Rak zabija moje dziecko. Ratunku!

zakup leku Mylotarg (Gemtuzumab ozogamicin) lek ostatniej szansy
Zakończenie: 10 Listopada 2016
Rezultat zbiórki
09.12.2016.
Dzisiaj dotarła do nas wiadomość, której wszyscy się baliśmy. Patryk przegrał walkę z chorobą. Zostawił po sobie wspaniały uśmiech, którego nic nam nie zastąpi. Patryk bardzo chciał zostać strażakiem... Tym, jak dzielnie walczył do samego końca, udowodnił, jak wiele drzemało w nim odwagi...
Rodzinie składamy najszczersze wyrazy współczucia.
Opis zbiórki
W maju skończyło się nasze życie. Wszystkie plany, marzenia, oczekiwania wyrzuciłam do kosza. Żyję tylko nadzieją, że mój synek, da radę, że pokona raka i będzie ze mną na zawsze. Moje dziecko ma najostrzejszą formę białaczki szpikowej, która chce go zabić, a ja nie umiem mu pomóc.
Tak bardzo bym chciała, żeby ten koszmar się skończył, żebym obudziła się bez tego panicznego strachu, o moje dziecko. Naszym domem w ciągu kilku dni stał się Oddział Hematologii i Onkologii Dziecięcej w Zabrzu. Oddział, na którym odchodzą małe niewinne dzieci. Modlę się o to, by historia mojego dziecka nie skończyła się tutaj, żeby trwała.
W kwietniu wszystko się zaczęło. Mój synek, okaz zdrowia zaczął się skarżyć na ból brzucha. Potem doszły problemy z oddychaniem. Zaczęliśmy szukać przyczyny i nieświadomie podjęliśmy najlepszą decyzję w życiu. Badania odkrywały kolejne tajemnice w malutkim organizmie synka. Rentgen wykazał płyn w worku osierdziowym i powiększone narządy wewnętrzne Patryka i stan zapalny organizmu. Co się dzieje?
Denerwowałam się jak nigdy wcześniej, ale prawdziwy strach miał dopiero przyjść. Badanie szpiku! Chwila grozy, która zamieniła się w nasze obecne życie. Pierwsze przypuszczenia były straszne. Ostra białaczka szpikowa, taka, która występuje głównie u dorosłych. Zaczęła się walka z rakiem, z cierpieniem, z ogromnym poczuciem niesprawiedliwości, a przede wszystkim ze strachem. Tak przetrwaliśmy 5 cykli silnej chemioterapii, płakaliśmy, gdy wypadały włoski. Największy dramat był wtedy, kiedy kolejne leczenie nie przynosiło rezultatu, gdy czekało się na jakiś przełom a on nie następował.
Z oddziału znikały kolejne dzieci, a my trwaliśmy. Patryk był coraz słabszy, ale nie wiedział, co mu grozi i to chyba bolało najbardziej. Łysa główka synka, ale uśmiech ten sam, może odrobinę mniej wyraźny. Wiele miesięcy spędziliśmy w szpitalnej izolatce bez perspektyw na to, że w końcu coś się zmieni. Na ten rodzaj białaczki co Patryk choruje tylko 20% dzieci. Dlaczego trafiło właśnie na nas?
Patryk uwielbia wszystko, co związane ze strażą pożarną. Wozy strażackie, węże, garderoba. Szpitalna sceneria połączona z zabawą robi wrażenie już tylko na nas – dorosłych. Na co czekamy? Na szansę, a taką jest lek, który po wielu nieudanych walkach z chorobą stanowi ostatnią deskę ratunku dla Patryka. Aby odeprzeć na tyle nowotwór, by chłopiec miał jakąkolwiek szansę, potrzebny jest ten lek życia, którego koszty przewyższają nasze możliwości.
Z uwagi na brak dostępności lekarstwa w Polsce rozpoczęła się procedura importowania leku z Japonii. W tym wypadku NFZ nam nie pomoże. Musimy sami wywalczyć szansę dla naszego synka. Tylko że sami jesteśmy skazani na porażkę. Przed nami długa i ciężka droga, ale nie boimy się jej, boimy się tego, co będzie, gdy dojdziemy do końca. Iskierka nadziei wciąż się tli, ale jej światełko jest coraz bledsze.
Jedna ampułka leku może dać, tak bardzo wyczekiwane zielone światło do przeszczepu. Błagamy o pomoc w ratowaniu naszego jedynego dziecka. Pragniemy tylko jednego. Żeby Patryk mógł dalej żyć.