Tylko nierefundowany lek daje mi nadzieję na życie... Proszę, pomóż!

Zakończenie: 5 Lipca 2020
Opis zbiórki
Mam czas tylko do 7 maja, by uzbierać choć na jedną dawkę leku, który jest moją ostatnią nadzieją! NFZ odmawia refundacji, bo mam wznowę. Gdybym dostała lek, jak tylko zachorowałam, nie musiałabym płacić, może dziś byłabym w lepszym stanie. Tylko wtedy nikt mi o tym nie powiedział… Proszę, z całego serca, pomóż mi. Mam dla kogo walczyć, mam dla kogo żyć…
Mam nowotwór jajnika, który dał przerzuty - chemia nie zadziałała. Zachorowałam w 2014 roku - wtedy pierwszy raz poczułam, co to strach o własne życie. To wtedy usłyszałam diagnozę, a w głowie pojawiały się coraz gorsze myśli. Nowotwór jajnika… W mojej rodzinie były nowotwory, więc co rok przechodziłam badania genetyczne. Na jednym z nich wykryto torbiel. Chodziłam na rutynowe USG, aż w końcu, po kilku miesiącach zapadła decyzja o jej usunięciu.
Dopiero w szpitalu lekarz powiedział, że to może być rak, a nie torbiel. Musiałam podpisać zgodę - jeśli w trakcie operacji okaże się, że to nowotwór, zgadzam się na wycięcie organów rozrodczych. Podpisałam, ale do końca miałam nadzieję, że uda się uratować choć jeden jajnik. Miałam syna, jednak chciałam jeszcze raz zajść w ciążę...
Dwa dni po operacji dowiedziałam się, że to nowotwór złośliwy, był w aż 3 miejscach. Usunęli mi wszystko… Zaczęła się chemia, wypadły mi moje długie włosy. Bolało ciało, bolała dusza, ale nie mogłam się poddać, musiałam walczyć!
Gdybym została w szpitalu, w którym rozpoczęłam leczenie, już bym nie żyła. Dawali mi tylko dwa rodzaje chemii, nie proponowali nic innego. Człowiek, nie dość, że zachorował na śmiertelną chorobę, to musi sam walczyć o swoje życie, sam się dowiadywać, stać się po części swoim lekarzem. Dziś wiem o wiele więcej, ale mój stan jest coraz gorszy…
Po 30 miesiącach względnej normalności i regularnych badań przyszła wznowa. Byłaby wykryta jeszcze później, gdyby nie moja determinacja. Na badaniu tomografem okazało się, że w moim brzuchu jest mnóstwo rozsianych guzów. Walka zaczęła się na nowo… Podjęłam dalsze leczenie, cały czas mając w sobie to koszmarne uczucie strachu i myśli kiedy to w końcu się skończy. Mimo chemioterapii pojawiły się kolejne przerzuty z otrzewnej do płuc i nie tylko...
Dwa tygodnie temu lekarze zaproponowali mi jeszcze jeden, nierefundowany w moim przypadku lek onkologiczny. Jedna dawka to koszt 4 tysięcy złotych, a leczenie mam zaplanowane na najbliższe kilka miesięcy. Musi rozpocząć się już 7 maja! Bardzo proszę, pomóż mi. Nie mam wiele czasu. Jeśli nie rozpocznę leczenia, moje szanse są zerowe. Mój syn ma 15 lat, mam rodzinę, mam dla kogo żyć. Bardzo proszę o pomoc, bo została mi ostatnia nadzieja. Jesteś nią Ty…
Monika
* Brakująca kwota została przekazana decyzją rodziny ŚP. Anny Walani, która nie zdążyła wykorzystać środków na swoje leczenie. Dobro jednak poszło dalej w świat, za co bardzo dziękujemy!