Nowotwór znów zaatakował ze zdwojoną siłą. Trwa walka o terapię ostatniej szansy!

Zakończenie: 18 Listopada 2023
Opis zbiórki
Już raz zdarzył się cud. Nikt nie wierzył, nawet mi zdarzało się tracić nadzieję… Teraz kiedy życie zdawało się wracać do normy NOWOTWÓR POWRÓCIŁ. Silniejszy. I jeszcze bardziej niebezpieczny.
Myślałem, że to, co przeżyłem w ubiegłym roku to piekło na ziemi. Niestety, okazało się, że nowotwór dał mi tylko chwilę wytchnienia i złudną nadzieję na normalne życie. Dopiero zdążyłem odetchnąć pełną piersią… Zacząłem planować, organizować, wracać do życia. A chwilę później usłyszałem, że znów wszystko mogę stracić, a mój czas na ziemi może w każdej chwili się skończyć…
W 2018 roku dowiedziałem się, że cierpię na raka. Diagnoza była szokiem, ale wtedy wierzyłem w moc leczenia. Wizyty ciągnące się w nieskończoność, kolejne badania, testy i garść złych informacji od lekarzy. Po kilku miesiącach bezskutecznych prób i błędów trafiłem do gabinetu lekarza, który znów dał mi nadzieję. Badania nie pozostawiały wątpliwości - albo podejmujemy zdecydowane działania, albo choroba mnie pokona. Czy się bałem? Nie chciałem się na tym skupiać, na wszelkie możliwe sposoby odganiałem złe myśli w nadziei na pomoc. Czasem miałem ochotę uciec. Zaszyć się. Schować przed chorobą… A jednak coś pchało mnie w stronę walki - zatroskane spojrzenia rodziny, słowa lekarza, że jeszcze nie wszystko stracone. Chęć życia była silniejsza. Po operacji, podczas której, jak się okazało miałem minimalne szanse, dostałem niesamowitą wiadomość: udało się! Niedowierzanie, łzy szczęścia, radość - tego nie da się opisać! Na własnej skórze doświadczyłem cudu.
Moja radość trwała krótką chwilę. Kiedy pojawił się ból, zmęczenie i osłabienie od razu wiedziałem, że to pierwszy sygnał alarmowy. Byłem daleki od paniki, ale takie rzeczy zwyczajnie się czuje…
Miesiąc temu, w październiku po badaniach PET usłyszałem słowa, które zwaliły mnie z nóg. Rak wrócił - silniejszy, dał przerzuty do kości. Cała radość zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pozostaje wizja powrotu na szpitalne korytarze, do wyczerpującego leczenia. Czy może poddać się od razu? Złożyć broń i czekać na ostateczność? Nie, tego nie mogę zrobić! Ani sobie, ani mojej rodzinie, która każdego dnia pomaga mi podnosić się z bezkresu beznadziei.
Najgorsze jest to, że leczenie zawiodło, a jego powtórzenie nie daje gwarancji sukcesu. Dzięki mojej rodzinie znaleziono klinikę w Austrii - tam lekarze specjalizują się w przypadkach takich jak mój. Ratują ludzi, kiedy inni spisują ich na straty. Jest tylko jeden problem: nie mam tyle środków, by chociażby pojechać na konsultację. Patrzę na kwalifikację do leczenia i zastanawiam się, skąd wziąć środki niezbędne na leczenie! Bo terapia, o którą się staram to prawie 150 tysięcy złotych. Kwota, której nie zdobędę samodzielnie. To przerażający okup za życie…
Moja rodzina, wnuki - wszyscy czekają na powrót dziadka Eugeniusza pełnego radości i energii. Bardzo chcę żyć. Dla nich, dla tej miłości i planów, które razem stworzyliśmy. Mam na to szansę, jeśli Ty mi pomożesz. Jeśli do pomocy zachęcisz swoich znajomych. Bo bym mógł się ratować potrzebuję tysięcy ludzi dobrej woli!
W momencie, gdy walczysz o własne życie czas zdaje się dramatycznie przyśpieszać… Nadzieja miesza się z lękiem. Ból z radością, że kolejnego poranka udało mi się wstać z łóżka. Wierzę, że pomoc ma ogromną moc. Wierzę, że jeśli podarujesz mi teraz dobro, niebawem do Ciebie wróci ze zdwojoną mocą. Staniesz ze mną do walki? To może się udać.