Została mi ostatnia szansa na życie... Proszę, pomóż!

Zakończenie: 7 Marca 2023
Poprzednie zbiórki:

Zakup leku onkologicznego
Zakup leku onkologicznego
Opis zbiórki
Jestem tu, wciąż żyję i walczę – głównie dzięki pomocy ludzi o wielkich sercach, którzy mi pomogli, dzięki czemu nierefundowany lek mógł być opłacany. Niestety, mój stan zdrowia się pogorszył. Skutki uboczne brania dotychczas kupowanego leku są już zbyt silnie odczuwalne. Doszło do tego, że musiała mieć wyłonioną stomię na jelicie cienkim... Jest bardzo ciężko, ale człowiek chce po prostu żyć... Mam dla kogo tu być, wciąż walczyć. Została mi jeszcze jedna szansa...
Jako że zwykła chemia na mnie nie działa, zaproponowano mi leczenie kolejnym nierefundowanym lekiem. Jego koszt to ok. 2000 zł miesięcznie. Muszę dojeżdżać co 30 dni do szpitala na podania, w moim stanie to bardzo uciążliwe.
Wciąż zbieram pieniądze na leczenie, dzięki któremu wciąż żyję i bardzo proszę – pomóżcie mi w tej najtrudniejszej z walki!
Moja historia:
Mam nowotwór jajnika, który dał przerzuty - standardowa chemia nie zadziałała. Na szczęście zadziałał nierefundowany lek, ale po długotrwałym jego stosowaniu skutki uboczne stały się zbyt dotkliwe. Teraz musi zostać zmieniony, ale nowy lek też nie jest refundowany...
Zachorowałam w 2014 roku - wtedy pierwszy raz poczułam, co to strach o własne życie. To wtedy usłyszałam diagnozę, a w głowie pojawiały się coraz gorsze myśli. Nowotwór jajnika… W mojej rodzinie były nowotwory, więc co rok przechodziłam badania genetyczne. Na jednym z nich wykryto torbiel. Chodziłam na rutynowe USG, aż w końcu, po kilku miesiącach zapadła decyzja o jej usunięciu.
Dopiero w szpitalu lekarz powiedział, że to może być rak, a nie torbiel. Musiałam podpisać zgodę - jeśli w trakcie operacji okaże się, że to nowotwór, zgadzam się na wycięcie organów rozrodczych. Podpisałam, ale do końca miałam nadzieję, że uda się uratować choć jeden jajnik. Miałam syna, jednak chciałam jeszcze raz zajść w ciążę...
Dwa dni po operacji dowiedziałam się, że to nowotwór złośliwy, był w aż 3 miejscach. Usunęli mi wszystko… Zaczęła się chemia, wypadły mi moje długie włosy. Bolało ciało, bolała dusza, ale nie mogłam się poddać, musiałam walczyć!
Gdybym została w szpitalu, w którym rozpoczęłam leczenie, już bym nie żyła. Dawali mi tylko dwa rodzaje chemii, nie proponowali nic innego. Człowiek, nie dość, że zachorował na śmiertelną chorobę, to musi sam walczyć o swoje życie, sam się dowiadywać, stać się po części swoim lekarzem. Dziś wiem o wiele więcej, ale mój stan jest coraz gorszy…
Po 30 miesiącach względnej normalności i regularnych badań przyszła wznowa. Byłaby wykryta jeszcze później, gdyby nie moja determinacja. Na badaniu tomografem okazało się, że w moim brzuchu jest mnóstwo rozsianych guzów. Walka zaczęła się na nowo… Podjęłam dalsze leczenie, cały czas mając w sobie to koszmarne uczucie strachu i myśli kiedy to w końcu się skończy.
Wciąż tu jestem i walczę, bardzo chcę żyć, jak najdłużej. I dopóki medycyna daje mi nadzieję na przedłużenie życia, będę prosiła o pomoc. Nic innego mi nie zostało... Nie jest łatwo, to wie tylko ktoś, kto zmaga się z nowotworem. Przeciwnik jest brutalny, ale ja chcę wyrwać mu jeszcze chociaż kilka lat życia. Proszę, pomóż mi w tym...
Monika