Nowotwór kradnie wzrok mojej mamusi! Proszę, pomóżcie go pokonać...

Protonoterapia w Proton Therapy Center w Pradze
Zakończenie: 2 Grudnia 2018
Rezultat zbiórki
Fantastyczne wieści!
Walka o szansę na pokonanie nowotworu była trudna, jednak dzięki Wam udało się! Od grudnia 2018 roku do 21 stycznia tego roku Pani Beata poddawana była protonoterapii w Centrum Protonowym w Pradze. To była ostatnia nadzieja na pozbycie się guza w oku i zachowanie wzroku. Wszystko wskazuje na to, że rak został pokonany!
Kochani!
21 stycznia wyruszyliśmy z Pragi do Polski, do domu! W poniedziałek było ostatnie naświetlanie - łącznie miałam ich 27. Czuje się dobrze. Najważniejsze, że dzięki Wam stoczyłam walkę i jadę zacząć nowy etap w swoim życiu! Dziękuję swojemu mężowi i synkowi za każdy dzień, kiedy trwali i walczyli razem ze mną. Dziekuję wszystkim, którzy nam pomogli znaleźć się w Centrum Protonowym i rozpocząć terapię oraz wszystkim, którzy nas wspierali i wspierają nadal.
Dziękuje lekarzom Centrum za podjęcie decyzji o leczeniu, a także wspaniałemu personelowi kliniki, który codziennie przygotowywał mnie do naświetlania.
Jesteście wszyscy wielcy! Życzę Wam, aby każdy dzień był dla Was dniem szczęśliwym, bez trosk i zmartwień.
Badanie kontrolne MRI w kwietniu i sierpniu. Lekarze są zadowoloni z efektów leczenia, które przeszło sprawnie i bez powikłań. Mimo tego, że czeka mnie jeszcze wiele kontroli, jestem już wyjątkowo spokojna, bo najtrudniejsze ze mną.
Dziękuję!
Beata
Opis zbiórki
“Ma Pani szczęście - gdyby nie ta choroba, rak zostałby wykryty za późno...” - gdy słyszysz takie słowa od lekarza, tracisz grunt pod nogami… Mam w głowie nowotwór, ale gdy go wytną, stracę wzrok. Ta myśl sprawia, że łzy napływają mi do oczu i choć bardzo nie chcę, spływają po policzkach… Wtedy podchodzi mój synek, wyciera mi te łzy i mówi, żebym nie płakała. Że wyzdrowieję, bo jestem jego mamusią i nie mogę się poddać… Moją jedyną szansą jest protonoterapia w Czechach. Muszę zdążyć, nim stracę wzrok. Proszę o pomoc…
Jestem Beata. Mam 33 lata. Mam cudownego 10-letniego synka Cyprianka i kochającego męża Kamila, który mnie wspiera w trudnych momentach choroby, a jednocześnie służy dla kraju jako żołnierz. Byliśmy bardzo szczęśliwą rodziną, a wtedy przyszła choroba...
Rok temu w listopadzie doznałam porażenia nerwu twarzowego. Nagle, niespodziewanie twarz zaczęła mi się wykrzywiać, bardzo się bałam... Okazało się, że to po prostu wynik przewiania, dostałam leki, wszystko w ciągu najbliższych tygodni miało się unormować. Kamień spadł mi z serca, bo przez głowę przelatywało mi tysiące dramatycznych wizji, śmiertelne choroby… A przecież mam 10 letniego synka, którego muszę wychować i kochającego mężą - nie mogłam ich opuścić! Zaczęłam leczenie, myślałam, że będzie lepiej. Byłam w strasznym błędzie…
Kilka dni później zaczęłam źle widzeć.
- Kochanie, prawię nie widzę prawym okiem, coś się dzieje! - powiedziałam wystraszona do męża.
