

Nikt mu nie dawał szans… Mąż wygrał walkę o życie, teraz walczy o sprawność!
Cel zbiórki: Pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym, leczenie
Wpłać, wysyłając SMS
Przekaż mi 1,5% podatku
Przekaż mi 1,5% podatku
Cel zbiórki: Pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym, leczenie
Aktualizacje
Mamy nowe informacje❗️Michał walczy, ale wciąż potrzebuje Twojej pomocy❗️
Od Świąt Wielkiej Nocy Michał jest już z nami w domu. Po ponad trzymiesięcznej rehabilitacji w prywatnym ośrodku widać zadowalające efekty. To jednak nie wystarczy.
Michał codziennie rehabilituje się z fizjoterapeutą, bierze udział w zajęciach u logopedy, na których uczy się pisać, czytać czy mówić. W domu wykonuje powoli samodzielnie coraz więcej czynności.
Odzyskuje stopniowo pamięć, a także świadomość, wraca mu również poczucie humoru, za które go wszyscy kochali. Najwięcej radości daje mu czas spędzony z dziećmi i z rodziną.

Droga do sprawności męża i odzyskania zdrowia jest bardzo długa. Cierpi obecnie na padaczkę, potrzebuje ciągłej rehabilitacji w zakresie chodu, musi odbudować mięśnie, wzmocnić kondycję.
Koszty leczenia i rehabilitacji są ogromne, dlatego będziemy wdzięczni za każdą złotówkę.
Żona

Zobacz na własne oczy walkę Michała ⬇️
PILNY APEL MŁODEGO TATY, który walczy żeby wrócić do dzieci❗️POMÓŻMY❗️
Michał poddawany jest intensywnej rehabilitacji, żeby znów być dla swojej rodziny oparciem, mężem i tatą!
Ćwiczy, odbudowuje mięśnie, które pozanikały od tak długiego leżenia w łóżku. Uczy się chodzić, samodzielnie jeść.Na nowo uczy się mówić, pisać, czytać czy obsługiwać telefon. Postępy są widoczne, co bardzo motywuje go do dalszej pracy.
- "Jeszcze miesiąc temu mój mąż nie był w stanie zjeść samodzielnie obiadu. Dzisiaj może już to zrobić bez pomocy drugiej osoby. Jest w stanie podać nawet kilka łyżek obiadku swojemu synkowi..."

Powoli dzięki rehabilitacji, Michał odzyskuje także swoją świadomość. Największą motywacją do walki są nasze dzieci.
Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, po ponad 5 miesiącach rozłąki, Michał mógł wreszcie zobaczyć Jagódkę, a miesiąc później Jasia. Ostatni raz widział go jak ten miał osiem miesięcy, dzisiaj ma już czternaście...
Przed Michałem jeszcze bardzo długa droga regeneracji po tak długim i wyczerpującym leczeniu oraz długi czas rehabilitacji. Lekarze często podkreślają, że dalsza intensywna rehabilitacja, którą w tej chwili jest poddawany, pozwoli mu odzyskać sprawność.

Wszystko to jest to możliwe dzięki środkom, które w tej chwili zbieramy. Niestety, koszty są ogromne (miesiąc pobytu w prywatnym ośrodku rehabilitacyjnym to nawet 20 tys. złotych)!
❗️Zwiększenie kwoty na pasku zbiórki jest konieczne. Nie chcemy w tak dobrym dla Michała czasie przerywać jego walki. Brak środków będzie to oznaczać❗️Kwota, którą widać na pasku jest sumą uzbieranych dotychczas pieniążków. Wiele z nich już wykorzystaliśmy, wiele jeszcze potrzebujemy...
Dlatego nawet symboliczna złotówka będzie dla nas na wagę złota. Proszę, pomóż...
Opis zbiórki
15 lipca 2022 r. Dusseldorf, Niemcy - tego dnia nasz świat się zatrzymał.
Na początku lipca tego roku odwiedziliśmy z moim mężem Michałem i naszymi dziećmi - pięcioletnią Jagódką i ośmiomiesięcznym wówczas Jasiem - naszą rodzinę w Düsseldorfie. Michał przez cały pobyt czuł się bardzo dobrze i w zupełności nic nie wskazywało, że już niebawem stanie się ogromna tragedia.
Tuż przed naszym powrotem do domu, w piątek 15 lipca Michał obudził się z bólem głowy. Wieczorem ból stał się bardzo ostry, aż mój mąż zasłabł. Natychmiast wezwaliśmy karetkę. Przyjechała w 3 minuty! Michał został szybko przewieziony do Kliniki Uniwersyteckiej w Düsseldorfie. Całą noc modliliśmy się, żeby przeżył...
Rano, gdy pojechałam do szpitala dowiedzieć się, w jakim jest stanie i na jakim oddziale dokładnie przebywa - lekarz neurochirurg, który go operował, powiedział mi, że mąż trafił do szpitala w ostatniej chwili. Diagnoza – udar krwotoczny. Konieczne było ratowanie życia i natychmiastowa operacja. Stan był bardzo ciężki. Cała lewa półkula mózgu została zalana krwią. Lekarze musieli odbarczyć mózg i odciąć na kilka tygodni połowę czaszki, ze względu na opuchliznę po operacji...

