Tak bardzo pragnę ocalić mojego męża...

przeszczep komórek macierzystych
Zakończenie: 27 Maja 2018
Opis zbiórki
Od kilku lat patrzę, jak Rafał cierpi. Choroba każdego dnia osłabia mojego męża. Próbuje odebrać mi ukochanego towarzysza życia, naszym dzieciom ojca, a wnukom - dziadka. SM - te dwie litery wtargnęły w naszą codzienność, zburzyły rodzinny spokój. Są jak wyrok, którego nie sposób odroczyć. Nikt nie ma mocy, aby zmyć jego piętno.
Nigdy nie myślałam, że los wystawi nam taki rachunek za nasze wspólne życie, bycie razem, przezwyciężanie przeciwności losu i uczciwą pracę. Jako młodzi ludzie wielokrotnie rozmawialiśmy o wspólnej starości - spacerach, zabawach z wnukami, upragnionym odpoczynku. Podstępna i postępująca choroba, chcąca za wszelką cenę ukraść nasze szczęście, nigdy nie była w planie! SM - stwardnienie rozsiane - nieproszone wdarło się do naszego życia. To właśnie ono sukcesywnie odbierało Rafałowi sprawność w nogach, aż unieruchomiło go zupełnie. Teraz przyszedł czas na dłonie, które są już niemal bezwładne, powoli zaczyna atakować również inne organy…
SM uszkadza układ nerwowy, zaburzając funkcjonowanie wszystkich narządów. Odbiera radość, napawa lękiem. A ja nie mogę nic zrobić.
Dramat, jaki dotknął naszą rodzinę, rozpoczął się wiele lat temu. Najpierw pojawiły się zaburzenia równowagi i wzroku - Rafał widział jakoś niewyraźnie. Udaliśmy się do okulisty, szukaliśmy pomocy. Mój mąż coraz częściej sięgał po laskę, aby się na niej wesprzeć. Nie miał tyle energii co dawniej, chociaż sam nie chciał się do tego przyznać. Tłumaczyłam sobie, że to normalny etap, że w tym wieku nikt już nie staje się młodszy… W końcu dotarło do mnie, że mój mąż stopniowo zaczyna tracić siły. Lekarze nie znali przyczyny, a on stawał się coraz słabszy. Laskę szybko zastąpiły dwie kule. Wówczas wydawało nam się to tragedią. Nie wiedzieliśmy, że to dopiero początek, że w ten sposób choroba przejmuje kontrolę i atakuje coraz agresywniej.
Kilka lat później patrzyłam, jak mój mąż trafia na wózek inwalidzki. Nie zniósł tego dobrze. Nie potrafił pogodzić się z tym, że to koniec wycieczek rowerowych, prac w gospodarstwie, wygłupów z Oliwką czy gry w piłkę z Kubusiem. SM zatrzymało nasze życie. W 2012 roku zapadła diagnoza. Czułam, jak tracę męża, jak się poddaje, z jego twarzy znikał uśmiech… Wtedy dowiedzieliśmy się, że istnieje szansa na spowolnienie choroby. Na pozbawienie jej porażającej siły, jaką dysponuje. Nadzieja na wzmocnienie mojego męża, na podarowanie mu chociaż części utraconej sprawności.
Naszą deską ratunku jest przeszczep komórek macierzystych. Żadne dotychczasowe leczenie nie polepszyło stanu zdrowia Rafała. Dla wielu chorych ta terapia jest przełomem. Wierzę, że pomoże też mojemu mężowi. A co najważniejsze, on w to wierzy. Nasza córka spodziewa się dziecka. Rafał bardzo się cieszy, ma nadzieję być obok najmłodszego wnuka, gdy będzie dorastał. Problemem są jednak pieniądze. Blisko 25 tysięcy! Kwota, której nigdy nie uda nam się samodzielnie zebrać na czas.
Z całego serce pragnę, aby mój mąż żył, aby zobaczył narodziny swoich kolejnych wnucząt, a nawet prawnucząt. Nie wyobrażam sobie, aby mogło go zabraknąć. Rafał jest dla mnie wszystkim - od kilkudziesięciu lat wypełnia moje życie. Świadomość, że choroba odbiera mi go każdego dnia, kawałek po kawałku, paraliżuje mnie od środka. On nie może zniknąć. Ten dzień nie może nastąpić. A przynajmniej nie teraz, nie tak szybko. Wierzę, że przed nim jeszcze wiele pięknych lat. Musimy tylko powstrzymać SM.
Rafał słabnie z każdym dniem. Jego mięśnie tracą siłę, on sam jakby maleje. Coś w nim gaśnie, a myśl o tym, że ucieka z niego życie, doprowadza mnie na skraj rozpaczy. On ma dla kogo żyć. Wie o tym i chce walczyć. A my bardzo go potrzebujemy. Proszę, pomóżcie mi uwolnić mojego męża od rozprzestrzeniającego się w jego ciele potwora.