Zabierze wzrok, a wkrótce życie.... Nowotwór zaatakował oczko Tosi!

leczenie w klinice dr Abramsona w USA
Zakończenie: 9 Października 2019
Rezultat zbiórki
To wiadomość, na którą wszyscy czekali w ogromnym napięciu, ale w końcu po długim leczeniu, wielu konsultacjach i stresujących zabiegach, Rodzice Tosi dostali najważniejszą informację - oczko Tosi jest zdrowe! Dziewczynkę czekają jeszcze liczne kontrole, ale na tym etapie wiadomo na pewno - nowotwór został pokonany.
W imieniu Rodziców dziękujemy każdemu, kto wspierał rodzinę w tym ciężkim czasie. Otrzymaliśmy od nich kilka słów: Dzięki WAM dostaliśmy szansę i mogliśmy leczyć córeczkę u najlepszych specjalistów na świecie. Cała Armio Przyjaciół Tosi zawsze będziemy Wam wdzięczni, jesteście naszymi Zbawicielami. Nigdy nie będziemy w stanie przekazać wdzięczności za ogromne zaangażowanie zupełnie obcych ludzi, którzy przez chorobę córeczki stali się nam bliscy.
Wasze wsparcie, dobre słowa pomogły nam przetrwać najtrudniejszy czas. Jeszcze raz bardzo dziękujemy!
Opis zbiórki
Tosia ma dopiero 2 miesiące, a przed sobą walkę z najtrudniejszym przeciwnikiem. Nowotwór nie pyta o wiek, wykształcenie ani status społeczny. Atakuje nagle i niespodziewanie. Odbiera siły i niszczy wszystko na swojej drodze. Koszt walki o zdrowie może wynieść nawet milion złotych!
_____
Odkąd usłyszałam diagnozę, wydaje mi się, że wskazówki zegara przesuwają się szybciej. Czas działa na naszą niekorzyść, a każdy dzień zwłoki to śmiertelne niebezpieczeństwo.
Ta ciąża była dla mnie wyjątkowym doświadczeniem. Wszystko było takie nowe, działo się po raz pierwszy… Kolejne zmiany, które zwiastowały, że niebawem w naszym życiu nastąpi prawdziwy przełom. Pojawienie się Tosi na świecie było spełnieniem marzeń. I chociaż gdzieś pod skórą matka zawsze martwi się, że coś może pójść nie tak to jednak zawsze wygrywa nadzieja na to, że kolejnego dnia również wyjdzie słońce.
Wszystko brzmiałoby pewnie jak historia wielu młodych rodziców, podekscytowanych pojawieniem się na świecie nowego człowieka. Człowieka uczącego ogromnych pokładów miłości, pokazującego co w życiu jest ważne. Minął pierwszy wspólny miesiąc, drugi, każdego dnia uczyłyśmy się wzajemnie czegoś nowego. Te doświadczenia to coś, co zostanie ze mną na zawsze. Bo to była cisza przed burzą, chwila wytchnienia przed horrorem.
Podczas kąpieli, zupełnie przypadkiem dostrzegłam na oku plamkę. Myślałam, że to może być zaćma albo infekcja oka. Przy takim maluszku najważniejsza jest obserwacja, zawsze powtarzali wszyscy. Mój pierwszy macierzyński impuls mówił: jest źle, ale wtedy jeszcze próbowałam się przed tym chronić, nie chciałam dopuścić do siebie myśli o tym, że Tosia może być w prawdziwym niebezpieczeństwie. Nie mogliśmy czekać ani chwili - już następnego dnia byliśmy u lekarza. Musiałam wiedzieć, myśl o tym, że coś się dzieje z moją kruszynką, spędzała mi sen z powiek. Lekarze podejrzewali guza. Dostaliśmy skierowanie na USG, a to potwierdziło najgorsze obawy. Nowotwór. To słowo dotarło do mnie dopiero po jakimś czasie. Stałam podczas rozmowy z lekarzem i miałam wrażenie, że życie toczy się obok, że te słowa kierowane są do kogoś innego. Nie miałam nawet siły płakać. W mojej głowie pojawiały się miliony myśli. I najważniejsza: co teraz?! Co grozi mojej córeczce?!
Po usłyszeniu diagnozy czas jakby przyspieszył. Wszystko działo się w trybie ekspresowym. Droga do Centrum Zdrowia Dziecka do Warszawy z jednej strony dłużyła się w nieskończoność, z drugiej minęła w okamgnieniu. To tam usłyszeliśmy, że nowotwór rozwija się w zastraszającym tempie, a oczko Tosi jest w ogromnym niebezpieczeństwie. W głowie modliłam się tylko o to, by reszta malutkiego ciała była bezpieczna, by nowotwór nie zaatakował ze zdwojoną siłą.
Nadzieje na szybkie rozpoczęcie legły w gruzach, Tosia wykończona ostatnimi wydarzeniami dostała infekcji, a to wstrzymało przyjęcie na oddział onkologii. Ten czas wykorzystaliśmy najlepiej jak mogliśmy, szukając ratunku dla córeczki. Nawiązaliśmy kontakt z rodzicami chorych dzieci, zapoznaliśmy się z warunkami i kosztami leczenia. Wszystko, by uratować oczko Tosi, która ma do zobaczenia jeszcze tak wiele…
Tosia jest jednym z najmłodszych dzieci w Polsce zaatakowanych przez ten typ nowotworu. Szybkość jego rozprzestrzeniania jest przerażająca! Z dnia na dzień nasze szanse maleją…. Jestem przerażona. Codziennie powtarzam Tosi, żeby była silna, że damy radę. By to było możliwe, muszę zrobić wszystko, by chorobę pokonać skutecznie. Raz na zawsze… Właśnie dlatego musimy zdecydować się na leczenie u dr Abramsona, gdzie od lat leczone są nawet malutkie dzieci. Niestety, doskonale wiemy, że sami nie damy rady. Nie jesteśmy w stanie zapewnić naszej córeczce terapii ratującej wzrok, ratującej życie… W klinice powinniśmy być za tydzień, a to wiąże się z ogromnymi kosztami. Sam zadatek to ponad 300 tysięcy złotych, a każda chemioterapia około 120 tysięcy. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić takiej kwoty. Muszę prosić o pomoc. Błagam, pomóż mi ratować córeczkę. Ona ma przed sobą całe życie, a ja jestem jej to winna jako matka. Najlepszą opiekę i pomoc zawsze, kiedy tego potrzebuję. Nowotwór to przeciwnik nieprzewidywalny, który niszczy wszystko na swojej drodze, ale wierzę, że mamy szanse. Leczenie w Stanach Zjednoczonych to dla nas jedyna szansa!
Tosia to nasze okno na świat. To życie, które nie może zgasnąć, zdrowie, o które warto walczyć. Nie mamy chwili do stracenia! W walce o naszą kruszynkę liczy się każdy dzień. Ty jesteś naszą nadzieją! Pomocy!