? Kości się same nie łamią! Wizyta u neurochirurga i jego sugestia, że powodem złamań może być rak, była jak kubeł zimnej wody. Jak uderzenie pięścią, po którym zabrakło mi tchu, ze strachu o życie. Przecież to miało być zwykłe nadwyrężenie kręgosłupa, jestem okazem zdrowia, badam się regularnie. Niestety. Rak o to nie dbał.
1 czerwca dowiedziałem się, że zaatakował mnie szpiczak. To nowotwór złośliwy szpiku kostnego. Nie można go operować, ani całkowicie wyleczyć. Ta odmiana raka rozwija się po cichu, ekstremalnie szybko niszczy kości, które od tej pory łatwo można uszkodzić, łamią się jak zapałki.
Po niefortunnym upadku z łóżka, podczas zabawy z córką, mam już w sumie sześć pękniętych kręgów w kręgosłupie. Mój szpik kostny jest zarażony w 90% przez nowotwór.
Lekarze zdecydowali o natychmiastowym rozpoczęciu chemioterapii. Rozpoczęto ją 5 dni po usłyszeniu diagnozy. Nie sądziłem, że w kalejdoskopie miejsc, w których toczyło się moje życie – zakładzie pracy, bezpiecznych ścianach domu, rowerowe szlaki, trasy biegowe – pojawi się to, które pachnie tylko strachem, strachem o życie – oddział hematologiczny.
Wydawało się, że teraz przede wszystkim muszę skupić się na pokonaniu raka i wszystko będzie dobrze. Niestety.
Zaczęły mi drżeć ręce, pojawiło się mrowienie w dłoniach i stopach. Okazuje się, że leczenie szpiczaka, refundowane przez NFZ, ma utrzymać mnie przy życiu, ale powoduje szereg skutków ubocznych. W tym najpoważniejszy z nich - polineuropatię, która nieodwracalnie uszkadza nerwy, powoduje niedowład mięśni i sprawia, że zanika czucie w rękach i nogach. U mnie zaczęły się jej początki wynikające z choroby, a leczenie może je pogłębić.
Ale ja nie poddałem się. Nie mogłem. Zacząłem szukać i walczyć.
Okazuje się, że jest inny lek w walce ze szpiczakiem, który nie powoduje polineuropatii. To Revlimid, należący do leków nowej generacji. Mogę zastąpić nim jeden ze składników obecnej chemioterapii. Nie tylko pozwala zachować sprawność, ale też znacznie skuteczniej zwalcza szpiczaka.
Lekarze potwierdzają skuteczność tego leku, ale rozkładają ręce – Revlimid nie jest refundowany przez NFZ w pierwszej linii leczenia. A jedna jego dawka to ponad koszt dwadzieścia tysięcy złotych. Aby leczenie było skuteczne, muszę przyjąć kilka opakowań leku.
Jestem informatykiem. Komputer to moje podstawowe narzędzie pracy. Jeśli stracę czucie w palcach, stracę również pracę oraz możliwość utrzymania Wioletty (mojej żony - nauczycielki) i Zuzi (mojej córeczki - właśnie zdała do trzeciej klasy podstawówki). To będzie dla mnie największa tragedia.
Nigdy nikogo nie prosiłem o pomoc, aż do teraz. Nie zgadzam się na ultimatum, które postawił mi rak. Walczę. Bo jedyne, czego pragnę, to móc żyć i pracować, aby móc utrzymać żonę i córkę. Pierwszą dawkę leku mogę już przyjąć od 31.07. Przede mną najtrudniejszy maraton, który muszę pokonać – ścigam się z czasem, moim przeciwnikiem jest rak, a stawką – moje życie i byt mojej rodziny. Proszę, wesprzyj mnie w mojej walce, żebym zwyciężył.