RAK zabiera mi jedyne dziecko❗️Z otchłani rozpaczy błagam Cię o ratunek...

ratowanie życia - leczenie onkologiczne w Izraelu
Zakończenie: 25 Sierpnia 2023
Opis zbiórki
Patrzę na mojego synka, leżącego na szpitalnym łóżku i przełykam łzy... Nigdy nie miałam wielkich planów, marzeń, chciałam tylko zdrowia i szczęścia dla mojego jedyna dziecka i mojej rodziny. Niestety, Bóg przygotował dla mnie inny scenariusz... Synek ma RAKA, jesteśmy tysiące kilometrów od domu, a ja jestem zrozpaczoną matką, której dziecko może umrzeć! Ratunek kosztuje ogromne pieniądze, których nie mamy... Nie ma nic gorszego uczucia dla rodzica niż bezsilność! Błagam o pomoc...
Matwiej to nasz jedyny syn... Długo czekaliśmy na jego przyjście nasz świat. Pracuję jako wychowawczyni w żłobku, kocham dzieci... Niestety, długo starałam się o własne. Kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście, kiedy okazało się, że będę mamą, to było jak spełnienie wszystkich marzeń. Nie sądziłam, że doznam takiego szczęścia, jakim jest własne dziecko tylko po to, by za kilka lat stanąć w obliczu tego, że mogę to wszystko stracić...
Matwiej rozwijał się tak, że pękałam z dumy. Nigdy nie miał problemów zdrowotnych... Wyrósł na pogodne, lubiane przez innych dziecko. Świetnie się uczył, co roku dostawał świadectwo z czerwonym paskiem. Po szkole lubił spędzać czas ze swoimi kolegami...
Pewnego kwietniowego dnia niestety wszystko się zmieniło... Matwiej wrócił ze szkoły chory, nie chciał wyjść na dwór z kolegami. Okazało się, że ma gorączkę, wieczorem zaczął mieć dreszcze. Myśleliśmy, że to infekcja wirusowa. Gdy jednak stan synka się nie zmieniał, zaczęliśmy szukać ratunku.
Wyniki badań były dobre, płuca czyste. Nasza lekarka zwróciła jednak uwagę na to, że w sercu są jakieś nieznaczne szmery. Stwierdziła, że na wszelki wypadek zrobi synkowi badanie USG. Nikt się nie spodziewał, że badanie wykaże dość sporego guza w śródpiersiu. Matwiej w trybie pilnym został skierowany do szpitala dziecięcego...
Kiedy trafiliśmy na oddział, była majówka. Myślałam wtedy, jaka szkoda - na zewnątrz piękna pogoda, a my w szpitalu, Matwiejowi będzie przykro. Nie sądziłam, że za chwilę to będzie najmniejsze z moich zmartwień...
Na początku nic się nie działo, Matwiej po prostu był pod obserwacją. Czas nam się dłużył... Później wykonano tomografię komputerową z kontrastem, która potwierdziła, że jest guz. Wtedy też zapadła diagnoza wstępna - chłoniak. Nie wierzyłam w to, co się dzieje... Czułam się, jakbym tonęła, jakby to wszystko - szpital, słowa lekarzy - działo się obok mnie... Niestety to była przerażająca rzeczywistość!
Lekarze musieli zrobić biopsję, żeby potwierdzić diagnozę. Niestety, gdy tylko Matwiej dostał narkozę, zaczął się dusić... Biopsja prawie kosztowała go życie! Guz był ogromny, uciskał oskrzela... Kolejna próba biopsji odbyła się już pod znieczuleniem miejscowym. Modliłam się o dobre wieści, ale wynik zszokował wszystkich... Lekarze powtórzyli badanie jeszcze raz, żeby mieć pewność. Niestety... Okazało się, że Matwiej cierpi na nowotwór złośliwy grasicy. To bardzo rzadka choroba nawet u dorosłego, u dziecka praktycznie niespotykana. Takich przypadków nie było, statystyki brak... Zaczęła się walka o życie.
Nie pamiętam pierwszych tygodni po diagnozie... To było życie od obchodu do badania, od jednego kursu chemii do drugiego, płakanie w łazience, kiedy syn zasypiał... Miałam nadzieję, że lekarze jak najszybciej zrobią operację i pozbędą się tego potwora. Niestety, okazało się, że guz jest nieoperacyjny! Matwiej miał 6 kursów chemioterapii i 30 kursów naświetlenia z maksymalną dawką. Nie podziałało, guz nadal nie nadawał się do wycięcia... Lekarze w naszym kraju załamali ręce.
Szukaliśmy szpitali onkologicznych na świecie, błagając o ratunek dla naszego dziecka... Zielone światło dostaliśmy od szpitala w Izraelu. Tutaj Matwiej ma jeszcze szansę... Czekamy na decyzję konsylium i kolejne badania. Niestety, ceny leczenia i życia w Izraelu są przerażające. Nasza rodzina nie posiada takich dochodów. Żyjemy bardzo skromnie. Mąż jest zwykłym pracownikiem na kolei. Ja musiałam zostawić pracę w żłobku i dzieci, które tak kochałam... Niestety własne dziecko mnie potrzebowało.
Matwiej marzy o tym, żeby zostać prawnikiem i pomagać ludziom ubogim, takim jak my, których nie stać na kosztowną pomoc prawną... Straszne jest to, że nie stać na leczenie własnego dziecka. Zawsze chciałam pracować w żłobku, teraz wyrzucam sobie, że nie zostałam lekarką lub prawniczką... Czy przez to, że nie jestem zamożna, mój syn umrze? Desperacja i ból zabijają mnie każdego dnia...
Bardzo proszę, zrozumcie mój ból i pomóżcie uratować życie mojemu dziecku...
Natalia, zrozpaczona Mama