Lekarz, który rozmawiał ze mną rano, nie dawał dużych nadziei. Powiedział mi, że muszę być „przygotowana na wszystko i jeśli mąż przeżyje to nie wie, w jakim będzie stanie”. Podkreślił jednak, że „cuda się zdarzają i należy w nie wierzyć”, ale powrót do zdrowia ocenia w kategoriach cudu.
Gdy weszłam zobaczyć Michała na intensywnej terapii, zobaczyłam go leżącego w śpiączce i podłączonego do ogromnej ilości aparatury. Jeszcze kilkanaście godzin temu spacerowaliśmy nad Renem, trzymając się za ręce i planowaliśmy, co zrobimy, jak wrócimy do Polski. Teraz patrzyłam na niego, do końca nie wierząc, co się stało. Złapałam go za rękę i powiedziałam, że ta sama siła, która nas tutaj zatrzymała, pomoże mu wrócić do nas, że ja i dzieci na niego czekamy...
Po południu ten sam lekarz, który rozmawiał ze mną rano, zadzwonił, że Michał wybudził się ze śpiączki i ścisnął lekarzowi dłoń. To był ogromny cud. Musieliśmy wszyscy wierzyć, że Michał przeżyje.
Po kilku dniach jego stan odrobinę się ustabilizował, ale w zamian pojawiła się gorączka do 40 stopni! Rozpoczęły się poszukiwania, jakie jest źródło stanu zapalnego. Wyniki – ropień przy zastawce serca, który wywołał sepsę (Michał cztery lata wcześniej w Polsce przeszedł operację na otwartym sercu - wymiany zastawki i pnia aorty). Właśnie przy tych protezach powstał teraz stan zapalny, który należało natychmiast usunąć.

Po dwóch miesiącach pobytu w szpitalu, trzeba było znowu operować. Tym razem już drugi raz w życiu serce... Lekarz operator kardiochirurg powiedział mi, udając się na blok operacyjny, że to operacja bardzo wysokiego ryzyka, niezwykle trudna, ale konieczna, bo bez niej Michał umrze. To była już druga w tak krótkim odstępie czasu tak trudna dla mnie rozmowa z lekarzem. Nie pozostało mi nic innego, jak wierzyć, że operacja się uda i Michał wróci do mnie, do dzieci i bliskich. Tymi słowami z wiarą i nadzieją pożegnałam lekarza, który udał się prosto na salę operacyjną i rozpoczął wraz z całym zespołem ośmiogodzinną walkę o życie mojego męża.
Przez ten czas modlitwa i wiara, że operacja musi się udać nas nie opuszczała. Po ponad ośmiu godzinach od jej rozpoczęcia - telefon od lekarza - „Było bardzo ciężko i trudno, ale się udało. Teraz trzeba czekać i mieć nadzieję”. Na drugi dzień doszło jednak do krwawienia przy sercu i znowu trzeba było operować. Kolejna narkoza i kolejne osłabienie organizmu. Lekarz powiedział mi później, gdy przyszłam na intensywną terapię do Michała, że miał ogromne szczęście, że ropień wcześniej nie pękł. Zatem już kolejny raz, ktoś czuwał nad jego losem.
Gdy w kolejnej dobie zaczął wybudzać się z narkozy, walczył o każdy oddech, który był dla niego ogromnym wysiłkiem. Na szczęście stopniowo płuca zaczęły podejmować samodzielną pracę i Michał mógł zostać odłączony od respiratora. Byłam przy nim w tych chwilach i trzymając go za rękę, wspierałam przy każdym kolejnym oddechu. Michał przeżył i każdy kolejny dzień dawał małą poprawę. Cieszyliśmy się z najmniejszego postępu, z każdego wypowiedzianego słowa, zjedzonego samodzielnie posiłku, z tego, że nas poznawał, że rozumiał, co do niego mówimy. Wielkim świętem była tuż przed powrotem do Polski wspólnie z rodziną wypita kawa w szpitalnej kawiarni.
Po trzech miesiącach pobytu w Klinice w Dusseldrofie - przebytych łącznie 6 operacjach neurologicznych i kardiologicznych, wróciliśmy transportem medycznym do Polski na dalsze leczenie i rehabilitację. Na twarzy Michała malował się uśmiech, radość i ulga, że wraca do kraju, do swoich bliskich.

Na ten moment od października przebywa w jednym z łódzkich szpitali. Przeszedł niedawno covid i bardzo poważną infekcję. Stopniowo odzyskuje świadomość, poznaje bliskich, rozumie, co się do niego mówi. Sam zaczyna mówić pojedyncze słowa, odzyskiwać też stopniowo pamięć.
Przed nim długa droga regeneracji po tak długim i wyczerpującym leczeniu oraz długi czas rehabilitacji. Michał potrzebuje odbudować mięśnie, które pozanikały od czteromiesięcznego leżenia. Przed nim nauka mowy, pisania, czytania, chodzenia, radzenia sobie z podstawowymi czynnościami. Lekarze często podkreślają, że intensywna i długa rehabilitacja pozwoli Michałowi odzyskać sprawność. Z całego serca wierzę, że nie przez przypadek znaleźliśmy się właśnie tam w Niemczech, gdzie lekarze kilka razy uratowali życie mojego męża. Cały personel na każdym etapie robi co może, żeby tylko pomóc Michałowi wrócić do zdrowia.
Środki, które uzbieramy, przeznaczymy na dalsze leczenie oraz rehabilitację Michała, która będzie bardzo długa, a jej koszty są ogromne (miesiąc pobytu w prywatnym ośrodku rehabilitacyjnym to nawet 20 tys. złotych)! Dlatego nawet symboliczna złotówka będzie dla nas na wagę złota...
Nasze dzieci cały czas czekają na swojego tatę. Proszę, pomóż...

Kwota zbiórki jest kwotą szacunkową.
- Wpłata anonimowa20 zł
- Marta50 zł
- Wpłata anonimowa125 zł
- Wpłata anonimowa100 zł
- Marek100 zł
