Matka silniejsza niż śmierć! Czy miłość do dzieci pokona raka?

roczne leczenie nierefundowanym lekiem Kisqali
Zakończenie: 20 Listopada 2018
Opis zbiórki
Patrz na dzieci i nie płacz! Tak stawia mnie do pionu mąż, kiedy umieranie bierze górę nad życiem. Ale jak się nie załamać, kiedy 10-miesięcznego synka nie można karmić piersią, nie można nawet wziąć na ręce. Wszędzie w koło rak – w głowie, w myślach, snach, kościach, płucach, wątrobie…
Kasia żyje tylko dlatego, że nie wyobraża sobie innego scenariusza. Lekarze powiedzieli wprost – jest to rak hormonalny i ciąża skutecznie ukryła wszelkie objawy, a teraz nowotwór dostał mega przyśpieszenia ze względu na burzę hormonalną. Nie widać żadnych szans...
Dwójka dzieci, 31 lat, i prognozy, które odbierały nadzieję już tyle razy…
Najpierw powiedziano Kasi, że będzie żyła 3 miesiące, potem, że 20 miesięcy, ale kiedy ma się do wychowania dwójkę dzieci, takie odroczenia to straszny dramat, bo nie wiadomo czy żegnać się z rodziną, czy próbować coś zmienić. Tylu lekarzy już szukało dla niej ratunku… Jeśli nikt nie znalazł, to znaczy, że go nie ma? Młodzi ludzie walczą, przesuwają granice, nie poddają się, dlatego Kasia postanawia, że nie będzie czekała na śmierć…
Kilkanaście miesięcy temu żyła jak zupełnie zdrowa kobieta, miała marzenia, plany na wakacje, czekała na drugiego synka, odcinała kupony od życia, które niebawem miało stanąć pod znakiem zapytania.
Banalny guz w piersi i lekkie zaniepokojenie. To nie może być tak oczywiste, zwłaszcza teraz, kiedy ma w sobie dość siły, by przekazać życie. Po porodzie bolał kręgosłup, ale to normalne, gdy tyle miesięcy nosi się nadprogramowe kilkanaście kilogramów. Organizm dał sygnał, Kasia go przechwyciła, ale lekarze kilka razy źle go zinterpretowali. Guz w piersi zdiagnozowano jako gruczoł mlekowy, kazano masować, stracono tylko czas…
Rak piersi z przerzutami do kości, wątroby, płuc i jedyna możliwość leczenia – opieka paliatywna… Gra na czas, kiedy Kasia potrzebuje bardzo dużo czasu. Kubuś dopiero uczy się chodzić, nie będzie pamiętał mamy, jeśli właśnie teraz zakończy się ich wspólna historia.
Każde dziecko powinno mieć mamę i Kasia robi wszystko, by tak właśnie było…
Starszy synek ma 8 lat – z nim już trzeba o chorobie rozmawiać. Kiedy pierwszy raz zobaczył mamę bez włosów, przeżył szok – długo słuchał wyjaśnień. Kasia musiała powiedzieć wszystko, ale ubrała to w słowa, tak by nie cierpiał. "Mama wzięła bardzo silny lek i od tego straciła włosy" – zrozumiał, to bardzo dojrzały chłopiec. Jeśli stanie się najgorsze, nikt nie będzie go oszczędzał, po prostu zostanie tym chłopcem, który nie ma mamy.
Kasia nie chce do tego opuścić.
Nie ma już włosów, nie ma czasem chęci, by wstać, ale wtedy Kasia dostaje tego pozytywnego kopa – “patrz na dzieci i nie płacz, masz bardzo dużo do zrobienia…”.
Rola aktywnej mamy, która krząta się po domu, jest w tej chwili największym marzeniem. Choroba zadaje cios za ciosem, rozsiewa się po całym organizmie, atakuje z zaciekłością, ale ma godnego przeciwnika – matkę, która chce chronić swoje dzieci.
Kręgosłup już nie wytrzymał i Kasia trafiła na wózek inwalidzki. Z tego miejsca walczy się gorzej, bo człowiek czuje się o wiele słabszy.
“Liczę, że się uda, że ktoś powie mi, że jest szansa, na wygraną. Pierwszym krokiem na mojej drodze do zdrowia jest lek, który może mnie uratować. Kisqali – lek bardzo drogi i bardzo potrzebny, o którego zależy teraz wszystko. Liczę, że ta historia nie ma jeszcze napisanego zakończenia, że wyrok jeszcze nie zapadł. Proszę Was, bądźcie ze mną, i jeśli nie dla mnie to zróbcie to dla moich dzieci. Jeśli ta historia ma teraz dobiec końca, to jej zakończenie ma być walką – heroiczną walką matki o to, by zostać ze swoimi dziećmi.”
Kasia