Niedługo potem moje oko “spuchło”, dostałam wytrzeszczu, nie mogłam go zamknąć. Bałam się, nie wiedziałam, co się dzieje… Jeszcze gorzej było, gdy okulista powiedział, że to nie jest problem dla niego. Że muszę jak najszybciej jechać do neurologa…
Kilka dni później miałam rezonans, chociaż nie obyło się bez komplikacji… Ale nie chcę wracać do koszmaru, który przeżyłam na szpitalnych korytarzach, bez łóżka, sama, czekając, aż ktoś się mną zainteresuje. W końcu doczekałam się badania, a jego wynik zmroził mi krew w żyłach - oponiak albo glejak, nowotwór, guz mózgu… Lekarze powiedzieli, że muszą jak najszybciej go wyciąć. 26 grudnia ubiegłego roku, w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, stawiłam się w szpitalu na operację, drżąc ze strachu…
Po kilku godzinach oczekiwania przyszedł lekarz. Powiedział, że żadnej operacji nie będzie! Jeśli zaczęliby operować, straciłabym wzrok. Guz jest na prawym nerwie, jednak cały czas rośnie, niebezpiecznie zbliża się do skrzyżowania nerwowego. Obudziłabym się być może i bez guza, ale już nigdy nie zobaczyłabym moich bliskich, mojego synka, całego świata…
Zapytałam, co dalej. Co właściwie jest w mojej głowie… Po kolejnych badaniach lekarze są na 90% pewni, że to oponiak, a nie glejak, może nie dawać przerzutów. Jednak nadal nie wiedzą, jak mnie leczyć… Mój nowotwór jest niezwykle rzadki. Lekarz powiedział mi wprost, że jestem pierwszym takim przypadkiem w jego 40-letniej karierze. Nie wiedzą, co ze mną zrobić… Nie chcę stracić wzroku, ale w Polsce mam po prostu pogodzić się z tą myślą, że nowotwór w końcu “zje” mi nerwy, zabierze wzrok…
Zaczęliśmy szukać z mężem innego sposobu, innego ratunku. mam dopiero 33 lata, chciałabym zobaczyć, jak mój syn idzie na studia, jak bierze ślub… W kraju wszędzie odmawiali mi pomocy, bo nie umieli uratować mi wzroku. Ale właśnie wtedy natknęłam się w internecie na historię dziewczyny, która leczyła się protonami w klinice w Czechach. Zebrałam wszystkie wyniki badań, wysłałam do Czech. Już pod dwóch dniach dostałam odpowiedź, bym jak najszybciej przyjechała.
10 lipca stawiłam się w Proton Therapy Center w Pradze. I wtedy okazało się, że mogą mi pomóc! Metoda stosowana w Czechach nie tylko ocali mój wzrok, ale też uwolni od guza! Specjaliści tak dobiorą ilość protonów i czas promieniowania guza, że zmniejszą go, zabiją komórki nowotworowe, oszczędzając nerwy wzrokowe. Po 5 tygodniowej terapii będę mogła zacząć nowe życie, a za 2,5 roku po guzie zostanie tylko ślad!
To moja jedyna, największa szansa, ale nie mam wiele czasu. Jeśli guz dojdzie do skrzyżowania nerwów, stracę wzrok w obu oczach, na zawsze… Protonoterapia to gigantyczny koszt, na który nas nie stać… Cały czas staramy się o dofinansowanie choć części od NFZ, bo przecież nie potrafią mnie leczyć w kraju, a w Czechach dostałam szansę! Czy zostanie mi przyznane? Nie wiadomo, nie mogę też czekać, bo bomba w mojej głowie w każdej chwili może wybuchnąć. Dlatego dzisiaj proszę o pomoc…
Mój czas ucieka... Dziękuję za każdy dzień w którym widzę, który dla mnie i mojej rodziny jest ogromnym darem. Kocham mojego męża, kocham mojego synka. Nie marzę o niczym innym, tylko o tym, by widzieć ich jak najdłużej. Wierzę, muszę wierzyć w to, że wygramy. Przy życiu trzyma mnie tylko miłość i nadzieja. Proszę, pomóżcie mi...
*****
Zobacz reportaż: