

"Dziewczyna, którą pochowano za życia..." – walka Patrycji wciąż trwa!
Cel zbiórki: Intensywny turnus rehabilitacyjny, zakup wózka inwalidzkiego
Cel zbiórki: Intensywny turnus rehabilitacyjny, zakup wózka inwalidzkiego
Opis zbiórki
Co czuje matka, kiedy jej walczącej o życie córce ktoś wyznacza termin pogrzebu? Kiedy każdy telefon, to telefon z kondolencjami? Kiedy lekarze na pytanie o to, co z jej dzieckiem uciekają wzrokiem i mówią, że nie ma żadnych szans? Że najlepiej przygotować się na najgorsze? Historia Beaty i Patrycji to historia o sile matczynej miłości i o sile wiary. Wiary we własne dziecko. Kilka miesięcy temu do walki o Patrycję stanęliście również Wy.
Dzięki Wam Patrycja znalazła się na drodze po swoją sprawność i dzielnie idzie do przodu. Bez pieniędzy na rehabilitację trzeba będzie z tej drogi zawrócić, bo cena za powrót do normalności jest niewyobrażalnie duża. Dla mamy Patrycji nie ma dzisiaj niczego ważniejszego, niż walka o córkę, dlatego decyduje się prosić Was o pomoc po raz drugi.
Byli młodzi, piękni, radośni. Chcieli bawić się i śmiać. To był maj, piękna pogoda. Kiedy ona wyszła z pracy, on już na nią czekał. Łukasz odpalił silnik, a ona usiadła za nim. Nie mieli pojęcia, że to będzie ich ostatnia wspólna przejażdżka.

Tamtego dnia do pani Beaty – mamy Patrycji – zadzwonił syn. Powiedział jej, że roztrzaskał się jakiś żółty motocykl, że ktoś leży na ulicy, a ktoś inny jest reanimowany w karetce. Mówił coś jeszcze, ale Beata już go nie słyszała… Rozłączyła się i zadzwoniła do córki, która już powinna wrócić z pracy. Trzęsącymi się rękoma wybrała numer, ale telefon Patrycji nie odpowiadał. Za każdym razem odzywał się tylko chłodny głos automatu informującego o tym, że abonent jest czasowo niedostępny. Wtedy wiedziała już wszystko.
Błysk kogutów, tłum ludzi i policjanci próbujący nie dopuścić gapiów zbyt blisko. Serce biło jej jak oszalałe, a w gardle czuła ucisk, kiedy biegła w stronę miejsca wypadku. Na nogach miała tylko klapki, tak bardzo jej się spieszyło. Musiała dowiedzieć się co się stało, bo nic nie szarpie nerwów bardziej niż niepewność. Kiedy przeciskała się przez tłum, poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się, znała tę dziewczynę.
- Łukasz nie żyje, a Patrycję reanimują w karetce...
Stan Patrycji był krytyczny: złamany kręgosłup, połamane żebra i przebite płuca, poważny uraz mózgu i rozszarpana wątroba. Lekarze nie dawali żadnych szans. Patrycję przewieziono do szpitala w Opolu, ale jeszcze na trasie musiała być dwa razy reanimowana. Nikt nie wierzył w to, że uda jej się przeżyć. Nikt poza jej matką. Choć lekarze mówili jej, że Patrycja w najlepszym wypadku będzie rośliną, to Beata nie dopuszczała do siebie tych informacji.
Kobieta coraz częściej odbierała telefony z kondolencjami. Po internecie zaczęła nawet krążyć informacja z terminem pogrzebu. Patrycję próbowano pochować za życia, ale ona wciąż walczyła, a matczynej wiary we własne dziecko nic nie było w stanie złamać. I wtedy stał się cud...
Stan Patrycji zaczął się poprawiać. Jej życiu nie zagrażało już niebezpieczeństwo, ale prognozy nie były optymistyczne. Jej stan nadal był ciężki, a lekarze powtarzali to, co na początku — uszkodzenie jest bardzo poważne, Patrycja będzie na poziomie noworodka. Dziewczynę przeniesiono na oddział neurologii. Nie było z nią kontaktu, aż do momentu, gdy zaczęła mówić w jakimś zupełnie niezrozumiałym języku. Czymś, co brzmiało jak mieszanka hiszpańskiego z portugalskim...

W końcu Patrycja trafiła do domu. Codziennie była rehabilitowana i wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Do czasu… Wreszcie Beata zauważyła, że wszystko zaczyna się cofać, że zamiast być lepiej — jest coraz gorzej. Niezłomna matka zaczęła szukać pomocy na własną rękę.
Na pierwszy turnus rehabilitacyjny do Krakowa pojechały w lipcu 2015 roku. Ten wyjazd otworzył Beacie oczy na wszystko. Na to, jak powinna wyglądać rehabilitacja, jakie sprzęty są potrzebne Patrycji. Poczuła, że jest we właściwym miejscu, a Patrycja szybko zaczęła robić postępy. Dziewczyna ma pourazową padaczkę i niedowład całej lewej strony ciała. Choć uszkodzenie jej mózgu jest nieodwracalne, to z uwagi na fakt, że jest młodą osobą ma jeszcze szansę na to, żeby wiele wypracować. Dzisiaj można z nią normalnie rozmawiać, a specjaliści twierdzą, że wciąż jest jeszcze szansa na to, że będzie chodzić.
W takich momentach łatwo o to, by zwątpić, ale przecież są też te lepsze chwile. Te, kiedy Patrycję boli mniej, kiedy się uśmiecha. Kiedy dziękuję mamie i mówi, że ją kocha. Wie wtedy, że trzeba walczyć. Trzeba pracować i nie wolno się poddać.
Najważniejsza dla dziewczyny jest rehabilitacja, której nie można przerwać, dzięki której Patrycja czuję się lepiej, a Beacie jest lżej. Rehabilitacja ma jednak swoją cenę. Cenę przekraczającą możliwości finansowe Beaty. Kilka miesięcy temu, dzięki Waszej pomocy, Patrycja rozpoczęła rehabilitację i otrzymała nowy wózek. Musimy walczyć dalej, bo przerwanie tego wszystkiego w tym momencie będzie oznaczało tylko jedno: stratę tego, co zostało osiągnięte.
Od wypadku minęło już 6 lat. Choć los tak okrutnie z nich zadrwił, nie zdołał zniszczyć tego, co najcenniejsze — matczynej miłości. Matczyną miłością nie da się jednak opłacić rehabilitacji. Te dzielne kobiety potrzebują naszej pomocy, by mogły dalej walczyć o powrót do normalnego życia, by kiedyś mogły jeszcze pójść na wspólny spacer...