Mój ukochany tata dziesięć lat temu wyjechał do Norwegii za chlebem. Miało nam to zapewnić lepsze życie, a właśnie tam okazało się, że teraz wszystko się zmieni. Na gorsze… W jednym z norweskich szpitali mój tata usłyszał straszliwą diagnozę. Jest śmiertelnie chory…
"Ma Pan SLA - postępującą chorobę neurodegeneracyjną, powodującą zniszczenie neuronów, która uszkadza komórki odpowiedzialne za kontrolę nad pracą mięśni.” Kilka słów lekarza zburzyło całe życie… Powiedzieli tacie, że nie ma lekarstwa i kazali wracać do domu. Dalej miało być tylko gorzej...
Mój tata, wiecznie aktywny, pomocny i uśmiechnięty 50-latek poczuł, iż słabnie mu jedna ręka. Tak się zaczęło - od lekkich potknięć o chodnik, delikatnego osłabienia siły mięśni. W ciągu dwóch kolejnych lat mój wysportowany tata, który niegdyś jako dekarz skakał po dachach, stracił siły we wszystkich czterech kończynach. Usiadł na wózku i codziennie mierzy się z przeciwnościami losu, mając nadzieje na poprawę swojego stanu zdrowia.

Dzisiaj tata wymaga całodobowej opieki, pomocy przy poruszaniu się, codziennej rehabilitacji, specjalistycznego sprzętu, lekarstw. Cała terapia pochłonęła wszelkie oszczędności i gdybyśmy mieli ich więcej, bez wahania wydalibyśmy na nią znowu każdy grosz.
Niestety pieniądze się kończą, a tymczasem na horyzoncie pojawiła się nadzieja! Natchnieni opowieścią osób w tej samej sytuacji życiowej co tata, postanowiliśmy zrobić test na boreliozę oraz koinfekcje. Wyniki przyszły prosto z Niemiec i okazało się, że to, co dzieje się z układem nerwowym taty, to prawdopodobnie potwierdzona babesiosa, bartonelloza oraz borelioza z koinfecjami!
Istnieje promyk nadziei na uratowanie życia taty. Zakwalifikowaliśmy się na terapię komórkami macierzystymi oraz SOT. Uderzeniem w twarz okazała się jednak cena leczenia. Niestety przypadek taty jest bardzo ciężki. Codziennie dojeżdża z rodziną i znajomymi na kroplówki, badania. Otrzymuje pełno lekarstw i suplementów. Wymaga opieki 24/7 oraz codziennej rehabilitacji i specjalistycznego sprzętu medycznego: wózka, łóżka etc.
Dzienny koszt samych kroplówek to około 500-700 zł. Przez 2 lata rodzice korzystali z oszczędności życia. Te jednak szybko stopniały, a kiedy dostaliśmy szanse od losu - zabrakło ich...
Cała rodzina zjednoczyła się, aby pomóc rodzicom - udało nam się uzbierać trochę pieniędzy, aby sfinansować cześć leczenia - niestety brakuje nam około 50 tysięcy złotych, których nie mamy już skąd wziąć. Dlatego prosimy Was o pomoc, o wsparcie, o drugą szansę dla mojego taty.
Marzę, aby mógł bawić się na moim ślubie, poznać moje dzieci, tulić mamę jeszcze wiele lat, przecież tak się kochają… Liczy się każda złotówka - dziekujemy za każde wsparcie. Proszę, pomóżcie mojemu tacie wrócić do zdrowia.