"Mamo, czy ja umrę?". Obiecałam Jasiowi, że będzie żył. Teraz błagam – pomóż mi

Operacja guza mózgu w klinice w Tübingen w Niemczech
Zakończenie: 14 Czerwca 2019
Opis zbiórki
Dla mnie, matki to dziecko to cały świat. Nie sądziłam, że przyjdzie dzień, kiedy muszę poruszyć całe niebo i ziemię, by ratować jego życie. Teraz kiedy wszystko wisi na włosku, wołam o pomoc. Dwa miesiące temu, gdy usłyszał, że w jego mózgu znajduje się guz, zaczął zadawać pytania, na które nie potrafimy odpowiedzieć. Nasz świat się zatrzymał, bo co powiedzieć dziecku ze śmiertelnym guzem w głowie? Jasiu – wszystko będzie dobrze?
Teraz będziemy śledzić zielony pasek, bo od niego zależy wszystko – nie mamy czasu, bo dopiero wpłata pełnej kwoty na konto kliniki pozwoli nam ustalić termin operacji.
Nasz syn Janek to pełen energii, bystry, niezmiernie dociekliwy trzynastolatek. Od dziecka chciał wszystko wiedzieć, wszystko rozumieć. Żaden problem, czy zagadka nie mogły pozostać bez odpowiedzi. To jego sposób na życie. Zawsze musi istnieć odpowiedź i rozwiązanie. W tym wypadku rozwiązanie jest tylko jedno – pilna operacja, albo…
Żadna matka, żaden ojciec, nie chcą usłyszeć takich pytań. Mamusiu, czy ja umrę? Czy mam czas? Czy będę jeszcze mógł chodzić, mówić? Jak długo będę musiał leżeć w szpitalu? Jak dużą dziurę zrobią mi w głowie? I najgorsze: dlaczego mi się to przydarzyło? Dlaczego teraz? Co zrobiłem nie tak?
Kilka miesięcy temu Janek stał się nerwowy, miał problemy z koncentracją, zaczął niechlujnie chodzić, siadać, trochę niewyraźnie mówił. Symptomy szybko zaczęły nas niepokoić. Gdy z dnia na dzień pogorszyła się jego postawa ciała, a lewa ręka osłabła i nagle zsiniała, trafiliśmy na SOR i szpitalny oddział neurologii. Przeszliśmy mnóstwo badań, w tym rezonans głowy. Patrzyliśmy na monitory i nie chcieliśmy wierzyć w to, co widzimy. Diagnoza powaliła nas z nóg – guz mózgu o średnicy 4 cm, który wyrósł w samym środku prawej półkuli. Ten guz wielkości kurzego jaja znajduje się w bardzo ważnej części mózgu i uciska na nerwy ruchowe.
Pierwszy raz widziałam przerażenie i strach w oczach mojego dziecka – to chyba było najgorsze z tej choroby. Paniczny lęk i chwila, kiedy trzeba pocieszyć własne dziecko, a słowa grzęzną w gardle. Czułam, jak rośnie we mnie poczucie bezradności. Chciałam krzyczeć, ale wiedziałam, że nie mogę się załamać. By uratować Janka, liczy się czas i niezwykła dokładność. Lekarze uświadomili nam, jak istotna w jego przypadku jest precyzyjna operacja… I jak trudno będzie nie naruszyć ważnych struktur mózgu. Jednocześnie im więcej guza uda się wyciąć, tym większa szansa na wyleczenie i powrót do normalnego życia. Niestety, w Polsce lekarze nie dysponują do tego odpowiednim sprzętem.
Dziś walczymy o to, by nasz 13-letni syn mógł żyć! Aby mógł wrócić do swojego dawnego życia, żyć jak inni jego rówieśnicy. Wiemy już, że w klinice w Tübingen w Niemczech chirurdzy użyją sprzętu, który może wyciąć nawet ponad 90% guza i pomoże ochronić kluczowe struktury mózgu Janka, co pozwoli mu wrócić do normalnego życia. To nasza jedyna szansa!
Każdy dzień czekania oddala nas od szansy na powodzenie operacji. To również coraz gorsza kondycja psychiczna Janka, dni pełne lęku i łez. I pytań bez odpowiedzi. Dla nastolatka taka sytuacja to niemal koniec świata. Podobnie dla jego młodszej siostry, która patrzy na to, jak jej ukochany brat traci radość życia i nadzieję. Kiedy urodził się Janek, obiecałam sobie, że pokażę mu, jak piękny jest świat i jak pięknie można żyć.
Obiecałam sobie, że zawsze będę go chronić. Dlatego dziś proszę Was o pomoc. Sami nie damy rady. Przed nami największa i najważniejsza bitwa o życie syna.
Każda godzina jest na wagę złota, bo to oznacza, że operacja ma większe szanse powodzenia. Prosimy, pomóżcie Jankowi odzyskać życie, na jakie zasługuje. Wyprzedźmy zegary i sprawmy, by żył!
Mama