Glejak chce zabić moją żonę - pomóżcie uratować Magdę!

transport medyczny i leczenie w klinice w Niemczech
Zakończenie: 4 Kwietnia 2019
Rezultat zbiórki
Musimy przekazać smutne wieści. Pani Magda przegrała dzisiaj (5 kwietnia) walkę z chorobą. Nowotwór okazał się silniejszy...
Dziękujemy wszystkim, którzy w ostatnich tygodniach zaangażowali się w pomoc dla Pani Magdy. Wsparcie płynęło z wielu stron. Do końca wierzyliśmy, że się uda wyjechać do Niemiec i tam podjąć ostateczne starcie z chorobą... Stało się, niestety inaczej.
Łączymy się w bólu z najbliższymi, mężowi i córeczce Pani Magdy składamy najszczersze kondolencje.
Opis zbiórki
Choroba zbiera swoje żniwo, czasu na ratowanie Magdy jest coraz mniej. Żona od 5 lat walczy z glejakiem, który w ostatnich miesiącach przyjął najwyższy - IV stopień złośliwości. Leczenie w Polsce nie przynosi już rezultatów, guz rośnie każdego dnia, dlatego, jeśli chcemy ją uratować, musimy szukać ratunku poza granicami kraju. Już 14 stycznia jedziemy do Kolonii w Niemczech na konsultację, ale żeby się tam dostać, potrzebujemy kosztującego ponad 10 tys. złotych transportu medycznego… Dobrzy ludzie, pomożecie?
Nie mam wyjścia… Dzielę się z Wami historią choroby mojej żony, chociaż wcale tego nie chcę. Opowiadać o bólu, strachu, zapachu oddziału onkologii, na który codziennie zagląda śmierć… Sytuacja jest dramatyczna, guz rośnie, stan Magdy się pogarsza z dnia na dzień, a ja muszę zrobić wszystko, żeby ją ocalić. Tylko to się teraz liczy i niestety jej życie zależy również od pieniędzy.
Nasz dramat zaczął się w lutym 2014r., kilka miesięcy przed 30. urodzinami. Guz mózgu w okolicach prawego płata ciemieniowego i skroniowego. Zakradł się podstępnie. Przyszedł zniszczyć nasze szczęście. Od tamtej chwili nic już nie było takie samo, diagnoza zwaliła nas z nóg. Nie da się przygotować na takie wieści, zapomnieliśmy czym jest spokojny sen, wiedząc, że nie poddamy się bez walki. Magda podjęła rękawicę - dla siebie, dla mnie, ale przede wszystkim dla naszego skarbu, 3-letniej wtedy Anastazji. Rozpoczęła się wojna na śmierć i życie. Długa i wyczerpująca...
Konieczna była operacja w Poznaniu, na szczęście paskudztwo udało się wyciąć w całości. Wyniki histopatologiczne wykazały glejaka II stopnia wg skali WHO. Lekarze z uwagi na młody wiek żony wstrzymywali się z radioterapią, która mogła przynieść więcej szkód niż korzyści. Zalecono kontrolne rezonanse co pół roku, a nasze życie powoli wracało do normy. Do czasu…
W maju 2015r. usłyszeliśmy to, czego każdy człowiek walczący z rakiem boi się najbardziej. Wznowa, glejak powrócił w bardziej agresywnej postaci - III stopień WHO… Kolejna operacja, później chemia i radioterapia. Mieliśmy nadzieję, że tym razem potwór już się nie odrodzi. Kontrolne rezonanse nastrajały nas pozytywnie, wykazując brak choroby. Magda wracała do zdrowia, powoli wymazując złe wspomnienia z pamięci.
Niestety… Glejak nie przebacza, nie zapomina… Siedział sobie cichutko w ukryciu, żebyśmy mogli karmić się fałszywą nadzieją o jego końcu. Wrócił w kwietniu 2018r. w najgorszej możliwej postaci… Zaatakował lewy płat czołowy w pobliżu korowych ośrodków mowy. Usadowił się w takim miejscu, że nie ma możliwości, żeby go usunąć. IV stopień WHO - najwyższy możliwy, wielkości 1,5 cm.
Możliwości leczenia w Poznaniu się skończyły, dlatego przenieśliśmy się w czerwcu do Bydgoszczy. Paskudztwo szybko rosło i przez 2 miesiące powiększyło się o 2 cm… Zaczęliśmy standardową procedurę od początku. Chemia, naświetlania, które skończyły się w połowie października. Choroba i leczenie tym razem przeczołgały Magdę przez najgłębsze kręgi piekieł. Zaczęły się problemy z poruszaniem i bardzo słaby kontakt z rzeczywistością.
W połowie listopada, przed wyjazdem do Bydgoszczy po pierwszą dawkę chemii, już po naświetlaniach, wykonaliśmy kontrolny rezonans. Niestety opis wskazywał powiększenie się guza do około 7 cm. Onkolog uznał, że rezonans został wykonany za wcześnie i to ogólny obrzęk mózgu po radioterapii może przekłamywać wynik. Dostaliśmy chemię i wróciliśmy do domu, jednak stan Magdy nie poprawiał się, więc zacząłem szukać, pytać, konsultować z innymi lekarzami.
Wkrótce progresja guza potwierdziła się. Poczułem, że właśnie staczamy się w przepaść, z której już nie będzie powrotu… Zaraz po świętach mieliśmy kolejny rezonans - guz nadal rośnie i rozlewa się już na drugą półkulę, jest coraz gorzej. Konsylium lekarskie, które zebrało się po Nowym Roku nie mogło uwierzyć, że chemia celowana w ten typ guza wg biopsji nie działa.
Od dzisiaj (7 stycznia) jesteśmy w Bydgoszczy i czekamy na dalsze plany leczenia. Żona ma przyjąć inny rodzaj chemii, ale sytuacja jest dynamiczna i póki co żyjemy w zawieszeniu. Nie mogłem jednak czekać z założonymi rękami i zaczęliśmy szukać ratunku poza Polską. Na 14 stycznia mamy umówioną konsultację w specjalistycznej klinice walki z rakiem w Kolonii. To być może będzie nasza ostatnia deska ratunku. Jednak stan zdrowia Magdy nie pozwala, żebyśmy pojechali tam na własną rękę. Potrzebny jest specjalistyczny transport medyczny, który kosztuje ponad 10 tys. zł… Dlatego proszę o pomoc!
Trwa wyścig z czasem i z chorobą… Muszę być twardy, muszę ratować żonę i opiekować się jednocześnie dorastającą córką. Ciągłe badania, rozjazdy, szpitale. Ja się nie skarżę, ja po prostu nie mam innego wyjścia. Słowa więzną w gardle, łza bezkarnie spada po policzku. Muszę krzyczeć, prosić, błagać. Dopóki jest szansa i nadzieja dla Magdy. Pomóżcie mi ocalić żonę!
Karol - mąż Magdy