

POMÓŻ nam wygrać walkę o SERDUSZKO synka... RATUNKU!
Cel zbiórki: Operacja kardiologiczna
Wpłać, wysyłając SMS
Przekaż mi 1,5% podatku
Przekaż mi 1,5% podatku
Cel zbiórki: Operacja kardiologiczna
Opis zbiórki
Walczę, choć nie dają nadziei. Walczę, choć powtarzają, że mój syn nie przeżyje. Walczę, choć już nie raz uświadamiali mi, że on nie da rady. Walczę i nie poddam się, bo chodzi o życie mojego dziecka.
W ósmym tygodniu ciąży, podczas kontroli, lekarz poinformował mnie, że mój synek najprawdopodobniej urodzi się z wadą genetyczną. Nie chciałam mu wierzyć, to był dla mnie ogromny cios. Wiedziałam, że muszę zasięgnąć opinii innego specjalisty, który do ostatnich momentów ciąży zapewniał, że Oskar rozwija się prawidłowo.
Dopiero w 9. miesiącu ciąży usłyszałam tę straszną informację. Badanie wykazało małą wadę i delikatny szmer w serduszku mojego Oskarka. Lekarz jednak uspokajał, że trzeba zrobić dokładniejsze badanie i na pewno nie dzieje się nic poważnego. Nie mógł się bardziej mylić.

Po 1,5 – godzinnym oczekiwaniu usłyszałam najgorszą wiadomość w moim życiu. U mojego syna zdiagnozowano przełożenie pni tętniczych — bardzo ciężką i skomplikowaną wadę serca. 80% dzieci z taką wadą umiera od razu przy porodzie. Byłam przerażona.
Po przyjściu na świat Oskar dostał 0 punktów w skali Apgar. Wszyscy bez przerwy powtarzali mi, że czeka mnie niesamowicie trudna walka o życie syna. Sugerowano nawet, żebym od razu po porodzie go ochrzciła… Nie mogłam w to wszystko uwierzyć.
W 3. dobie życia Oskar przeszedł 4 – godzinną operację zespolenia prawostronnego, jednak to był dopiero początek. Przetrwał kilka operacji cewnikowania serca, całkowitą korektę serca, miesiące spędzone w szpitalach, na OIOMie, niewyobrażalnie duże dawki leków i nieustanną walkę. W końcu, po jednej z operacji pojawiła się nadzieja. Lekarze zadecydowali o odstawieniu leków, mogliśmy wyjść do domu z nadzieją, że najgorsze już za nami. Niestety. Niedługo po powrocie do domu, musiałam ponownie udać się z synkiem do szpitala, ze względu na wysoką gorączkę i czarną bliznę pooperacyjną.

Oskar płakał całą noc, gryzł ręce z bólu, a mi nie pozostawało nic innego, jak płakać razem z nim i modlić się do Boga, by go nam nie odbierał. Rano, obudził mnie widok synka, który nie oddychał, był cały siny i zimny. Nie miałam już siły biec, po prostu szłam do pielęgniarek, bo wiedziałam, że jest już za późno. Na szczęście po 30-minutowej reanimacji, Oskara udało się uratować.
Jeździmy z nim od szpitala, do szpitala. Nikt nie chce podjąć się leczenia, wszyscy przygotowują mnie, że synek długo nie wytrzyma. Ja jednak nie mogę się poddać, muszę walczyć o moje ukochane dziecko! Na ten moment jesteśmy z Oskarem w domu, nie wychodzimy za często na dwór, żeby nie narażać synka na infekcje. Przyjmuje ogromne dawki silnych leków, a ludzie i lekarze nie dowierzają, że przy tym potrafi być wesołym, aktywnym chłopcem.
Gdy na niego patrzę, to nie potrafię zrozumieć, jak tak bardzo chore dziecko może mieć tyle energii i pozytywnych emocji w sobie. Niestety, każdego dnia towarzyszy mi strach, bo w każdej chwili mogę go stracić.
Najszybciej za rok możemy myśleć o kolejnej operacji korekty serca – teraz najprawdopodobniej Oskarek by jej nie przeżył. Ja nie proszę, ja błagam. Pomóżcie uratować nasze dziecko. Ciągłe wizyty, leki i terapie pochłaniają nasz budżet. Nie ma innego wyjścia, musimy walczyć, by go nie stracić.
Rodzice Oskara
- Wpłata anonimowa50 zł
Tego czego człowiek nie może,Ojciec w niebie może..
- Anonimowy Pomagacz20 zł
- :)))50 zł
Wiara czyni cuda, nie poddawaj sie ! :)
- Gabriel10 zł
