"Mam raka i bardzo się boję" – walka o życie Gabrysi trwa!

Leczenie komórkami dendrytycznymi – kontynuacja leczenia Gabi
Zakończenie: 6 Stycznia 2019
Rezultat zbiórki
Takie informacje najtrudniej jest przekazywać. W piątek, 22 lutego, Gabrysia odeszła. Jej walka z rakiem trwała ponad rok, zjednoczyła tysiące ludzi o wielkich sercach...
Niestety – rak to bezlitosny przeciwnik. Na początku lutego rodzice Gabrysi dowiedzieli się o wznowie nowotworu. Do samego końca mieliśmy nadzieję, że i tym razem uda się go pokonać.
Gabrysiu, wierzymy, że jesteś w miejscu, w którym nie ma już bólu i cierpienia. Do zobaczenia, nasza Bohaterko! Zostaniesz na zawsze w naszych sercach.
Opis zbiórki
Nowotwór złośliwy kości z przerzutami do płuc – tak brzmi wyrok, który został wydany na moje dziecko rok temu. Za nami długie miesiące bólu, przeszywającego strachu, odbieranej i powracającej nadziei. Dzięki Waszej pomocy kilka miesięcy temu Gabrysia rozpoczęła leczenie w klinice w Niemczech! Wyniki są dobre! Masa guza praktycznie uległa zwapnieniu, co za oznacza, że niemal wszystkie komórki nowotworowe zostały zniszczone. Leczenie działa! By jednak rak nie powrócił, trzeba je kontynuować! U Gabi wdrożono zastrzyki z komórek dendrytycznych. Są to szczepionki przeciwnowotworowe zrobione z krwi Gabrysi, które mają zniszczyć komórki nowotworowe, a zarazem nauczyć organizm, by sam się bronił, gdy pojawi się jakiekolwiek nowe ognisko nowotworowe. Pierwsze podanie zaplanowano już na 6 sierpnia! Jesteśmy na dobrej drodze po życie Gabi – nie możemy z niej zawrócić...
Najgorsze dla matki są chyba pytania własnego dziecka o śmierć; pytania, na które tak ciężko jest znaleźć odpowiedź Nie wyobrażam sobie, że mogłabym się żegnać z Gabrysią. Ona ma dopiero 13 lat. Jest jeszcze dzieckiem, chociaż choroba zdążyła już sprawić, że szybciej wydoroślała, bo onkologiczne dzieci to “mali dorośli” – ci, którym przyszło zmierzyć się ze śmiercią zdecydowanie za wcześnie.
W Polsce zaproponowano nam jedno rozwiązanie – amputację ręki i ogólną, bardzo drastyczną chemię, która daje 50% szans na przeżycie. Jako matka nie mogę ryzykować życia własnego dziecka. Ratunek znalazłyśmy w Niemczech. Tam nikt nie mówi od razu o amputacji, a szanse na to, że Gabrysia wygra z rakiem są zdecydowanie większe. Chemia skierowana będzie przez tętnicę bezpośrednio do guza...
Październik chyba już zawsze będzie nam się kojarzył z koszmarem, który razem przeżyłyśmy. Chwilę wcześniej Gabrysia wyjechała na kolonię. Któregoś dnia dostałam telefon, że upadła i mocno stłukła sobie rękę. Nie było złamania, ale ból nie ustępował. Ręka mocno spuchła, w końcu ciężko było nią poruszać. Nie miałam pojęcia, co się dzieje, ale ani razu nie przeszło mi przez myśl, że to może być rak, że tak właśnie zaczyna się wyścig o życie...
Pojechałam z Gabrysią na badanie rentgenowskie. Co wtedy myślałam? Że włożą jej rękę w gips i na tym się skończy. W momencie, kiedy zobaczyłam minę lekarza, wiedziałam już, że powie mi coś o wiele gorszego.
U Gabrysi zdiagnozowano nowotwór złośliwy kości (osteosarcoma) z przerzutami do płuc – najczęściej spotykany nowotwór złośliwy u dzieci, rozwijający się z komórek tworzących rosnącą kość. Onkolog potwierdził IV stopień złośliwości.
W szpitalu w Warszawie usłyszałam, że jedynym wyjściem jest amputacja i późniejsza agresywna chemioterapia, które daje Gabrysi tylko 50% szans na przeżycie. Zaczęłam szukać innego rozwiązania. Szczęściem w całym tym nieszczęściu było to, że na naszej drodze spotkałyśmy lekarza – doktora Majdyło z Centrum św. Łukasza w Gdańsku – który wyniki Gabrysi postanowił skonsultować z niemieckim lekarzem specjalizującym się w leczeniu tego rodzaju nowotworów. Pojawiło się światełko w tunelu! W Niemczech rokowania są o wiele lepsze, niż w Polsce...
Dr Arno Thaller kazał nam od razu przyjeżdżać do jego kliniki. Zaproponował chemioterapię regionalną (celowaną) – kierowaną przez tętnicę bezpośrednio do guza, a nie do całego organizmu. Celem regionalnej chemioterapii było zmniejszenie wielkości guza! Dodatkowo wdrożono leczenie wzmacniające, zakładające wszczepienie wirusa, który zniszczy guza oraz kroplówki, które rozbijają komórki nowotworowe. Dzięki ludziom o wielkich sercach Gabrysia mogła pojechać do niemieckiej kliniki! Za nami już ponad pół roku leczenia, które działa.
W Gabrysi organizmie nie ma już prawie komórek nowotworowych, ale to wcale nie oznacza końca leczenia. Lekarze planują jeszcze podanie komórek dendrytycznych, które mają zniszczyć resztę komórek nowotworowych i nauczyć organizm Gabi, jak walczyć z nowotworem. Niestety – poprzedni kosztorys nie uwzględnił szczepionek, a my sami nie zdążymy za nie zapłacić w tak krótkim czasie.
Odkąd Gabrysia zachorowała, codziennie dowiaduję się, jak bardzo boli bezsilność wobec cierpienia własnego dziecka.
Do 6 sierpnia muszę zapłacić za szczepionki dla Gabi. Nowotwór nie da nam czasu. Dla nas każdy dzień jest na wagę życia. Proszę Cię, pomóż
–Marta, mama Gabrysi