Ostatnie wiadomości ze szpitala są bardzo złe! Nowotwór znów zaczyna rosnąć – rozsiał się małymi guzami po całym oczku. 16 stycznia zadzwoniła do nas przerażona mama Mikołaja – zdaniem lekarzy jedynym sposobem na pokonanie raka jest ponowne podanie serii trzech chemii dotętniczych! Termin rozpoczęcia leczenia wyznaczono już na przyszły tydzień, a za pierwszą chemię trzeba zapłacić już w poniedziałek! Czasu jest dramatycznie mało, dlatego prosimy o pomoc! Poznaj historię Mikołaja, pomóż:

“Łzy nam się leją, ból rozrywa serce. Jesteśmy załamani i przerażeni. “Mamo, chroń mnie” – Mikołaj czasem wtula się we mnie i mówi słowa, których nie powinien znać żaden trzylatek. Ponad rok temu w jego oczku wykryto guza! To nowotwór – retinoblastoma, inaczej siatkówczak...
Rok 2019 rozpoczynaliśmy już na onkologii. Zaczęło się od czarnej plamy, którą zauważyłam w oczku Mikołaja. W głowie od razu zaświtał mi artykuł, który kiedyś czytałam – artykuł o chłopcu z nowotworem oka. Sparaliżowana ze strachu zabrałam Mikołaja do okulisty. Z gabinetu lekarza wychodziliśmy już z podejrzeniem nowotworu i pilnym skierowaniem na szczegółowe badania.
USG potwierdziło najczarniejszy scenariusz – siatkówczak, nowotwór złośliwy oka. Nie mogłam uwierzyć. Trzymałam Mikołaja za rączkę i odwracałam głowę w drugą stronę, aby nie widział, że płaczę. Z przerażeniem przekraczałam próg naszego domu. Musiałam powiedzieć rodzinie, że Mikołaj jest chory, że musimy jechać do szpitala. Któregoś dnia starszy brat Mikołajka zadał mi pytanie – “Mamo, powiedz, czy Mikołaj umrze?”.

Rozpoczęliśmy chemioterapię w Polsce. Co chwilę słyszałam jednak od lekarzy, że Mikołaj “najwyżej straci oczko”. Jak mogłam na to pozwolić? Co zrobiłabym, gdyby za kilkanaście lat zapytał mnie, dlaczego nie walczyłam? Leczenie w Polsce mogło zakończyć się utratą oka. W Stanach nikt nawet o tym nie mówi. Obiecano uratowanie oczka Mikołaja.
Leczenie w USA polega na podawaniu chemii bezpośrednio do guza, nie wyniszcza całego organizmu. W Polsce zaproponowano nam chemię tradycyjną, dożylną. Niestety – mniej skuteczną i zdecydowanie bardziej wyniszczającą. Dzięki pomocy wielu wspaniałych ludzi rozpoczęliśmy leczenie w nowojorskiej klinice. Mikołaj mógł pojechać tam, gdzie lekarze rozpoczęli ratowanie jego oczka i życia.
Niestety choroba wciąż rzuca nam kłody pod nogi. Kilka dni temu usłyszałam, że nowotwór rozsiał się w małymi guzami po całym obszarze oka. Konieczne jest podanie kolejnych trzech chemii dotętniczych.

Mamy za sobą rok, którego nie chcieliśmy przeżyć. Uczymy się żyć od nowa, bo nikt z nas już nie jest taki sam. Tylko świat za oknem płynie tak samo jak kiedyś, a my wciąż – zawieszeni między domem, a szpitalem – walczymy, by wygrać z nowotworem. Wierzymy, że jeszcze kiedyś zamkniemy za sobą drzwi oddziału onkologicznego raz na zawsze…
Rok temu staliśmy przed gabinetem lekarskim sami. Teraz z armią Darczyńców u boku walczymy z rakiem o życie Mikusia.
Prosimy, bądźcie z nami – pomóżcie nam wygrać!".
Agnieszka, mama