Pułkownik "Rączy" – Bohater w starciu z rakiem

Roczna pomoc w leczeniu dla Bohatera
Zakończenie: 12 Lipca 2017
Rezultat zbiórki
Jesteście wspaniali! Zbiórka przeszła najśmielsze wyobrażenia i pokazała, jak wiele znaczy życie człowieka, któremu być może zawdzięczamy własne. Pułkownik nie może opanować wzruszenia, bo dzięki Wam może stanąć godnie do ostatniej walki na śmierć i życie.
Od dzisiaj, dzięki wszystkim wspaniałym darczyńcom pieniądze nie są już przeszkodą w leczeniu i operacji. Razem walczyliśmy o zdrowie Pułkownika, ale ostatnią bitwę będzie musiał stoczyć sam. Teraz może stoczyć ją tak jak żył – godnie.
Opis zbiórki
W tym miejscu zwykle czytamy historie pisane przez życie i o życiu naszych bohaterów. Kiedy pojawia się choroba, wraz z nią rozpoczyna się walka o zdrowie, życie. Tym razem mamy do czynienia z historią nie do opisania, taką, która zapiera dech w piersiach, przy której wszystkie inne stoją na baczność...
Nasz bohater Pułkownik Tadeusz Bieńkowicz ps. „Rączy” za broń chwycił pierwszy raz w wieku 17 lat i tak naprawdę tej broni nigdy nie złożył. Tacy ludzie, którym my zawdzięczamy dosłownie wszystko, nigdy nie powinni czekać na pomoc, dlatego teraz, kiedy schorowane ciało Pułkownika zaczyna odmawiać posłuszeństwa, musimy zrobić wszystko, by ta historia mogła trwać i byśmy mogli jej wciąż słuchać z ust jej głównego bohatera.
Stoi przed nami mężczyzna drobnej postury ze zmęczonymi, ale szklanymi, błękitnymi oczyma, jak niebo, pod którym sypiał. Usta łagodnie uśmiechające się, jak po radości z odbicia kolegów z więziennych cel. Ręce schorowane, ale jeszcze pamiętające ciężar karabinu i trudy walk. Spryt i dowcip wciąż ten sam. Hart ducha bez zmian, lecz czas jednak się nie zatrzymał, płynie…
To właśnie on zimą 1944 roku współdowodził odbiciem więzienia w Lidzie, uwalniając ok. 70 żołnierzy podziemia niepodległościowego, gnębionych przez hitlerowski reżim. Za to odznaczony został Orderem Virtuti Militari. Ale to tylko jedna z Jego wielu brawurowych akcji, bowiem za jego przyczyną w listopadzie 1943 roku doszło do likwidacji Osterkommendatury w Kaleśnikach.
Zawsze na pierwszej linii ognia. Zawsze wierny i oddany. Po nadejściu sowieckiej okupacji broni nie złożył, walkę kontynuował pod skrzydłami swojego dowódcy Jana Borysewicza “Krysi” jako jego przyboczny, wyznaczony do najtrudniejszych zadań. Nigdy nie zawiódł.
W 1950 roku został aresztowany. Przez siedem miesięcy poddawany był torturom w okrutnych stalinowskich więzieniach. Nie załamał się. Został skazany na dożywocie, ale wyszedł w roku 1956. Dzisiaj patrzymy na człowieka, który oswoił strach, śmierć i ból, człowieka, który mimo upływających lat wyprostowany, na stojąco opowiada historię, którą sam dla nas pisał.
Jeden z ostatnich Żołnierzy Niezłomnych, z dumą przyjmuje kolejne odznaczenia, bo jak sam mówi, z Polski trzeba być dumnym. Każdy order wpięty w mundur to setki uratowanych żyć, to kolejny krok do wolności, ale i cierpienie, niewyobrażalne dzisiaj oddanie dla spraw najważniejszych. Odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari, Krzyżem Komandorskim i Oficerskim, Orderem Odrodzenia Polski, Krzyżem Walecznych, Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kampanii Wrześniowej, Odznaką „Weteran Walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny”, Krzyżem Więźnia Komunizmu z Mieczami, Honorową Odznaką Żołnierza AK Okr. „Wiano” i „Nów”
Pułkownika spotkać można na Powązkowskiej Łączce, gdzie wolontariusze pomagają przy pracach ekshumacyjnych Bohaterów podziemia antykomunistycznego. Przychodzi, odwiedzić swoich kompanów wydobywanych z dołów śmierci, dołów niepamięci. Wniesiony przez wolontariuszy – bo zdrowie już nie takie, jak za lat młodzieńczych. Wzruszony – bo czuje obecność swoich przyjaciół...
Zostało ich tak niewielu, a czas biegnie nieubłaganie. Możemy być dumni, że mamy to szczęście, by słuchać słów z pierwszej ręki, by historia wciąż żyła. Dzisiaj Pułkownik Rączy staje do walki z niegodnym siebie przeciwnikiem, takim, który podkrada się z zaskoczenia, który nie chce pokazać twarzy, a zabija podstępem. Choroba nowotworowa sięga już kości i próbuje zabrać to delikatne jak powiew wiatru życie. Przez tyle lat rak bał się pokazać, wiedział, że nie ma szans z takim człowiekiem, dlatego poczekał i przyszedł w chwili, kiedy na walkę nie ma już sił.
Mamy niepowtarzalną i prawdopodobnie jedną z ostatnich okazji, by wesprzeć w walce naszego Bohatera. Pułkownik nie lęka się śmierci, bo od lat dobrze się z nią zna, ale dla człowieka takiego jak on najważniejsza jest godność. Tutaj nasza rola, aby kosztowne leczenie nie było powodem do zmartwień, aby wspólnie stanąć do walki z rakiem i ochronić to cenne życie... Ten ostatni raz.